czwartek, 31 marca 2016

„Chwila szczęścia.”



Wiesz co to jest morze?- zadałem mu pytanie, uważnie się przyglądając.
Spojrzał na mnie niepewny, jakby sądził, że raczę sobie z niego żartować, po czym odpowiedział z wahaniem:
- Czy to jest to, co czasem widzę nad sobą? Takie niebieskie, czasem poprzecinane czymś białym, co odpływa gdzieś w dal kiedy wieje wiatr. Co robi się ciemne i kiedy nic tego nie przesłania jest roziskrzone tysiącami tajemniczych światełek, które obserwuję siedząc na budzie, gdy wokół panuje cisza, a ja cierpię na bezsenność?
-Ech, ty głuptasie!- roześmiałem się z goryczą.- Skąd możesz wiedzieć, co to jest morze. W końcu od lat tu siedzisz, wiele nie widzisz, a ja zadaję ci takie pytanie.

-Morze. Morze owszem, czasem przypomina niebo swoim kolorem, kiedy indziej bardziej podobne jest do zielonego kobierca, a jeszcze kiedy jest pochmurno, to ono także staje się ciemne i groźne. Zaś nocą jest czarne jak smoła, poprzecinane tylko białymi wstęgami tworzącej się na szczytach fal piany.
Ale to tylko wtedy, gdy wieje wiatr. Czasem kiedy on cichnie i powierzchnia morza się uspokaja, to faktycznie można w jego toni ujrzeć odbicie nieba, o którym wspominałeś.
Woda jest w nim z reguły chłodna i ma słonawy smak. A żeby dojść do niego, to trzeba pokonać pas piasku, który latem bywa gorący jak na pustyni. Jest drobny, sypki i wciska się wszędzie. Cóż to za frajda wytarzać się w nim, kopać szukając rzeczy, które ktoś tam kiedyś zgubił. I ta przestrzeń przed tobą! Aż po kres horyzontu!Zmącona tylko widokiem stojących, gdzieś tam daleko na redzie statków czekających na wpłynięcie do portu. Słonawy smak powietrza i poczucie choć na chwilę bycia wolnym. A nad głowami kołują mewy, rybitwy. Fajne, nie?
-Ach! Chociaż najdalej byłem na spacerze na pobliskiej łące, to już sobie wyobrażam jak tam musi być pięknie- po czym westchnął, zwinął się w kłębek na dach budy i chyba zatopił się w marzeniach.

Pewnie o wodzie, co ma słony smak, o piasku co wciska się wszędzie, o przestrzeni, której nie ograniczają pręty klatki, o ptakach co nad głowami kołują, o statkach co na redzie stoją, o wietrze co gnany od morza porusza taflą wody tworząc fale, o wolności, której tak bardzo brak.
I tkwił tak, łypiąc tylko od czasu do czasu na mnie ślepiami pełnymi wyrzutu, że oto wprowadziłem do jego łba tyle zamętu. Że obudziłem w nim tęsknotę za czymś nieznanym, a jakże różnym od tej siermiężnej schroniskowej rzeczywistości.
Szturchnąłem go w bok i powiedziałem:
-I dlatego powoli szykuj się do przygody, bo w końcu zobaczysz to, o czym ci opowiadałem. Tym razem ty, a kiedy indziej inni z was będą mieli taką okazję. Zobaczysz morze.

 Czasem trzeba „kopnąć” w drzwi, żeby choć trochę je uchylić. Wpuścić odrobinę świeżego powietrza.
Spróbować wyciągnąć te zapomniane, pomijane, zamknięte w schronie psiaki i pokazać je światu. No i oczywiście też pokazać im inną rzeczywistość niż tylko tą schroniskową.
Im tym bardziej coś się należy od nas ludzi, choćby tylko dlatego, że to przez naszą skandaliczną ignorancję zostały pozbawione możliwości poznawania świata i zamknięte za kratami za winy nasze, bo bynajmniej za swoje. Trzeba też odetchnąć od tej schroniskowej codzienności, która potrafi nieźle stłamsić człowieka.
Dlatego też w najbliższą niedzielę (03-04-2016) będziecie mogli spotkać na nadmorskim spacerze wolontariuszki ze schroniskowymi psiakami w okolicach Brzeźna.
Z przyczyn technicznych będzie to czwórka czworonożnych przedstawicieli, ale jeśli  to „wypali”, to z pewnością będziemy powtarzać takie „wypady”. Bo przecież  każdemu należy się odrobina szczęścia. Prawda?


