wtorek, 31 grudnia 2013

I tak już na koniec (tego roku oczywiście).

„A jak już będę dobrym człowiekiem
Niczego nie będę się bał
Zniszczę niewierność i kłamstwo zniszczę
Taką siłę będę miał
Ty się śmiejesz, a ja w to wierzę
Moja wiara to wszystko, co mam!”
Chłopcy z Placu Broni.

To ja………………

To ja pozostawiam Cię na ulicy kiedy się starzejesz i zaczynasz sprawiać kłopoty. 

To ja potrafię dręczyć Cię bezmyślnie ku pustej, niezrozumiałej uciesze. 

To ja przywiązuję Cię w lesie, kiedy muszę się Ciebie pozbyć. 
To Ty jesteś w moich rękach często li tylko zabawką, niewczesną zachcianką, która kończy w schronisku dla bezdomnych zwierząt. 
To tylko ja potrafię spakować Was w karton i pozostawić na śmietniku. 
To ja potrafię skazać Cię na głód, chłód i niezasłużone cierpienie. 
To ja potrafię nie widzieć Twojego oddania, wierności, bezinteresownego przywiązania wbrew wszystkiemu. 
To ja potrafię zdradzić Ciebie bez zmrużenia oka. 
Ty mi ufasz bezgranicznie, a ja umiem Cię oszukać. Zwodzić do samego końca, aż zatrzasną się za Tobą drzwi schroniskowego kojca. 
Tylko ja potrafię nie widzieć bólu, smutku, zawodu w Twoich ślepiach. 
A jak! 
Potrafię! 
I nic mi nie przeszkadza, nic mnie nie boli, bo ja potrafię wyłączyć moje sumienie. 
To ja potrafię się Ciebie wyprzeć, odepchnąć brutalnie, chociaż Ty wciąż do mnie lgniesz.
To ja potrafię zostawić Cię spętanego na poboczu drogi, wyrzucić z pędzącego samochodu wprost na asfalt. 
Tak, tak! 
Potrafię i mogę, bo w swojej pysze ogłosiłem się kiedyś panem wszystkiego co mnie otacza. Jestem królem i władcą, no i w związku z tym mogę wszystko. 
I nie chcę słuchać tych głosów, które mówią, że można i trzeba inaczej. 
I tylko dziwi mnie, że wciąż mi wybaczasz, że wciąż we mnie wierzysz, że choćbym nie wiem jaką krzywdę Ci uczynił Ty wciąż chcesz być ze mną. 
Dla Ciebie stworzyłem instytucję schroniska dla bezdomnych zwierząt, żebyś tam cierpiał mękę porzucenia, odtrącenia. Nie znam, nie rozumiem, nie chcę się w to zagłębiać, bo niewiele mnie to obchodzi i też boję się tego. 
Och nie! 
Mylicie się! Nie jestem żadnym potworem! 
To ja jestem homo sapiens.











……….Jestem nadzieją.

„Nie tak dawno skończyłem dziesięć lat. To krótki okres czasu w życiu człowieka. Od samego początku w drodze po tym świecie towarzyszą mi zwierzęta. 
Kiedy byłem młodszy ( cha, cha, cha!) świat wydawał mi się prosty i raczej dobry. 
Był pies, z którym uczyłem się stawiać pierwsze kroki, który mnie pilnował i czuwał przy mnie. 
Odszedł. 
Płakałem, ale rodzice przygotowywali mnie na taką okoliczność i rozumiałem, że taki jest porządek życia. 
Pojawił się następny i to było dobre i to było naturalne i fajne. 

Zawsze jakiś „czterołap” towarzyszył mi w dorastaniu. Nie wyobrażam sobie, że mogłoby być inaczej. 
To chyba byłoby smutne i jakieś takie puste życie. No tak przynajmniej mi się wydaje, ale jestem jeszcze młody, więc mogę się mylić. 

Dla mnie to jednak naturalny stan rzeczy. Jak choćby to, że teraz moją czworonożną miłością jest kotka, która trafiła do nas ze schroniska, gdzie notabene pracują moi rodzice. Była taka maleńka. Ratowaliśmy wtedy ją od śmierci, a teraz jest pięknym, dorodnym kotem, z który rozstaję się tylko wtedy kiedy muszę ( co przyprawia moich rodziców o zawał, bo mam alergię, ale ja jej nie oddam nikomu i nigdy!)
Jest jeszcze Mucha świetna suczka, która przyszła do nas kiedy odszedł mój ukochany owczarek Adi. 

