Tak, lubię robić zdjęcia.
Pewnie jak większość z nas, którzy w dobie cyfrowej fotografii mają możliwość i
chcą utrwalać te najfajniejsze chwile swojego życia.
A zatem muszę wyrazić się
bardziej precyzyjnie:
Lubię robić zdjęcia
ludziom i zwierzakom, które wraz z nimi opuszczają nasze schronisko i idą do
swojego nowego domu, bądź jako zagubione są odbierane.
Lubię dlatego, że jestem
jednym z pierwszych świadków tej magicznej i wzruszającej chwili, kiedy to dwie
pokrewne sobie dusze, które znalazły się właśnie tutaj, pozują do pożegnalnego
zdjęcia. Na ten jeden ułamek czasu staję się czarodziejem, który chce, próbuje
i stara się uchwycić niecodzienne emocje towarzyszące tym chwilom.
To zadanie niełatwe,
trudne, ba czasem nie wychodzi. Zdarza się, że pomimo już, można powiedzieć
kilkuletniej praktyki zawodzi technika, że pozujący „spinają” się za bardzo na
widok obiektywu, ale ja i tak lubię być po jego drugiej stronie i wciąż
próbować i szukać najlepszych kadrów.
Są tacy co powiadają, że
zdjęcie jak zdjęcie. I niech im będzie na zdrowie.
Fotografia jest jak
książka: Trudno jest ją napisać dobrze i trzeba umieć też potem przeczytać ze
zrozumieniem.
I nie najważniejsza jest
super poprawna technika. Najważniejsze jest złapanie i utrwalenie tych dobrych
emocji.
Oj! To naprawdę bywa
trudne.
Kiedy jestem tu w
schronisku, to z niecierpliwością zawsze czekam na chwile, kiedy mogę zaprosić
kolejnych nowych opiekunów psa, lub kota do zapozowania.
Jestem od tego uzależniony
niczym nałogowy palacz od tytoniu.
Potrzebuję być „łapaczem”
tych chwil. Wtedy wszystko inne się nie liczy.
Wszystko co mnie
denerwuje, bulwersuje staje się na ten moment nieważne.
Nie ma tego!
Znika!
Do tej sprawy podchodzę na
serio i staram się zamknąć na to wszystko, co mogłoby mnie rozproszyć, a tym
samym uniemożliwić złapanie tego magicznego momentu. Znajomi i rodzina czasem
śmieją się ze mnie dobrotliwie, że strasznie mało zdjęć robię. Odpowiadam im, że
to prawda, ale jednocześnie tłumaczę, że nie sztuką jest „napstrykać” milion
zdjęć, po których potem wzrok się prześlizguje, a umysł nie jest w stanie ich
zapamiętać. Potem gdzieś złożone w pamięci dysku leżą zapomniane.
Wolę zrobić jedno, ale
takie, do którego się wraca jak do ukochanej książki, którą czyta się z
przyjemnością po wielokroć ciągle odkrywając w niej coś nowego.
Kiedy zaczęto mnie
wprowadzać małymi krokami w świat fotografii na początku zachłysnąłem się
techniką. Chciałem dążyć do perfekcji i doskonałości za wszelką cenę nie bacząc
właśnie na to, co tak naprawdę jest istotą obrazu, czyli przekaz.
Teraz już nie.
Teraz właśnie chcę
uchwycić te emocje. Oczy, uśmiech, wyraz twarzy człowieka, czy pyszczka psa,
kota. Chcę pokazywać te pierwsze chwile wzajemnych relacji. Zdarza się, że coś
mi nie wyjdzie i jest mi wtedy autentycznie przykro, ale czekam na kolejną taką
chwilę z nadzieją, że tym razem się uda.
Lubię robić zdjęcia
ludziom i ich nowo adoptowanym zwierzętom z naszego schroniska.
I lubię je publikować.
Nie żeby poddać je ocenie
innych, bo to zupełnie mnie nie „kręci”, ale żeby podzielić się tymi obrazami z
większą liczbą osób. Żeby pokazać im dobre emocje, poprawić dzień, sprawić być
może radość i przyjemność choćby na chwilę.
Są takie fotografie, które
tu zrobiłem i które wiszą u mnie na ścianie w domu. I co z tego, że nawet nie
znam tych ludzi. Kiedy czasem patrzę na nich uwiecznionych w tych niesamowitych
momentach, to zapominam, że świat potrafi być podły i zły.
To magia?