W tym wpisie wykorzystałem fotografie Pani Marioli Hupert. Dziękuję za taką możliwość.

czwartek, 24 marca 2016

Konkurs.




 
MYSZA - PANI "NACZELNA" :-)
W końcu wypadałoby w końcu „pochwalić” się osiągniętym w konkursie Gala Twórców 2015 roku wynikiem jaki uzyskał zgłoszony po wielu wahaniach blog i oczywiście podziękować wszystkim tym, którzy zechcieli oddać na niego swój głos. Co do wyniku, to nie był on, aż taki zły :-). Dzięki wszystkim oddanym przez Was  głosom znalazł się w połowie piątej dziesiątki na około 150 zaprezentowanych w kategorii:publicystyka. I na tym koniec.  Trzecia runda w tym roku już nie dla mnie. Ale nic nie szkodzi, bo tak naprawdę, to nie do końca chodziło o jakąś wygraną, tylko o to, żeby skorzystać z nadarzającej się okazji i jeszcze bardziej go spopularyzować. Żeby jak najwięcej ludzi przeczytało historie zwierzaków, które mieszkały, mieszkają w naszym gdańskim schronisku. Historii  czasem smutnych, kiedy indziej optymistycznych, oraz mam nadzieję, że czasem zmuszających do refleksji nad kondycją moralną naszego, ludzkiego gatunku.

Prowadzony niekoniecznie regularnie, czasem z długimi przerwami jednak gdzieś tam zagościł w świadomości moich ukochanych czytelników i stąd może taki przyzwoity wynik w głosowaniu.

W ciągu dalszym nie mogę Wam obiecać, że będę tu regularnie publikował kolejne posty, ale z pewnością jeszcze niejednokrotnie uraczę Was jakąś historią. I tylko, pewnie tak ja i Wy życzyłbym sobie, żeby były one z cyklu tych pozytywnych. Ale z tym jak sami Wiecie bywa różnie.

Przy okazji po raz kolejny dziękuję tym, którzy wciąż i bezustannie przełamując moje lenistwo, brak wiary w siebie, mobilizują do tego, żebym pisał. Pozdrawiam ich serdecznie.

Na koniec (dzisiaj krótko :-)) życzę wszystkim: Pogodnych, Spokojnych Świąt Wielkanocnych!

Szczególnie to pierwsze, bo to co się dzieje za oknem trudno nazwać wiosennym podmuchem :-).

Poniżej prezentuję niektórych moich czworonożnych pomocników bez udziału których nie powstałaby żadna z dotychczasowych historii. Im również wielkie dzięki.
WATSON - ZAOPATRZENIE I CATERING :-)
KRÓLIK - PORZĄDEK W NOTATKACH :-)

JOTA - PANI SEKRETARKA :-)
PAPUNIA -PIERWSZY KRYTYK :-)
FIONA - OCHRONA :-)
GUSTAW - WIELKA INSPIRACJA I PRZYJAŹŃ :-)
MISZA (ADA) HISTORIA ZE SZCZĘŚLIWYM ZAKOŃCZENIEM

 
TEODOR - ŚWIETNY KUMPEL :-)










































piątek, 18 marca 2016

„Dziwny jest ten świat”.



A kiedy… A kiedy przychodzi zmęczenie i zniechęcenie. Kiedy czujesz się taki mały, bezradny, a  czasem wręcz nawet bezpodstawnie zraniony i ogarnięty niechęcią do świata, masz ochotę tylko na to, żeby siąść gdziekolwiek i pozostać tak w bezruchu, bezmyślności, niczym spiżowa rzeźba obrazująca człowieka życiowej porażki.

Gdy czujesz fałsz i zło tego świata, w którym karmią cię przemieloną, bezwartościową papką, której ty już nie możesz strawić. Kiedy ukrywasz wstydliwie twarz w kołnierzu kurtki, żeby inni nie widzieli twoich łez, bo dzisiaj słabym się nie wybacza.

Gdy zmuszony jesteś wsłuchiwać się w fałszywe nuty brzmiące w mowie innych ludzi, które choć starają się  ukryć, a ty jednak doskonale je wychwytujesz i w głębi siebie krzywisz się z niesmakiem, chociaż starasz się ukrywać swój stan za maską uśmiechu.