Zresztą co jakiś czas rodzice sprowadzają na chwilę jakieś psy. A to Piter, a to Gandzia, a to w końcu Ada. 
Wszystkie je lubiłem i cieszę się, że teraz mają już nowe fajne domy. To właśnie przez to, że rodzice pracują w takim miejscu zacząłem poznawać tą gorszą stronę naszej ludzkiej natury. 
I nie mogę i nie potrafię zrozumieć dlaczego ludzie potrafią być tak okrutni. 
I czasem płaczę (chociaż jestem chłopakiem), a czasem dłonie zaciskają mi się w pięści. I pytam rodziców: Dlaczego? To chyba trudne pytanie, bo nie ma na nie jednoznacznej odpowiedzi. 
A mnie się wydaje, że Ci wszyscy, którzy tak źle postępują są po prostu nieszczęśliwymi ludźmi, którzy kiedyś nie byli kochani, którzy nie dorastali u boku i w otoczeniu zwierząt. 
Szkoda mi ich trochę, ale to nie znaczy, że im wybaczam.

A rodzice czasem ot tak mówią mi, że jestem nadzieją. I ja już wiem, że takich jak jest wielu i że to my będziemy mogli spróbować coś zmienić. I wiem, że zawsze kimkolwiek zostanę, gdziekolwiek będę, to jedno wiem! 
Że nigdy nie skrzywdzę zwierzęcia i zawsze będę starał się reagować widząc ich nieszczęście! Bo tak trzeba! Bo dlatego codziennie rano zanim pójdę do szkoły to oprócz planu lekcji wiszącego na ścianie czytam kartkę powieszoną przez rodziców zaraz obok.
A słowa skreślone na niej brzmią: „Jesteś nadzieją na lepszy świat!” I to mój drogowskaz i tym będę starał się kierować w życiu. 


 


Bo to ogromne wyzwanie, a ja przenigdy nie chciałbym zawieść moich rodziców, którzy codziennie spotykają się z ludzkim okrucieństwem wobec naszych czworonożnych przyjaciół i starają się w miarę swoich możliwości naprawiać wyrządzone zło. Tak przynajmniej ja to widzę.”



I takim wpisem chciałbym zakończyć ten rok. 

Tymi dwoma krótkimi zestawieniami jakże odmiennych ludzkich postaw. O ile pierwsza część powstała na bazie tego z czym mamy do czynienia (niestety) pracując w takim miejscu jak schronisko dla zwierząt, to druga część jest zbiorem myśli bardzo młodego człowieka prezentowanych podczas licznych rozmów prowadzonych gdzieś w „przelocie”, w wolnej chwili, a przeze mnie tylko zebranych i ułożonych w ten niedługi tekst.

I tak na koniec: 
Czego życzyć tym wszystkim, którym los porzuconych, zagubionych, niechcianych zwierząt nie jest obojętny? 
Chyba tego, żeby w tym nadchodzącym roku było mniej ludzkiej podłości , żeby było więcej właśnie tej nadziei, żeby schroniska w końcu straciły rację bytu z powodu braku bezdomnych zwierząt. 
Naiwny! Zakrzyknie niejeden.

No i co. To marzenie.
A marzenia trzeba mieć i nie bać się ich, a wtedy się spełnią. 
I takich spełnionych marzeń też Wam życzę w tym nadchodzącym roku!


sobota, 28 grudnia 2013

Taaaaka zabawa!


„Nie lubię! Nie lubię kiedy przychodzi ten dzień!
Ludzie nazywają go Sylwestrem.
Dla mnie ten i następny, to najgorsze dni w tym ich tak zwanym roku.

