poniedziałek, 24 sierpnia 2015

„Oni są dobrzy, ale my już nie."

MYSZA - DOPROWADZONA DO STANU TRAGICZNEGO I PORZUCONA. DZISIAJ SZCZĘŚLIWA.




Nigdy, przenigdy nie myślałem, że będę musiał o tym napisać, ale mam dość.

Po prostu, tak po ludzku dość.



To, że naród skargi pisze jest normalne. Jak inaczej rozładować swoją złość, frustrację i chęć naprawy tego, co w społecznym odczuciu działa niewłaściwie. To jest jeden z czynników rozwoju społeczeństwa obywatelskiego.

Nie ma sprawy! 
MUCHA - PORZUCONA. DZISIAJ W NASZYM DOMU.


Każdy kto spotyka się z ludźmi w swojej pracy narażony jest na takie sytuacje. Jest tylko jedna rzecz, która mną wstrząsnęła w ostatniej skardze, która wpłynęła na działalność schroniska. Jedno sformułowanie w piśmie przewodnim zredagowanym przez Panią  Ewę Ostapską -Prezes TOWARZYSTWA POMOCY ZWIERZĘTOM – Gdański Animals, które stało się iskrą zapalną do powstania tego wpisu.
„Zdaniem skarżących istniejący bałagan i brak dbałości o powierzone zwierzęta bierze się stąd, że brak jest wśród personelu szacunku i miłości do zwierząt.”
WATSON - PORANIONY - NIEUFNY - DZISIAJ MA CUDOWNY DOM.



O ile nie będę polemizował z zarzutami dalej postawionymi, o tyle z tym akapitem i z osobą, która podpisała to pismo (czyli również zgadza się z tą tezą), będę.

Będę i to do upadłego!

A skoro zarzut stawia się całemu personelowi, to również czuję się wymieniony w tej grupie.

Nie jestem rzecznikiem wszystkich.

Odpowiadam tylko za siebie i już.

Zatyka mnie ze złości, że tak można wszystkich bez namysłu, a może z premedytacją oskarżać (nawet tych, których się nie zna).

I ja mówię teraz bez względu na dalsze konsekwencje: Dość! Basta! Nie będę już przyjmował takich sformułowań z uśmiechem na twarzy, mówiąc, że taka jest moja rola.

 
GUSTAW - PORZUCONY - ZRANIONY - DZISIAJ MA DOM.

To oburzające, że ktoś, kogo nie nawet nie znam przyjmuje taki ton w swoim piśmie, które miałem okazję przeczytać. Nazywam się Grzegorz Zaleski i jeśli ktoś wysuwa przeciwko mnie takie zarzuty, jak brak szacunku i miłości do zwierząt, to proszę się ujawnić i skonfrontować. Nie gryzę.

Chciałbym poznać moje niecne uczynki, bo może nie zdaję sobie sprawy, że je robię i potrzebuję mężów opatrznościowych, którzy wskażą mi właściwą drogę. 
W myśl zasady: Gdzie dwóch Polaków tam trzy opinie.
I jeszcze to określenie: POWIERZONE.
Nie Pani prezes. Właściwe będzie: Wyrzucone bezkarnie w większości przez mieszkańców Gdańska.



Ktoś powie, że nie warto się tym przejmować, że taka jest rzeczywistość. Owszem, być może taka jest rzeczywistość, ale mam dość milczącego zwieszania głowy i stawania pod pręgierzem czyjś pretensji i zarzutów. A wszystko na zasadzie: Bo my jesteśmy dobrzy, a oni już nie.
PITER - JEDEN STRACH! - DZISIAJ MA CUDOWNĄ OPIEKUNKĘ



Jak zohydzić komuś pracę, która jest pasją, bo o zarobkach gwarantujących spokojny, stabilny byt nie będziemy tu rozmawiać? Ano właśnie takimi sformułowaniami.



Ja znam swoją wartość jako człowiek, oraz wartość tego co zrobiłem i zrobię dla porzuconych przez mieszkańców gminy Gdańsk zwierząt.

Za mną stoją żywe przykłady psiaków, którym otworzyłem drzwi do innego, lepszego świata oraz ich opiekunowie, z którymi często - do tej pory, mam kontakt.

KREMIK - DWA LATA W KOJCU - ZAMKNIĘTY W SOBIE.
Niech się Ci, którzy ferują takie opinie zapytają: Pitera, Kremika, Gustawa, Joty, Watsona, Muchy, mojej kotki, Lucjana, Bubinsa, Teodora, Myszy, Ady (obecnie Miszy) i wielu innych, jak to jest naprawdę z tą miłością i troską, ewentualnie jej brakiem.

