Stoi w
kącie stary zegar z wahadłem. Stary ale towarzyszy rodzinie przez wiele
pokoleń.
Był
świadkiem wielu historycznych dla mieszkańców tego domu wydarzeń.
Świadkiem
narodzin, pierwszych miłości, zawiedzionych nadziei, śmierci. Towarzyszył przy
wszystkich chwilach i tych szczęśliwych, radosnych i tych smutnych i
dramatycznych. Równo każdemu odmierzał czas.
Jego wahadło niestrudzenie
kołysało się przez te wszystkie lata. Wrósł w dom, stał się jego elementem. I choć
przedmiot to martwy, nikt nie wyobrażał sobie widoku mieszkania właśnie bez
niego. Nikomu nawet przez myśl nie przeszło, że mogłoby go nie być.
Nikt nie
wyobrażał sobie, że mogłoby zabraknąć jego miarowego, tak charakterystycznego
tykania, tych głośno wybijanych godzin. Stary towarzysz zarówno dorosłych, jak
i kolejnych dzieci, które zawsze bez wyjątku fascynował jego mechanizm złożony
z szeregu kółek i zębatek, skryty za misternie rzeźbionymi drzwiczkami zaopatrzonymi w zamek
otwierany pozłacanym kluczykiem.
Ukryte mechaniczne serce niestrudzenie
pracujące przez dziesiątki lat dla człowieka.
Nikt nie mógł uwierzyć, że to
serce w końcu zmęczone pewnego dnia zatrzyma się i że do tej chwili kołyszące
się wielkie wahadło zatrzyma się w bezruchu i
śmiertelnym skurczu. Użytkowy przedmiot, po prostu zegar, a na widok tej
agonii wszyscy posmutnieli.
Nie zepsuł się odmierzacz czasu!
O nie, to odszedł
domownik, członek rodziny!
Ratujmy go!
Szukajmy fachowca, który zna jeszcze te
star mechanizmy! Który go ożywi i przywróci naszej rodzinie! Bo bez niego, to
nie będzie ten sam dom! Ha! To tylko rzecz, a tyle dla nas znaczy! Jest
bezcenna i jedyna w swoim rodzaju! Przecież nie możemy go ot tak, po prostu
wyrzucić na śmietnik!
A Ami (tak go będę nazywał, ponieważ
nie znamy jego prawdziwego imienia), to stary pies!
I chociaż zapewne też przez kilkanaście
lat mieszkał w jakimś domu, to nie zasłużył na tyle troski, co ten przysłowiowy
zegar.
Wysłużony, schorowany, okaleczony i z
chorą skórą, nie zasłużył na tę odrobinę łaski ze strony człowieka.
O nie!
Jemu SPĘTANO ŁAPKI i wrzucono po prostu w śnieżną zaspę.
Wyrzucono niczym foliowy worek
napełniony odpadkami. I gdyby nie przypadek zapewne umarłby z wyziębienia,
wiosenne słońce po jakimś czasie odsłoniłoby jego zwłoki.
Ale tym razem stało się inaczej.
Jakaś siła wyższa sprawiła, że Ami żyje
i jest w schronisku.
Mam opory napisać, że to Bóg nad nim
czuwał i nie dał mu skończyć w takich okolicznościach. Mam opory z tej prostej przyczyny, że widząc
na co dzień jaki stosunek do starych ludzi i psów ma część naszego
społeczeństwa, to zaczynam wątpić czy istnieje ta siła wyższa. Bo albo jest
ślepa, albo tak obojętna, że pozwala na dokonywanie takich czynów.
Narażam się
części z Was takim poglądem?!
No i trudno, ale nie można milczeć,
kiedy na co dzień widzi się ten dramat starszych psów odprowadzanych do
schroniska przez spadkobierców, którzy zaopatrzeni w akty zgonów przyprowadzają
te niczemu winne, przerażone, rozbite, zdezorientowane istoty.
Rozkładają w tym często fałszywym
geście bezradności ręce i bez zmrużenia okiem skazują te najczęściej domowe
psiaki na dożywotni pobyt w schronisku.
Problem z głowy! To już nie nasza sprawa!
A przecież niejednokrotnie znają doskonale te zwierzaki. Chociażby z odwiedzin
u zmarłej osoby, która była dla nich matką, ojcem, siostrą, bratem.
No, ale to tylko zwierzak!
Przecież nie oni będę oglądać jego
cierpienie.
