niedziela, 14 kwietnia 2013

A ja Ci miłość dam!


Słowo…
Zapewne nie będę oryginalny stwierdzając, że słowo silniejsze jest od armat.
Słowo może zranić, odebrać godność, zniszczyć, zabić w sensie duchowym, a nawet fizycznym.
Ale to samo słowo użyte właściwie, dla osiągnięcia lepszego celu ma też niewiarygodną, magiczną moc.
Jeśli tylko trafia do ludzi, którzy potrafią słuchać również sercem, potrafi zdziałać nie waham się użyć tego określenia, cuda. Bo jak nie nazwać cudem, tego, że Ami już nie jest w schronisku, że doczekał się swojego domu.
Te słowa przepełnione żalem, buntem, które może nieporadnie ułożyłem w te kilkadziesiąt zdań, a przez innych udostępniane trafiły do osoby, która nie chciała tylko mówić o miłości, ale chciała i w rezultacie  dała ją temu skrzywdzonemu psiakowi. 


  Zanim jednak doszło do tego pamiętnego dnia, kiedy to Ami odjechał do domu przeżyłem gwałtowną huśtawkę nastrojów. Od nadziei, po zwątpienie i znowu do euforii, kiedy po raz pierwszy miałem przyjemność rozmawiać telefonicznie z przyszłą opiekunką Amiego, panią Karoliną.
To było w ostatnią środę. Już wtedy wiedziałem, że udało się!
Po prostu kiedy usłyszałem w słuchawce  ten ciepły głos byłem przekonany, że wygraliśmy! Że ten cały gniew, frustracja i bunt zawarty we wpisie nie poszedł na marne. Że cała ta nagłośniona przez innych, życzliwych ludzi sprawa zakończy się happy endem.

  Przez chwilę po tej pierwszej rozmowie czułem się jakbym wspiął się na najwyższy górski szczyt. Chciało mi się krzyczeć z radości i zrobiłem to na środku ulicy, co oczywiście wzbudziło mała sensację.
No i dobrze!
Bo kiedy trzeba się smucić, to nie należy wstydzić się łez, a kiedy jest powód do radości, to należy się tym szczęściem dzielić z całym światem. Może dlatego, że brakuje nam takiej otwartości i „spontanu”, nasza rzeczywistość jest tak przykra i smutna.
Ale wracając do tematu.

Z niecierpliwością czekałem na ten piątek, bo wtedy właśnie miała pojawić się pani Karolina. I właśnie tego dnia, gdzieś około godziny 15:00 dzwoni nagle mój telefon. Odbieram i słyszę:
   - No chodź! Jest pani po Amiego.

No i poszedłem. Zobaczyłem młodą, pełną ciepła i wrażliwości osobę. I już wiedziałem, że nasz bohater nie mógł trafić lepiej.

Przyniosłem go  opatulonego w koc i oddałem w ręce pani Karoliny. W tej samej chwili poczułem ogromną ulgę i taką lekkość w sercu.
Nie ma nic bardziej satysfakcjonującego w życiu człowieka, jak zrobienie czegoś dobrego, czystego nie podszytego własnym interesem. 
Chociaż mój udział w tym wszystkim był dość skromny, bo bez zaangażowania wielu osób no i przede wszystkim bez samej  pani Karoliny, nic by się nie udało osiągnąć, to jednak czuję tę odrobinę satysfakcji, że miałem swój udział w tym, że Ami nie jest już starym, samotnym, skazanym na dożywotni pobyt w schronisku psem. Że niezależnie od tego, jak długo będzie żył (oby jak najdłużej), nie odejdzie samotny w schroniskowym boksie. Że do końca będą towarzyszyć mu ludzie dla mnie będący największymi bohaterami tej całej historii.



Ludzie o ogromnej odwadze i nieprzeciętnej wrażliwości na krzywdę innych.
Ludzie, którzy stanowią całkowitą odwrotność tych, którzy zostawili Amiego na pewną śmierć, którzy dają nadzieję na to, że ten świat nie jest tak całkiem do końca zły i spaczony. Ludzie, którzy nie tylko mówią o miłości, ale także potrafili ją dać! Dać psu, który nie jest ani młody, ani rasowy, który tak na dobrą sprawę nie wiadomo ile z nimi pobędzie.

Szczerze podziwiam te ich cechy i daję wszystkim za przykład.

Ci młodzi ludzie dają też nadzieję, że dla innych starszych psów, których nie brakuje w schroniskach, a które nie cieszą się zbyt dużym zainteresowaniem ze strony odwiedzających też jest nadzieja na to, że znajdą domy zanim te jeszcze uchylone drzwi zatrzasną się na zawsze! 

I tak, jak prosiłem w poprzednim wpisie o dom dla Amiego, tak teraz chciałbym wszystkim, którzy przyczynili się do szczęśliwego zakończenia tej historii podziękować. 
Chociaż, to słowo nie oddaje całej ogromnej wdzięczności jaką czuję, to nie znam lepszego. Dlatego jeszcze raz:

Gorąco Dziękuję!

(Zamieszczone fotografie zostały nadesłane przez Panią Karolinę).