Gdy masz wrażenie, że mówisz tylko do siebie, bo cała reszta zagłusza cię kakofonią dźwięków nie potrafiąc już  przecież słuchać innych.

Kiedy czujesz się cynicznie okradziony ze swoich marzeń, ideałów, pomysłów i tylko możesz bezsilnie zaciskać dłonie w pięści, albo maskować swoją gorycz przez wygłaszanie ironicznych komentarzy, które są niczym polny kamień przeciwko grubym murom.

Gdy pomimo upływających lat nie możesz i nie chcesz zamienić swojej duszy w cyniczny obłok, choć tak byłoby dla ciebie lepiej, bo tak przecież co dzień się męczysz.




Kiedy ty kogoś zranisz: słowem, uczynkiem i jest ci strasznie głupio, ale nie potrafisz się przyznać do błędu i wrzucasz kolejny ciężki głaz na dno swojego serca.

Kiedy masz już dość codziennej: złości, zniewagi, braku szacunku, zrozumienia, buty, zarozumiałości, ślepej nienawiści, zazdrości , zawiści i hipokryzji, która oblepia cię niczym bagienne błoto i strząsnąć go z siebie żadnym sposobem nie możesz.



Kiedy kolejnego zapalasz papierosa i otulasz się dymem z niego płynącym, niczym muślinem, który ma sprawić, że staniesz się niewidzialny. Ale przecież tak się nie dzieje.

Kiedy masz pretensje, ale tak naprawdę nie wiadomo do kogo i o co i chciałbyś się wydrzeć, tłuc pięściami w cokolwiek, stając się co najmniej dziwowiskiem, widowiskiem, pośmiewiskiem, lub tylko obiektem godnym wzruszenia ramionami.






I kiedy już masz ochotę zobaczyć co jest za drzwiami, to wtedy pojawia się on. Czasem kudłaty, kiedy indziej gładkowłosy, czy szorstkowłosy, szczekający, albo dla odmiany mruczący. Wielobarwny, łaciaty, pstrokaty, duży, średni, albo taki całkiem mały. Przybywa na tych swoich czterech łapach niczym karetka pogotowia i albo siada obok ciebie, albo wdrapuje ci się na kolana. I liże cię po twarzy.



A co tam! Pies ci mordę lizał!



Zdecydowanie lepiej, żeby pies lizał niż człowiek pluł ci w twarz! Nadstawia łeb, albo wlepia w ciebie te swoje ślepia przyglądając ci się badawczo, jakby diagnozował stan twojej duszy.

I przytula się do ciebie.

I mruczy.

I wzdycha, jakby odbierał od ciebie wszystko to co złe, to co cię męczy i zjada od środka. I nie odpuszcza, aż w końcu uspokajasz się i wyciszasz. Zaczynasz błądzić dłońmi po jego ciele jakbyś pobierał tą dobrą, nie skażoną energię, której tak bardzo potrzebujesz, a którą za każdym razem on ci ofiarowuje z czystego przywiązania i miłości.

Potem zamiecie ogonem, zeskoczy z kolan, podniesie na cztery łapy, otrząśnie jakby strząsał z siebie krople deszczowej wody i już jest dobrze. Przynajmniej na jakiś czas. Do następnego razu.



Na tym świecie coraz mniej dobra, miłości, bezinteresowności. A ja tylko zastanawiam się: dlaczego tyle niewyczerpanych pokładów tych uczuć - wzgardzone, zapomniane, latami przesiaduje w schroniskach dla bezdomnych zwierząt. Zaiste dziwny jest ten świat!

czwartek, 3 marca 2016

„Bo są lepsze i…”

Dzisiejszym wpisem postanowiłem wsadzić przysłowiowy kij w mrowisko i jeszcze na dodatek trochę nim zamieszać, dla uzyskania bardziej wyrazistego efektu. Zdaję sobie sprawę, że może się na mnie wylać fala krytyki i hejtu, ale nie można „słodzić” w sytuacji, kiedy obserwuję podział na istnienia lepsze i te trochę gorsze.
Chociaż żywię cichą nadzieję, że zostanę dobrze zrozumiany.
 
