I umarłem…
Nawet sam nie wiem, kiedy się to stało.
I nie było to wcale nieprzyjemne uczucie. Ale to może było tylko moje,
subiektywne uczucie.
Po prostu poczułem się strasznie
zmęczony.
Nie, nie fizycznie. To było bardziej
ogromne zmęczenie psychiczne wypalające duszę
i umysł, jakby te dwa elementy
składowe człowieczeństwa były wypalane w żarze pieca hutniczego i w końcowym
efekcie zostały spopielone.
Nie było już nic, a więc postanowiłem
zamknąć oczy.
Chociaż na chwilę!
Na moment spuścić zmęczone powieki i
wstrzymać oddech, żeby nie wdychać tego przepełnionego beznadziejnością
powietrza.
I przez przypadek udało się!
Wstrzymanie oddechu spowodowało niedotlenienie mózgu (przy
tej okazji okazało się, że jednak jestem jego szczęśliwym, lub nieszczęśliwym
posiadaczem) i nastąpił zgon.
Nie będąc zupełnie świadomym tego, że
opuściłem ten padół łez, pełen zgniłych
i zwietrzałych ideałów, haseł bez
pokrycia, opleciony ludzką nienawiścią, małością , niezrozumieniem wobec innych
pobratymców zasiedlających tę zniszczoną planetę.
Po czym rozpoznałem, że nie żyję?
Nie, nie było żadnego tunelu ze
światełkiem, ani żadnych głosów przyzywających mnie na tamtą stronę. Czyli te
wszystkie filmiki produkowane niczym popcorn z masłem podawany w Multipleksach,
a wywodzące się z wytwórni w Hollywood z cyklu Poltergeist to ściema
i wierutna
bzdura co podejrzewałem od dziecka, a teraz przekonałem się na własnej skórze.
No tak, ale jak stwierdziłem, że nie
zaśmiecam już świata swoją marną osobą?
Uniosłem już zupełnie lekkie powieki.
I wcale nie zobaczyłem aniołków,
diabełków i innych tam wymyślonych na potrzeby naszej ludzkiej wyobraźni istot.
O tym, że przeniosłem się do innego wymiaru poinformowała mnie zmiana
otoczenia.
To znaczy, otaczała mnie pustka.
Nie, tego się nie da nijak opisać
ponieważ nigdy nie miałem okazji zetknąć się na tamtym świecie z takim
zjawiskiem. Nie, nie była to pustka przygnębiająca!
To był absolutny spokój. Powszechny,
bezwzględny, pozbawiony jakichkolwiek bodźców rozpraszających spokój! Ale było
coś bardziej znaczącego, co upewniło mnie, że przeniosłem się gdzie indziej.
Brak komputera, a co za tym idzie brak
internetu. Nie było żadnych forów, nie było Facebooka, Naszej Klasy itp. itd.
Zniknięcie tego całego krzykliwego,
oblepiającego człowieka całym swoim brudem było najwybitniejszym dowodem na to,
że umarłem.
Stąd pewnie cały ten spokój.
I jeszcze jedno! Brak innych ludzi!
Tak, brak ludzi!
Ale za to towarzyszył mi ktoś inny,
kogo obecności początkowo nie zarejestrowałem, a powinienem ponieważ oczy
otworzyłem w momencie, kiedy poczułem na policzku dotyk czegoś wilgotnego i
szorstkiego.
Widocznie skoro nie żyłem, również moja
zdolność kojarzenia i układania zdarzeń uległa zaburzeniu i zupełnie nie
skojarzyłem tego zdarzenia z moim przebudzeniem.
Kiedy już pomaleńku (trudno powiedzieć
ile mi to tak naprawdę czasu zajęło, bo chyba tu go nie było i nie miałem do
czego się odnieść) zacząłem się przyzwyczajać do nowego otoczenia, albo raczej
jego braku, wyłonił się on!
On, to znaczy pies!
Całkowicie realny, wielki czarny,
podpalany intensywnym brązem owczarek niemiecki.
Zmarszczyłem brwi, bo skądś znałem tego
psa. A on podchodził coraz bliżej i bliżej! Kiedy już prawie dotykał swoim
czarnym nochalem mojego nosa w końcu, jak to się mówi w młodzieżowym slangu „zajarzyłem”
i wykrzyknąłem pytająco:
- Adi? To ty? Co ty tu robisz!
- Ja jestem! - Odparł.
