Chciałbym Wam opowiedzieć o pewnych
ludziach, których znałem wcześniej, oraz o tych, których poznałem w ciągu tego,
już niebawem upływającego roku. Może ta krótka opowieść nie w porę, może za
wcześnie. Ale „chodziło” to za mną już od dawna i postanowiłem, że napiszę to właśnie
teraz.
Kiedy na początku tego roku, w jakimś
szaleńczym amoku postanowiłem, że chciałbym ich zjednoczyć i uwolnić w końcu
ten drzemiący w nich potencjał, byłem pełen obaw i wątpliwości. Zresztą jak
zawsze, kiedy postanawiam coś zrobić. Zdawałem sobie sprawę, że po latach
różnych perturbacji może nie być łatwo. Ale czy tak naprawdę w życiu
przeciętnego człowieka jest coś łatwego?
Jak zdobyć zaufanie? Jak spróbować wysadzić
ścianę wzajemnych uprzedzeń, wątpliwości, często braku porozumienia?
Dla mnie jednak im wyższy mur, im więcej
przeszkód do pokonania, tym większa chęć dojścia do celu.
Jeśli dodać do tego i mój trudny charakter,
który bynajmniej nie ułatwia komunikacji z innymi ludźmi, to tak naprawdę
podjąłem się zadania w moim wydaniu niewykonalnego i wydawałoby się, że z góry
skazanego na porażkę.
Już na starcie mogli odwrócić się do mnie
plecami, bo przecież zaufania nie dostaje się w prezencie. Trzeba na nie ciężko
pracować, a tak łatwo je utracić. I dzisiaj mogę uczciwie powiedzieć, że tego
bardziej się bałem i tu, jak pokazał czas najbardziej się pomyliłem.
Świetni, choć tak bardzo różni. Część z
nich jest tu już od lat, a kolejni zaczęli
napływać coraz szerszym strumieniem, budząc moje zdumienie. Nie przypuszczałem,
że tak będzie. I choć część z nich różnych przyczyn odchodzi, to jest
zastępowana kolejnymi osobami.
Ale w między czasie stworzyła się wspaniała
awangarda. Ludzie, którzy są zawsze (o każdej porze dnia i nocy). Ludzie którzy
tryskają kosmiczną energią, potencjałem, pomysłowością. W końcu są to też
ludzie, którzy zmienili, zmieniają klimat tego miejsca. A mowa oczywiście o
gdańskim Schronisku Dla Bezdomnych Zwierząt.
To oni, kierowani potrzebą działania i
ducha starają się i czynią wszystko, żeby pobyt zwierząt w tym miejscu uczynić
znośniejszym i choć odrobinę lepszym. Bo, że tak jest nikt nie powinien mieć
żadnych wątpliwości.
Jest jednak w tym wszystkim jeszcze coś
bardziej osobistego. To właśnie od nich otrzymałem ogromne wsparcie. W chwilach
zwątpienia, zmęczenia, zniechęcenia, kiedy to na widok kolejnych przeszkód po
raz enty rzucałem wszystko w diabły, zawsze pojawiał się ktoś z nich, kto
podawał mi rękę, wspierał słowem.
W najbardziej dramatycznych momentach nie
pozwolili mi zostać samemu z problemem. To może śmieszne, ale nawet kiedy nie
mogą akurat tu być, bo mają swoje obowiązki, to ja i tak czuję ich wsparcie.
Może do tej pory nie udało mi się dać im
tego jasno do zrozumienia i dlatego też teraz o tym piszę.
Niebawem upłynie rok jak razem
współpracujemy. Rok trudny, ale i wspaniały.
Rok, podczas którego wolontariat w naszym
schronisku zaczął się przemieniać z poczwarki w pięknego motyla. I chociaż
wiele pracy jeszcze przed nami, to póki co wszystko jest na dobrej drodze.
Nie zawsze bywa łatwo i przyjemnie, ale
według mnie tych fajnych chwil jest więcej.
Wołają na mnie koordynator, ale tak
naprawdę to ja nie zrobiłem nic. To oni w końcu uwolnili swoją pozytywną
energię i wykreowali to wszystko co się wydarzyło i dziać w przyszłości jeszcze
będzie.
Dzięki za wszystko „moi” (tak z przekory)
wolontariusze ze Schroniska „Promyk” w Gdańsku.