Nasza pani fotograf się „rozkręca”.
Ostatnio jej dodatkowym hobby stało się
cykanie zdjęć z zaskoczenia.
Tak jak tym
wypadku. No bo, który facet chciałby mieć zrobione zdjęcie z kilkudniowym
zarostem i w ogóle raczej średnio wyglądając?
A wszystko to przez Ikę.
Malutką sunię, która przyjechała wraz
ze swoim bratem do schroniska z interwencji.
Ktoś zgłosił, że kiedy rano wszedł
na swoją działkę ogrodniczą zastał karton wraz ze skamlącą zawartością. I tak
rodzeństwo zamieszkało w biurze, razem z nami.
Ika na tle innych szczeniąt wyróżniała
się w sposób szczególny.
O ile wszystkie maluchy, które trafiają
na plan zdjęciowy są szczęśliwe, że mogą rozwinąć skrzydła jeśli chodzi o
zabawę i rozrabianie, o tyle ona była zupełnie inna. Cechowała ją powaga tak
bardzo nie licująca z jej szczenięcym wiekiem. Siedziała spokojnie gdzieś na
brzegu „miśka”, podczas gdy reszta towarzystwa zwyczajowo hulała po całym
pomieszczeniu, tradycyjnie przyprawiając zespół o apopleksję.
Najbardziej jednak przykuwały uwagę jej
oczy.
Ten poważny, przesycony smutkiem i
refleksją wzrok. Jakby w przeciwieństwie do reszty rozbawionej czeredy
rozumiała swoją sytuację bezdomnego, porzuconego zwierzęcia. Tak wyraziste
spojrzenie, że bez trudu dało się wyczytać to nieme, pełne dramatyzmu pytanie: Dlaczego?!
A może to tylko ja uległem własnej
sugestii i tak mi się tylko zdawało?
Owszem Ika ładnie i grzecznie pozowała,
żadnych fochów, żadnych awantur, ale robiła to tak jakoś automatycznie i
machinalnie, jakby była trochę nieobecna. Tak, jakby myślami błądziła zupełnie
gdzie indziej.
W końcu, gdzieś w trakcie sesji siadła
naprzeciw mnie w bezruchu i zaczęła mi się intensywnie przypatrywać. Poczułem
się trochę niezręcznie i jakoś tak dziwnie, jakbym to co najmniej ja pozostawił
ją w tym kartonie.
I wtedy właśnie podparłem głowę na
dłoniach i zacząłem mówić tylko do niej zapominając, że jesteśmy w trakcie
robienia zdjęć:
- Wiem, że teraz jesteś smutna, bo jeśli nawet nie zdajesz
sobie do końca z tego sprawy to czujesz, że stała wam się krzywda.
Nie ma waszej mamy, która się wami opiekowała, brakuje wam
jej ciepła, dotyku jej wilgotnego nosa i ciepłego szorstkiego języka.
Wiem, że czujesz się zagubiona pomiędzy obcymi ludźmi, że w
obcy i wrogi świat musiałaś tak szybko wejść na swoich króciutkich i jeszcze
niezdarnych łapkach.
Wiem, że kiedy zasypiasz w koszyku przez Twoje małe drobne
ciałko przebiega od czasu do czasu dreszcz, jakby nawet w czasie snu dręczyła
cię obawa o to, co będzie dalej.
Wiem, że to człowiek cię skrzywdził,
odbierając ci radość wieku szczenięcego i bardzo mnie to boli, ale to już się
stało i nic na to nie poradzimy.
Opowiem ci za to o tym, że na świecie są także ludzie
dobrzy. I nawet się nie spostrzeżesz, jak ktoś po ciebie przyjdzie, weźmie na
ręce i zabierze do domu.
Do prawdziwego domu, gdzie będziesz kochana, gdzie
przeżyjesz wiele szczęśliwych lat, które wynagrodzą ci to, co spotkało cię
teraz.
I nawet nie zauważysz, jak zapomnisz o tych wszystkich
przykrych zdarzeniach.
I musisz mi teraz uwierzyć na słowo, bo jakby wyglądał ten
świat, gdyby nie było takich ludzi, którzy mają serca i zabierają stąd takie
psiaki dając im drugie życie.
Chyba nie dałoby się na nim żyć. Jak myślisz? - Ale Ika nic
nie odpowiedziała, tylko dalej wpatrywała się we mnie.
Wiem, że nie treść tego co mówiłem
przykuwała jej uwagę, ale może intonacja mojego głosu. Zresztą nie wiem…
Poopowiadałem jej jeszcze, jak to z
pewnością fajnie będzie jej w nowym domu. I tak plotłem i plotłem
zahipnotyzowany jej spojrzeniem.
Cały szczęśliwy, że znalazłem wolnego
słuchacza, który nie przerywa, nie zadaje pytań, nie wierci się i nie wychodzi
w trakcie mówienia.
Ile to trwało czasu?
Nie wiem, ale chyba dość sporo, bo w
pewnym momencie dało się słyszeć znaczące chrząkanie, a jak to nie pomogło w
zdyscyplinowaniu mnie, usłyszałem:
- Te Andersen, może wystarczy już tej bajki, bo Ci się słuchacz w końcu pośpi i przy okazji my.
A w ogóle to mamy jeszcze odrobinę pracy. Więc ja dopowiem za Ciebie zakończenie:
„I żyli długo i szczęśliwie spłacając do końca życia kredyt za swój wymarzony domek pod lasem!” – Dość brutalnie przywołała nas do rzeczywistości koleżanka trzymająca na kolanach kolejnego, czekającego na zdjęcia dość już zniecierpliwionego szczeniaka, który sfrustrowany brakiem możliwości swobodnego poruszania się próbował dobrać się do jej nosa.
Pani Mariola zaś nie mówiła nic, tylko
uśmiechała się tajemniczo. I tak prysnęła, jak bańka mydlana ta magiczna
chwila.
Ika straciła zainteresowanie moją osobą
i podreptała tym swoim rozbrajającym szczenięcym truchtem do pani fotograf
usiłując dobrać się do paska aparatu, a na plan wkroczył kolejny szczeniak.
Tylko ten wcale nie miał ochoty na
słuchanie bajek.
Zresztą jakich bajek?!
Kiedy to piszę, Ika jest już w domu.
I tylko nachodzi mnie taka refleksja:
Ile razy jeszcze trzeba będzie mówić do tych wszystkich porzuconych,
zagubionych, niechcianych zwierząt, że nie wszyscy ludzie są źli?
Ktoś mi kiedyś powiedział, że świat
byłby nudny, gdyby na świecie było tylko dobro.
O!
Jeśli tak, to ja bardzo chętnie się
ponudzę!!!! A Wy?!