W ogóle mnie nie zdziwiło, że go
rozumiem, chociaż moim przodkiem nie był Doktor Doolitle znający mowę zwierząt,
ale skoro byłem w innym wymiarze uznałem to za zupełnie oczywiste.
- Jak to jesteś?- Uniosłem zdziwione brwi.- Przecież umarłeś!-
Dokończyłem kategorycznym tonem.
- No tak, ale to wcale nie znaczy, że zniknąłem. Prawda? Tak jak i ty
przecież jesteś tutaj.
- No właśnie, a gdzie ja w ogóle jestem i czemu z Tobą gadam?- Zapytałem
dręczony ciekawością.
- Jakby Ci to powiedzieć najprościej… Jesteś Pomiędzy. Jesteś Pomiędzy i
siedzisz teraz na tyłku, bo uznałeś, że najłatwiej jest uciec, machnąć ręką i
zostawić wszystko uznając, że twoje uczucie zmęczenia usprawiedliwia twoją
ucieczkę. A co z nimi?- Zawiesił to pytanie
i zaczął się intensywnie we mnie
badawczo wpatrywać tymi swoimi błyszczącymi, mądrymi, brązowymi ślepiami.
- Przepraszam, ale kto to są ci oni?
- O rany!- Westchnął ciężko.- Z takimi, jak ja zanim trafiłem do waszego
domu, gdzie byłem najszczęśliwszym pod słońcem psem. No z tymi wszystkimi
psami, które siedzą w schronisku. Już nie masz ochoty przemawiać w ich imieniu,
żeby znajdowały domy? Wiesz nigdy nie sądziłem, że jesteś aż tak leniwy.
W tym momencie ogarnęło mnie święte
oburzenie i uznałem, że czas na zdecydowaną odpowiedź.
- Hej! Moment, to nie tak! Ja po prostu mam dość ludzi. Sam wiesz jacy
potrafimy być okrutni, bezwzględni wobec
siebie nawzajem, wobec was i innych stworzeń. Tym jestem zmęczony i dlatego sobie
hmmmmm… poszedłem.
- My wiemy jacy jesteście niedoskonali, ale kiedyś tam nasz gatunek
związał się z wami nieodwracalnie na dobre i na złe. Wiemy, jak bardzo
jesteście ułomni i niedoskonali, ale zupełnie pominąłeś, zapomniałeś o tej
masie ludzi, którym nie brakuje uczuć i na których czekają ciągle, codziennie
bez ustanku te psy w schronisku. I tylko dlatego, że są tacy ludzie nie
odwróciliśmy się nigdy od was, pomimo tych wszystkich wyrządzonych krzywd. Wiem
co chcesz powiedzieć… Wyprzedził mnie widząc, że chcę otworzyć usta. – Że ktoś
inny może będzie to robił lepiej. Ale my to obserwujemy i uważamy, że tak jest
nieźle. Nam to, póki co odpowiada. Dlatego nie zostałeś puszczony dalej i
znalazłeś się Pomiędzy, a ja z tobą rozmawiam.
Dotknąłem jego sierści. Była taka sama
w dotyku jak wtedy kiedy mieszkał z nami.
- Kim Ty jesteś?- Wyszeptałem.
Otrząsnął się po czym siadł i spojrzał
uważnie, a jednocześnie z błyskiem przekory na mnie.
- No cóż mój drogi, to nie jest takie proste, ale spróbuję.
- Powiedzmy tak: A jeśli jestem Nim. Bo przecież On może być kim tylko
zechce. I czy to coś zmieni? Otóż oznajmiam Ci, że nie i, że wrócisz z
powrotem, żeby robić swoje dalej.
I chociaż jeszcze nie raz będziesz
zmęczony, zniechęcony i niejednokrotnie jeszcze zetkniesz się z ludzkim
okrucieństwem, będziesz to robił, będziesz służył, bo taka jest nasza wola. Nie
mam więcej czasu, więc nie pozostaje mi nic innego, jak tylko cię pożegnać.
I podał mi swoją łapę.
Wziąłem ją delikatnie w dłoń i w tym
momencie zachłystnąłem się powietrzem!
Otworzyłem oczy i …
Znowu byłem w znanym świecie. Ale
czułem, że coś się zmieniło.
Powiecie: Bujda na resorach.
A ja powiem: Zacznijcie inaczej patrzeć
na swoje zwierzęta, bo nigdy nic nie wiadomo.