Już od rana co jakiś czas słychać eksplozje. Jeszcze gdzieś daleko. Jeszcze przygłuszone, ale już się zaczyna.
A ja nie mogę sobie znaleźć miejsca i tylko czekam na kolejne huknięcie.
Cały wewnętrznie spięty, gotowy do ucieczki, do schowania się w jakiś najciemniejszy kąt, do którego nie będą docierać te nieprzyjemne dla mnie odgłosy.
Niezbyt chętnie chce mi się wychodzić na spacer. A bo ja wiem co tam na mnie czeka? Szybciutko załatwiam swoje potrzeby i ciągnę z powrotem do domu marząc tylko o tym, żeby to wszystko już się skończyło, minęło.
Zapada zmierzch.
W domu coraz większy harmider. Schodzą się goście. Zaczyna się szampańska zabawa i tylko na mnie nikt nie zwraca uwagi.
A ja leżę na swoim posłaniu. Zwinięty w kłębek, łypię tylko oczami na rozbawionych, roztańczonych ludzi.
I nasłuchuję jak z godziny na godzinę zwiększa się częstotliwość eksplodujących ładunków.
O! Coś się będzie działo, bo wszyscy goście zaczynają się ubierać i powoli wychodzić z domu. Na końcu mój opiekun również zakłada buty i kurtkę, po czym mnie woła.
Wstaję powoli, niechętnie, ociężale. Wcale nie chcę nigdzie iść, ale on czeka z przygotowaną smyczą.
Ej! Stary! Musisz mnie zabierać?! Nie wiesz, że bardzo nie lubię tych waszych fajerwerków. Ja chętnie zostanę i poczekam na was.
Nie rozumie.
Przypina smycz i wychodzimy. Jeszcze próbuję opóźnić ten moment wyjścia. Ociągam się, specjalnie zaplątuję w smycz. Ale to niewiele pomaga. Wychodzimy na dwór.
A tam tłum ludzi, śpiewy i nagle jak nie huknie! Jak nie błyśnie. Przerażenie?! Nie ma słowa które mogłoby określić stan w jakim się znalazłem!
Uciec! Uciec jak najdalej nie bacząc na nic. Przed siebie, jak najdalej od tego hałasu i świateł. Szarpię się i w końcu obroża schodzi mi z karku.
I uciekam w amoku lęku. Po jakimś czasie zatrzymuję się. Rozglądam. Zupełnie nie wiem, gdzie jestem. Żadnych znajomych zapachów. Nigdy nie byłem w tej okolicy.
Teraz zaczyna do mnie powoli docierać, że zgubiłem się, a jeszcze od czasu do czasu gdzieś z hukiem eksplodują fajerwerki, które sprawiają, że znowu podrywam się do biegu pomimo zmęczenia. Coraz dalej od domu.
W końcu nie mam siły. Kładę się na chodniku. Zmęczony, bezradny, zagubiony.
Cichutko skomlę wierząc, że ktoś usłyszy moją skargę, wołanie o pomoc. Jednak zamiast znajomego widoku opiekuna pojawia się duże auto.

Nie mam siły uciekać przed człowiekiem, który zmierza w moim kierunku i zakłada mi smycz na kark. Załadowany do klatki znajdującej się na samochodzie jadę do miejsca, które ludzie nazywają schroniskiem dla bezdomnych zwierząt.
Ląduję w kojcu.
Nie ma ciepłego mieszkania, nie ma mojego ulubionego posłania i nie ma mojego opiekuna. Obok w kojcu równie siedzi równie przerażony koleś. Wygląda, że i on miał pecha i trafił w sam środek noworocznego piekła. Chodzę od ściany do ściany szukając jakiegoś wyjścia, ale jedyne jakie jest zostało dobrze zabezpieczone. Nie ma szans na ucieczkę.
W końcu siadam pośrodku i zaczynam szczekać. Bez ustanku, bez przerwy. W płonnej nadziei, że mój opiekun usłyszy i przyjdzie po mnie. W końcu jednak zmęczenie zwycięża. Zwijam się w kłębek na betonie i zasypiam.
W pewnym momencie gdzieś dociera do mnie, że ktoś woła mnie moim imieniem. Zrywam się!
Jest, przyszedł! Przeprasza!
A przecież można było tego uniknąć.
Wystarczyło tylko trochę wyobraźni i zastosowanie się do rad, o których mówi się i pisze już od tylu lat przy okazji zbliżającej się zabawy sylwestrowej.

I tak:

Dźwięki gwałtownych wybuchów oraz błysk fajerwerków i petard mogą spowodować u nas nieprzewidywalne zachowania.

Warto zatem wcześniej wyjść ze mną na długi spacer, bym mógł załatwić swoje potrzeby fizjologiczne. Powinienem być na smyczy, w dobrze zapiętej i mocnej obroży, bym nie mógł się zerwać i uciec. Dodatkowym zabezpieczeniem mogą być szelki. Koniecznie należy przypiąć informację z adresem gdzie mieszkam i Twoim numerem telefonu.

W miarę możliwości nie powinno się nas zostawiać samych w domu. Jeżeli przebywam na co dzień w budzie na dworze, na czas imprezy sylwestrowej powinienem zamieszkać z właścicielem. W domu należy zasunąć zasłony, zamknąć drzwi i okna. Nie krzycz
, ani także nie pocieszaj mnie. Najlepiej postaraj się odwrócić moją uwagę, pochwal, kiedy się uspokoję.