AMOR
Zawsze wydawało mi się, że cierpienie w każdej formie i każdym aspekcie życia jest takie samo.
No właśnie, tak tylko mi się wydawało. Cóż, uczymy się całe życie!
TESA

O co chodzi?
Otóż w toku już kilkuletniej obserwacji zauważyłem, że takie same podziały, jakie mimowolnie i podświadomie stosujemy w społeczeństwie: na tych lepszych (zwycięzców) i gorszych (przegranych) dostosowujemy także do świata zwierząt. Szczególnie do zwierząt, które trafiły do schroniska.
BETA

„Zapalnikiem”  do tego wpisu mimowolnie stała się suczka Pina. Jest ona psiakiem rasy shih tzu i już kiedy wstawiałem jej notabene super fotki do galerii, miałem świadomość, że natychmiast podniesie się las rąk osób koniecznie chcących ją adoptować, mieć u siebie w domu.
To prawda, że jest świetna z charakteru i pewnie po wizycie  w salonie kosmetycznym będzie olśniewała urodą.
I taka biedna i cierpi w schroniskowych warunkach i trzeba ją szybko, jak to się określa: „wyciągnąć ze schronu”.
Nie musieliśmy wcale jej publikować, bo i tak pewnie szybko znalazłaby nowych opiekunów, ale ja przekornie chciałem się upewnić po raz ostatni, że moja obserwacja ma słuszne i mocne podstawy.
No i upewniłem się, że ma.
 
ETTA
Bo pomyślcie sami, czymże różni się jej cierpienie wynikające z porzucenia, zagubienia od cierpienia innych zwierzaków, które znalazły się w takiej samej sytuacji jak ona, a mimo to nie budzą takiego zainteresowania wśród osób szukających czworonożnego przyjaciela?
I tak jak zauważyłem w poprzednim wpisie często latami czekają na swoją szansę w schroniskowych kojcach.

Według mnie cierpienie jest niepoliczalne i niemierzalne. Każdego dotyka w taki sam sposób i wywiera tak samo negatywny wpływ. Czy bogaty, czy biedny. Czy arystokrata, czy tzw. plebs. Czy urodziwy, czy przeciętny.
A jednak…
MUNDI
A jednak, Pimpek, Azor, Kubuś, czy inne dziesiątki psiaków, kotów, którym natura poskąpiła „arystokratycznego” pochodzenia, nie są wyrywane sobie z rąk przez potencjalnych, przyszłych opiekunów chociaż często też są wspaniałych charakterów, a po wypielęgnowaniu w domu zyskują na blasku i urodzie, także kiedy czasem odwiedzają schronisko po miesiącach, czy latach niebytności tutaj są nie do poznania,a stają się dumą swoich nowych rodzin.
NAVA

LUCJUSZ
Nie, ja oczywiście nikomu bynajmniej nie zarzucam złych intencji i nie krytykuję. Każdy ma prawo do swoich preferencji i wyborów. Jak najbardziej.
I od razu też przy okazji odrzucam zarzut, który może się pojawić, że przecież ja sam mam w tej chwili psa w typie rasy pitbull terier (red nose).
Tylko, że wielu z tych, którzy wyraziliby swoją krytykę, gdyby miało okazję przeżyć te wszystkie perypetie i dramaty jakie my przeżywamy z nią, szybko zmieniłoby zdanie. Zresztą jesteśmy już dorośli i nigdy, przenigdy nie przyszło nam do głowy, żeby posiadaniem psa próbować podnosić swój status społeczny. Byłoby to słabe zgoła.
I dodatkowo tylko wspomnę, że  w naszym skromnym mieszkaniu współżyją z nami, druga nierasowa sunia i równie zwyczajna kocica. 
PŁOCHA

I tylko kiedy tak obserwuję te „zwyczajne” zwierzaki, jak choćby mój kolejny kumpel Mundi (przeciętnej być może urody, ale za to niebanalnego charakteru), to trochę mi żal, że w ich sprawie nie urywają się telefony, nie blokują się skrzynki pocztowe i nie ustawia się kolejka chętnych.
Mam tylko nadzieję, że one nie mają świadomości bycia tymi „drugimi” i dlatego spokojnie jeszcze poczekają na swój dzień, kiedy ktoś zaoferuje im swoją miłość.Bo, że on się wydarzy tego jestem pewien.
LINUS

HERMES