Nigdy też nie oczekiwałem poklasku, czy medali z tytułu wkładanej w nie wszystkie pracy, również kontynuowanej poza jej godzinami, w moim prywatnym domu. Ale też nie pozwolę teraz tego zniszczyć, sponiewierać. Nie pozwolę odebrać sobie godności i szacunku.

Tak, tak!

Szacunku do tego co zrobiłem, co chciałem zrobić nie oglądając się na innych. Nie potrzebuję być w organizacjach pozarządowych, żeby działać na rzecz jakieś dobrej sprawy. Znudziło mnie przyjmowanie na „klatę” tezy,  jacy to jesteśmy niedobrzy i jak to maltretujemy tutaj zwierzęta. I jeszcze tłumaczenie się z tego.

Przyszedł czas, żeby ten „dół”, którego jestem członkiem w końcu wydał z siebie głos, niczym ten pies przyparty, zagoniony do kąta przez „człowieka”, który chce mu pokazać swoją wyższość.

 
TEODOR - ROK W SCHRONISKU - DZISIAJ JUŻ NIE PAMIĘTA TEGO MIEJSCA.
Po raz kolejny zaznaczam, że to mój głos, indywidualny.



Przerysuję, ale czuję się tak, jakbym został postawiony w jednym rzędzie z tymi, którzy: Porzucają swoje psy, przywiązują w lesie do drzewa, wyrzucają do śmietnika, wyrzucają przez okno.

Kto dał komuś takie prawo, żeby mnie, pracownikowi schroniska, odmówić prawa do uczuć wyższych?

Czy to jakieś fałszywe poczucie wyższości, misyjności?

A według mnie: Kto mówi, że czyni dobro, a drugiemu krzywdę wyrządza, powinien zamilczeć!

I to już teraz!

Natychmiast!

Bo zaprzecza temu co usiłuje propagować!

 
BUBINS - O MAŁO NIE ZAMIESZKAŁ Z NAMI.



Dlaczego skoro tak wielu i tak bardzo na sercu leżą sprawy losu zwierząt, widzą zło tylko w schronisku.

Dlaczego nikt nie reaguje na to, że wciąż na terenie Gdańska funkcjonują nielegalne hodowle psów ras uznanych za niebezpieczne, z  których potem szczenięta lądują w schronisku?

Dlaczego jeśli tylu wśród nas wrażliwych, niemal codziennie do schroniska trafiają porzucone, maltretowane zwierzaki, których „właściciele” śmieją się z prawa dotyczącego traktowania zwierząt w Polsce?

Dlaczego psy wreszcie „wylatują” przez okno?



NASZA KOTA ZE SCHRONU - DZISIAJ MIŁOŚĆ MOJEGO SYNA.
Do czego zmierzam… Ano do tego, że według tej opinii tylko w schronisku dzieje się zwierzakom tragedia i krzywda. Tylko jakoś nikt nie chce przyjąć do wiadomości i świadomości, że one same tu nie przyszły i nie zamieszkały. I ja pytam te wszystkie organizacje, które krytykują schronisko: Dlaczego tak kulawo jest egzekwowane prawo do godnego życia zwierząt?

Dlaczego codziennie trzeba oglądać takie dramaty porzuconych, niechcianych?

Dlaczego wciąż nie ma powszechnego i obowiązkowego elektronicznego znakowania psów w Polsce?

 
JOTA DZIĘKI JULICIE MA NOWY DOM-MIELIŚMY OKAZJĘ WSPÓLNIE PRACOWAĆ.

I w końcu też: Dlaczego wszyscy uważają, że pracownicy gdańskiego schroniska nie zasługują na szacunek z ich strony? W czym Wy jesteście lepsi od nas, ode mnie?

LUCJAN-WYRZUCONY DO KANAŁU-SPĘDZIŁ JAKIŚ CZAS U NAS W DOMU.


To wyzywające pytania. Mam tego świadomość. Ale to takie samo wyzwanie jak ten tekst o braku szacunku i miłości do zwierząt.

MISZA - PORZUCONA W POLSKIM LESIE - DZIŚ MIESZKA W NORWEGII.


Mój wpis nie jest wyrazem żadnej odwagi - jest wyrazem kompletnego zniechęcania, poczucia braku obiektywnej i sprawiedliwej oceny, czy chociażby życzliwego wsparcia naszych działań, głosem mojego prywatnego oburzenia.

Żyję w kraju, gdzie podobno panuje wolność wypowiedzi. I dlatego właśnie się wypowiadam, żeby nie mieć poczucia bycia niewolnikiem skazanym li tylko na opinie tych, co to twierdzą, że są dobrzy, a ja nie!



ONE WIEDZĄ NAJLEPIEJ KTO JEST PRAWDZIWYM CZŁOWIEKIEM



A MOŻE JEMU POWIECIE, ŻE NIE DOSTAŁ W SCHRONISKU MIŁOŚCI?!

piątek, 21 sierpnia 2015

„GoodByeTedi!”