Pod żadnym pozorem nie powinno się nas zabierać na publiczne zabawy sylwestrowe.
Wiele z nas gubi się podczas sylwestrowej nocy. Przerażone (tak jak ja) błąkamy się po ulicach i trafiamy do schronisk. Narażanie nas na taki stres i niebezpieczeństwo jest dowodem wielkiej nieodpowiedzialności.

Sylwestrowa zabawa w ludzkim wydaniu nigdy nie będzie dla mnie przyjemnością, ale jeśli użyjesz swojej wyobraźni, to będzie mi ją łatwiej przeżyć. A Ty nie będzie musiał mnie szukać po schroniskach i przepraszać.”

niedziela, 22 grudnia 2013

Świąteczne porządki.


 Jeszcze chwilę, tylko kilka dni i zasiądziemy do kolacji wigilijnej.
Wszyscy razem przy jednym stole, a nawet zgodnie z tradycją zostawimy przygotowane miejsce dla niespodziewanego gościa.
Błyszcząca, ślicznie udekorowana choinka, pod którą będziemy śpiewać kolędy. I ten raz w roku przynajmniej spróbujemy być życzliwi wobec siebie.
Ale zanim nadejdzie ten moment trzeba zrobić porządki w domu. Umyć okna wypastować podłogi, zetrzeć kurze z mebli………..

I już ? A nie! Chwileczkę jeszcze trzeba pozbyć się jednego kłopotu.
Pięć maleńkich futrzastych stworzeń, popiskujący, skamlących. 
O właśnie! Jeszcze je trzeba spakować w kartonik.
I już bez przesady, nie będziemy dawać ozdobnej wstążeczki tylko zapakujemy go do bagażnika i pojedziemy. 

Pojedziemy na duży parking przed centrum handlowym i tam dyskretnie pozostawimy. Teraz dość szybko zapada zmrok więc jest szansa, że nikt nie zauważy.
Nikt nie będzie za nami wołał, że czegoś zapomnieliśmy. Bo przecież nie zapomnieliśmy tylko zrobiliśmy porządki w domu.
W końcu idą święta.

A może skoro już zwolniło się miejsce w bagażniku auta, to przestawimy je i pójdziemy zrobić zakupy. Na pewno jeszcze nie wszystko jest w domu, więc po co tracić paliwo i wracać tu znowu jutro.
Dobry pomysł! Porządki i zakupy świąteczne w jednym!
A potem już szybko do domu dalej się przygotowywać do świąt.

I przyjdzie ten wieczór dwudziestego czwartego grudnia. I zasiądziemy odświętnie odziani do stołu. Podzielimy się opłatkiem z rodziną. Pożyczymy sobie wszystkiego dobrego. Popróbujemy wigilijnych potraw. Nawet zaśpiewamy parę kolęd, chociaż średnio nam to wychodzi. I poczujemy się tak dobrze, tak odświętnie i wyjątkowo. Ogarnie nas błogość, a serce wypełni tyle dobrych uczuć. W domu czysto, choinka piękna, goście zadowoleni, prezenty rozdane. Piękne święta! Napracowaliśmy się, żeby takie były.
A pięć pędraków przytulonych do siebie spędzi je w schronisku.
Ale kto by tam o takiej drobnostce pamiętał.
Zamiecione, posprzątane, zapomniane.
A jakby to było mało, to dorzucimy szóste szczenię. Tym razem nie w kartonie. Tym razem wprost na ulicę wystawione.
Przecież nie zabiłem. Ja tylko zrobiłem świąteczne porządki. Dałem szansę więc jestem dobrym człowiekiem i mogę z czystym sumieniem świętować.
Nie tak powinien wyglądać ten przedświąteczny wpis.
Powinny być życzenia Wesołych, Zdrowych itd. , itp.
Ale się nie da!
Bo jak można być w nastroju świątecznym, kiedy takie rzeczy się dzieją. Ja już tego nie ogarniam. Kim trzeba być, żeby tak robić i to niby w takim okresie, kiedy ludzkie uczucia powinny brać górę.
Kiedy na to patrzę to odechciewa mi się tych wszystkich świąt, tego udawania, że w tym okresie stajemy się lepsi i bardziej uwrażliwieni na cudzą krzywdę. Puste gadanie!
Ludzka bezmyślność i podłość nie uznaje żadnego czasu rozejmu, czy  zawieszenia. Bo każdy dzień jest dobry na robienie porządków.

A jednak dla porządku życzę wszystkim, a już szczególnie tym robiącym gruntowne sprzątanie, Spokojnych Świąt Bożego Narodzenia.