Oni zajmą się sprawami spadkowymi
obejmującymi: meble, mieszkanie, dom, ziemię itp. Tego trzeba pilnować!
A ten
pies, czy kot to tylko kłopot!
To nie stary, cenny zegar, to coś z
reguły niepotrzebnego i zakłócającego ustalony rytm życia.
Tak nam przykro, ale
nikt nie ma możliwości przygarnięcia go! Brutalne?
Ale prawdziwe i dość
powszechne w naszej rzeczywistości.
A wracając do Amiego, to jest żywy przykład na to, że
nie powinniśmy wpadać w samozachwyt, że tacy już z nas cywilizowani
europejczycy.
Może właśnie dlatego przeżył, żeby pokazać i uświadomić nam
wszystkim, że tak naprawdę, to jeszcze daleka
droga przed nami. Że może w rzeczywistości, to jeszcze nie ruszyliśmy z
linii startu.
Bo tak potraktowanych psów w naszym
niedoskonałym kraju są pewnie setki, tysiące tylko, że im się nie udało.
Wiecie, co w tym wszystkim jest
najbardziej szokujące?
Nie to, że tak z nim postąpiono, bo jak
ma się do czynienia z małodusznością na co dzień, to w pewnym momencie
przestaje zadziwiać ta ciemna strona ludzkiej natury.
Szokuje zachowanie samej ofiary.
Wyobrażacie sobie człowieka
potraktowanego w taki sposób?
Pałałby chęcią zemsty na oprawcach, ewentualnie
popadłby w depresję w zetknięciu z takim okrucieństwem.
A co robi Ami?
Tak niezdarnie,
rozczulająco podejdzie, przytuli się, obwącha sprawdzając czy nie ma dla niego
jakiegoś smakołyku i wraca na swoje legowisko.
Zupełnie nie daje swoim
zachowaniem do zrozumienia, że czuje się skrzywdzony, upokorzony i
sponiewierany. Nic z tych rzeczy.
On dalej szuka dotyku ludzkiej ręki. I
ta niebywała wola życia.
Kiedy wydawało się, ze na skutek
chociażby wyziębienia nie dożyje następnego dnia, on powstał jakby na przekór
swoim oprawcom. Jakby chciał powiedzieć: „Widzicie! Nie udało się Wam! Ja wciąż
żyję i daję świadectwo Waszemu bezmyślnemu okrucieństwu!”
Pani Mariola, której na widok Amiego o
mało co nie wypadł z wrażenia trzymany aparat mimo, że przedtem przygotowywałem
ją na szokujący widok zdała jedno pytanie, które nie dawało mi spokoju.
- Czy wrażliwość się ma, czy wynosi się ją z domu?
Patrząc na mojego syna mogę powiedzieć,
że pewne cechy charakteru wynosi się z domu. Tych zachowań trzeba uczyć, mówić
o nich i pielęgnować je. Chronić to zasiane dobre ziarno i nie pozwolić dopóki
jest to możliwe, żeby to co z niego wykiełkuje nie uschło, nie złamało się i
zmarniało. A może wtedy takich tragedii da się uniknąć.
Może , może, może…………………….
Kiedy patrzę na te fotki Amiego,
przynajmniej ja mam jeszcze tak wiele wątpliwości.
Ami być może nie uratował nikomu w
spektakularny sposób życia, nie pływał na krze, nie ogrzewał przez noc
zagubionego dziecka. Piszę być może, bo on nie opowie nam swojej historii życia
i pewnie nigdy się nie dowiemy jaka ona była, ale przez tak wiele lat służył
człowiekowi.
Dlatego może warto nagłośnić jego
historię. Może to pomoże znaleźć mu nowy dom, gdzie będzie mógł godnie spędzić
te pozostałe mu dni życia.
Z tą myślą pisałem ten tekst. Licząc
właśnie na Was.
Rozpowszechniajcie, rozsyłajcie,
przekazujcie historię Amiego.
Nie szukajmy teraz winowajców.
Szukajmy domu!
Zdaję sobie sprawę, że to może być
trudna decyzja, bo każdy kto miał zwierzaka wie jak trudne są pożegnania, ale
może uda się chociaż w jakimś stopniu naprawić krzywdę wyrządzoną mu przez nas,
ludzi.
Dlatego nie mówmy mu o miłości, tylko
spróbujmy go nią obdarzyć, żeby ten „cudowny” świat uczynić odrobinę i na
chwilę lepszym………… dla niego.
Poproszę……………