Nie było czułego pożegnania.

Nie było ostatniego uścisku łapy.



Wiadomość o tym, że i Tobie udało się znaleźć swoje nowe miejsce na ziemi zastała mnie, kiedy byłem daleko stąd. Czy żałuję, że tak się stało? Jasne, że tak.

Ale niestety pomimo najszczerszych chęci, nie da się przeżyć karmiąc się tylko pasją do tego, co się robi i trzeba było wykorzystać nadarzającą się okazję, żeby choć na chwilę poprawić swoją sytuację materialną.

To bardzo gorzkie doświadczenie.

Żeby mieć coś, trzeba poświęcić chwile, które nie zdarzą się już powtórnie.



Jestem facetem i nie mówię, że musiałbym Cię wycałować, czy ronić łzy z powodu Twojego odejścia. A jednak to smutne, że życie odbiera nam takie chwile, kiedy odchodzi ktoś, komu pewnego dnia podałeś rękę, żeby pomóc  w odzyskaniu wiary w siebie. Trochę przemawia przeze mnie gorycz, ale jednocześnie jestem ogromnie szczęśliwy i dumny, że po prawie roku mieszkania tutaj znalazła się osoba, która dała Ci poniekąd nowe życie.

Pozostały tylko wspomnienia. Dobre wspomnienia.



Obraz Twojego przełomu, nabrania zaufania do człowieka. Twój pokaz wierności i przywiązania, kiedy już przekonałeś się, że nie wszyscy osobnicy człekokształtni są źli. Nie wszyscy porzucają swoje psy, przywiązując  je na przykład do barierki.

Nie jestem wylewny w okazywaniu uczuć, ale Ty każdego ranka, kiedy się spotykaliśmy nadrabiałeś to za naszą dwójkę. Nie powiem, żeby mnie to nie rozczulało. To było takie piękne. I aż dziw zawsze bierze, że potrafimy w tak podły sposób zachować się w stosunku do istot, które z gruntu traktujemy jako niższego rzędu, a które mają w sobie tyle cierpliwości i ufności. Gdyby ludzie potrafili tak postępować wobec siebie, jak Ty wobec mnie, to może ten świat nie stałby na krawędzi przepaści.



Jak czasem niewiele trzeba, żeby psiak do głębi wstrząśnięty, zagubiony, zamknięty na świat zewnętrzny powrócił. Trzeba tylko spróbować wczuć się w jego sytuację. To niewiele, ale jednak czasem bardzo dużo.

I potem tacy jak Ty siedzą za prętami klatek bezskutecznie i rozpaczliwie wyczekują pomocy. A ile potem jest radości i dumy, kiedy tacy wychodzą w świat.

Czas wspólnych spacerów, odkrywania przez Ciebie świata poza ogrodzeniem schroniska, krótka  przyjaźń z Princessą, to chwile, których żadna zła siła nam nie odbierze.



Nie byłeś pierwszym moim ”dzieciakiem” i nie wiem czy ostatnim. Bo im mocniej się zapieram, tym bardziej los, chyba na przekór, podstawia mi takich psychicznych „połamańców”. Jakby zmuszał mnie do robienia czegoś, co gdzieś tam jest mi pisane. Jakby nie pozwalał mi zgnuśnieć, poddać się marazmowi i zniechęceniu, nadając cel istnieniu.

Kremik, Kama, Piter, Watson, Gustaw, czy wreszcie Ty wyłaniacie się nagle i to wtedy, kiedy
Princessa :-)
zaczynam czuć, że mam to wszystko gdzieś.



To nie Wy mi powinniście być wdzięczne. To ja Wam mogę podziękować za to, że nie do końca jestem egoistą i potrafię dostrzec takich, ja Wy. I powiem szczerze, choć niektórzy mogą się oburzyć, że wolę zrobić coś dla Was niż dla ludzi.

Przyczyna?

Zbyt często zawodzą, zaś Wy nigdy. Owszem, rozchodzicie się po świecie, zaczynacie żyć swoim nowym, lepszym życiem, ale zawsze do mnie wracacie. Choćby we wspomnieniach, dzięki, którym lżej się żyje.

I tak nie pozostaje mi nic innego, jak tylko życzyć Ci powodzenia. 
No to: GoodBye Tedi!



***

W tym miejscu muszę, no muszę podziękować moim bliskim, oraz Pani Marioli za nieustanny doping do pisania. Za przysłowiowe „kopanie w tyłek”, gdyż inaczej prawdopodobnie żadna z tych historii nigdy nie ujrzałaby światła dziennego.

Czy świat coś by na tym stracił? Tego nie wiem.

