czwartek, 28 marca 2013

„Cudowny” świat, czyli nie mów mu o miłości.



Stoi w kącie stary zegar z wahadłem. Stary ale towarzyszy rodzinie przez wiele pokoleń.
Był świadkiem wielu historycznych dla mieszkańców tego domu wydarzeń. 
Świadkiem narodzin, pierwszych miłości, zawiedzionych nadziei, śmierci. Towarzyszył przy wszystkich chwilach i tych szczęśliwych, radosnych i tych smutnych i dramatycznych. Równo każdemu odmierzał czas. 
Jego wahadło niestrudzenie kołysało się przez te wszystkie lata. Wrósł w dom, stał się jego elementem. I choć przedmiot to martwy, nikt nie wyobrażał sobie widoku mieszkania właśnie bez niego. Nikomu nawet przez myśl nie przeszło, że mogłoby go nie być. 
Nikt nie wyobrażał sobie, że mogłoby zabraknąć jego miarowego, tak charakterystycznego tykania, tych głośno wybijanych godzin. Stary towarzysz zarówno dorosłych, jak i kolejnych dzieci, które zawsze bez wyjątku fascynował jego mechanizm złożony z szeregu kółek i zębatek, skryty za misternie rzeźbionymi drzwiczkami zaopatrzonymi w zamek otwierany pozłacanym kluczykiem. 
Ukryte mechaniczne serce niestrudzenie pracujące przez dziesiątki lat dla człowieka. 
Nikt nie mógł uwierzyć, że to serce w końcu zmęczone pewnego dnia zatrzyma się i że do tej chwili kołyszące się wielkie wahadło zatrzyma się w bezruchu i  śmiertelnym skurczu. Użytkowy przedmiot, po prostu zegar, a na widok tej agonii wszyscy posmutnieli. 
Nie zepsuł się odmierzacz czasu! 
O nie, to odszedł domownik, członek rodziny! 
Ratujmy go! 
Szukajmy fachowca, który zna jeszcze te star mechanizmy! Który go ożywi i przywróci naszej rodzinie! Bo bez niego, to nie będzie ten sam dom! Ha! To tylko rzecz, a tyle dla nas znaczy! Jest bezcenna i jedyna w swoim rodzaju! Przecież nie możemy go ot tak, po prostu wyrzucić na śmietnik!


A Ami (tak go będę nazywał, ponieważ nie znamy jego prawdziwego imienia), to stary pies!
I chociaż zapewne też przez kilkanaście lat mieszkał w jakimś domu, to nie zasłużył na tyle troski, co ten przysłowiowy zegar.
Wysłużony, schorowany, okaleczony i z chorą skórą, nie zasłużył na tę odrobinę łaski ze strony człowieka.
O nie!
Jemu SPĘTANO ŁAPKI i wrzucono po prostu w śnieżną zaspę.

Wyrzucono niczym foliowy worek napełniony odpadkami. I gdyby nie przypadek zapewne umarłby z wyziębienia, wiosenne słońce po jakimś czasie odsłoniłoby jego zwłoki.
Ale tym razem stało się inaczej.


Jakaś siła wyższa sprawiła, że Ami żyje i jest w schronisku.
Mam opory napisać, że to Bóg nad nim czuwał i nie dał mu skończyć w takich okolicznościach.  Mam opory z tej prostej przyczyny, że widząc na co dzień jaki stosunek do starych ludzi i psów ma część naszego społeczeństwa, to zaczynam wątpić czy istnieje ta siła wyższa. Bo albo jest ślepa, albo tak obojętna, że pozwala na dokonywanie takich czynów. 

Narażam się części z Was takim poglądem?!
No i trudno, ale nie można milczeć, kiedy na co dzień widzi się ten dramat starszych psów odprowadzanych do schroniska przez spadkobierców, którzy zaopatrzeni w akty zgonów przyprowadzają te niczemu winne, przerażone, rozbite, zdezorientowane istoty.
Rozkładają w tym często fałszywym geście bezradności ręce i bez zmrużenia okiem skazują te najczęściej domowe psiaki na dożywotni pobyt w schronisku. 
Problem z głowy! To już nie nasza sprawa! 
A przecież niejednokrotnie znają doskonale te zwierzaki. Chociażby z odwiedzin u zmarłej osoby, która była dla nich matką, ojcem, siostrą, bratem.
No, ale to tylko zwierzak!
Przecież nie oni będę oglądać jego cierpienie.
Oni zajmą się sprawami spadkowymi obejmującymi: meble, mieszkanie, dom, ziemię itp. Tego trzeba pilnować! 
A ten pies, czy kot to tylko kłopot!
To nie stary, cenny zegar, to coś z reguły niepotrzebnego i zakłócającego ustalony rytm życia. 
Tak nam przykro, ale nikt nie ma możliwości przygarnięcia go! Brutalne? 
Ale prawdziwe i dość powszechne w naszej rzeczywistości.