I jeszcze jedna sprawa:
Moi drodzy czytelnicy. Jeśli dotarliście do tego miejsca, to zwracam się do Was z prośbą:
Nie każdy psiak, czy kot ma tyle szczęścia (póki co), ze już mieszka w swoim domu i dlatego każde wsparcie z Waszej strony jest dla nich wielką pomocą. Każdy kilogram karmy, a już szczególnie tej specjalistycznej (dla seniorów, hypoalergicznej) jest cennym podarunkiem. Każda podarowana przez Was smycz, obroża, czy zabawka jest symbolem, że nie są pozostawione same sobie. Jest znakiem, że gdzieś tam są ludzie, dobrzy ludzie, którzy o nich pamiętają i starają się im pomóc. Każdy przekazany grosik się liczy. Prosić, to żaden wstyd i stąd ten mój apel o pamięć i pomoc również za pośrednictwem mojego bloga. Dziękuję.

czwartek, 13 sierpnia 2015

„Serce na bruku.”

Witam ponownie w krótkim czasie. Prawo czarnej serii działa nadal. Wczoraj jedna dramatyczna historia, a dzisiaj kolejna, jeszcze bardziej przerażająca i załamująca.
Poranny telefon interwencyjny: Szczenię wyrzucone przez okno z drugiego piętra budynku znajdującego się przy ul. Strajku Dokerów. Żyje i wymaga pomocy medycznej. Reakcja natychmiastowa. Zespół interwencyjny ze schroniskowym lekarzem weterynarii wsiada do auta i wyjeżdża. Na miejscu potwierdza się informacja o tym, że trzy miesięczny maluch został wyrzucony przez okno. To miała być forma kary za to, że psiak załatwił swoją potrzebę fizjologiczną w domu. Malec miał jednak wiele szczęścia, bo upadł na trawnik, który zamortyzował upadek. Wstępne oględziny wykonane przez naszego doktora Marcina Ziurkowskiego. wykazały, że złamaniu uległ nadgarstek prawej przedniej łapy.
Porażające było też to, że Promyk (tak został nazwany przez personel) jest psiakiem kalekim. Brakuje mu końcówki tylnej lewej łapy. Bestialstwo, to jedyne określenie jakie ciśnie się na usta. Szczenięciu natychmiast zostały podane leki przeciwwstrząsowe, oraz kroplówka, po czym został zabrany do schroniska.
Zwyrodnialcami zajęła się natomiast Policja. Mieć teraz tylko nadzieję, że za tak obrzydliwy czyn poniosą adekwatną karę, bo nie może być inaczej.
A Promyk? Chyba nie do końca rozumie co się stało. Tuli się, cierpliwie znosi wszystkie wykonywane przez lekarzy oględziny i zabiegi. I te jego oczy! Oczy istoty, której „człowiek” uczynił taką krzywdę. To wstrząsające przeżycie. Jaką trzeba być bestią, żeby nie znaleźć choćby odrobiny, odrobiny ludzkich uczuć i wyrzucić jak odpadek żyjące, czujące stworzenie przez okno.
Aż zatyka z oburzenia i obrzydzenia dla takiego uczynku.
Już pisałem wczoraj, że tacy osobnicy żyją wśród nas. I nie możemy udawać, że nic nie wiemy o tym, że komuś robią krzywdę.
Promyk był krzywdzony już wcześniej przez tych osobników. To widać od razu. Musimy w końcu „odpalić” naszą wrażliwość i uwagę, żeby móc wcześniej zapobiegać takim dramatycznym historiom. Nie wolno nam mówić, że to: Nie nasza sprawa, Nie wtrącamy się.
Wykazując taką postawę poniekąd bezwolnie stajemy się współsprawcami tych ponurych historii.
Powinniśmy uruchomić swoją wyobraźnię i zadać sobie pytanie: A jak ja bym się czuł gdyby był ofiarą znęcania się nade mną i nikt, ale to nikt nie zwracał na to uwagi i nikt nie zechciałby mi pomóc?
To powinno dać nam do myślenia.
Bo ani ja nie mam ochoty pisać właśnie o takich sercach wyrzuconych na bruk, skopanych, sponiewieranych, porzuconych z rozmysłem i wzgardzonych, ani nie jest pewnie Wam przyjemnie o tym czytać.
Obecnie Promyk będzie znajdował się pod stałą obserwacją lekarzy. A kiedy już dojdzie do siebie pod względem fizycznym będziemy mu szukać nowego domu, w którym miłość nowych opiekunów uleczy rany zadane jego psychice. Wszystko co najgorsze już za nim. Teraz musi być tylko lepiej.
Więcej informacji o stanie zdrowia Promyka można uzyskać pod nr tel. : 58/522-37-80