A wracając  do Amiego, to jest żywy przykład na to, że nie powinniśmy wpadać w samozachwyt, że tacy już z nas cywilizowani europejczycy.
 Może właśnie dlatego przeżył, żeby pokazać i uświadomić nam wszystkim, że tak naprawdę, to jeszcze daleka  droga przed nami. Że może w rzeczywistości, to jeszcze nie ruszyliśmy z linii startu.
Bo tak potraktowanych psów w naszym niedoskonałym kraju są pewnie setki, tysiące tylko, że im się nie udało.

Wiecie, co w tym wszystkim jest najbardziej szokujące?
Nie to, że tak z nim postąpiono, bo jak ma się do czynienia z małodusznością na co dzień, to w pewnym momencie przestaje zadziwiać ta ciemna strona ludzkiej natury.
Szokuje zachowanie samej ofiary.

Wyobrażacie sobie człowieka potraktowanego w taki sposób? 
Pałałby chęcią zemsty na oprawcach, ewentualnie popadłby w depresję w zetknięciu z takim okrucieństwem.
A co robi Ami? 
Tak niezdarnie, rozczulająco podejdzie, przytuli się, obwącha sprawdzając czy nie ma dla niego jakiegoś smakołyku i wraca na swoje legowisko. 
Zupełnie nie daje swoim zachowaniem do zrozumienia, że czuje się skrzywdzony, upokorzony i sponiewierany. Nic z tych rzeczy.


On dalej szuka dotyku ludzkiej ręki. I ta niebywała wola życia.
Kiedy wydawało się, ze na skutek chociażby wyziębienia nie dożyje następnego dnia, on powstał jakby na przekór swoim oprawcom. Jakby chciał powiedzieć: „Widzicie! Nie udało się Wam! Ja wciąż żyję i daję świadectwo Waszemu bezmyślnemu okrucieństwu!”

Pani Mariola, której na widok Amiego o mało co nie wypadł z wrażenia trzymany aparat mimo, że przedtem przygotowywałem ją na szokujący widok zdała jedno pytanie, które nie dawało mi spokoju.
   - Czy wrażliwość się ma, czy wynosi się ją z domu?

Patrząc na mojego syna mogę powiedzieć, że pewne cechy charakteru wynosi się z domu. Tych zachowań trzeba uczyć, mówić o nich i pielęgnować je. Chronić to zasiane dobre ziarno i nie pozwolić dopóki jest to możliwe, żeby to co z niego wykiełkuje nie uschło, nie złamało się i zmarniało. A może wtedy takich tragedii da się uniknąć.
Może , może, może…………………….
Kiedy patrzę na te fotki Amiego, przynajmniej ja mam jeszcze tak wiele wątpliwości.

Ami być może nie uratował nikomu w spektakularny sposób życia, nie pływał na krze, nie ogrzewał przez noc zagubionego dziecka. Piszę być może, bo on nie opowie nam swojej historii życia i pewnie nigdy się nie dowiemy jaka ona była, ale przez tak wiele lat służył człowiekowi.
Dlatego może warto nagłośnić jego historię. Może to pomoże znaleźć mu nowy dom, gdzie będzie mógł godnie spędzić te pozostałe mu dni życia.

Z tą myślą pisałem ten tekst. Licząc właśnie na Was.

Rozpowszechniajcie, rozsyłajcie, przekazujcie historię Amiego.
Nie szukajmy teraz winowajców.
Szukajmy domu!

Zdaję sobie sprawę, że to może być trudna decyzja, bo każdy kto miał zwierzaka wie jak trudne są pożegnania, ale może uda się chociaż w jakimś stopniu naprawić krzywdę wyrządzoną mu przez nas, ludzi.

Dlatego nie mówmy mu o miłości, tylko spróbujmy go nią obdarzyć, żeby ten „cudowny” świat uczynić odrobinę i na chwilę lepszym………… dla niego.
Poproszę……………