poniedziałek, 28 stycznia 2013

Przygoda LXIII Czyli: Dokąd zmierzasz … człowieku?!



Trochę wahałem się zanim zacząłem pisać ten tekst, ale w końcu uznałem, że tak trzeba. Tytuł może nie tchnie oryginalnością, ale po tamtych wypadkach nie potrafiłem znaleźć innego.
To właściwie nie powinno nazywać się przygodą, ale raczej dramatem.


Drżące dłonie, w które raz po raz biorę kolejne szczenię  i zanoszę na plan zdjęciowy.


Kolejne z dwudziestu jeden, które wtedy trafiły do schroniska w ciągu jednego weekendu. 

Często w dramatycznych okolicznościach.

Szóstka wyrzucona do pojemnika na szkło, piątka porzucona na torach kolejowych, które od razu z samochodu interwencyjnego przyniesiono nam na zdjęcia, kolejna szóstka porzucona pod schroniskiem itd.

Każda komórka mojego ciała gotowała się w proteście przeciwko czemuś takiemu.

Gdzieś pod nosem miotane przekleństwa, które nie nadają się do zacytowania. 

Dla mnie to całe zdarzenie było tym bardziej wstrząsające, że sam jako człowiek doznałem takiego porzucenia i dlatego zawsze bardzo emocjonalnie podchodzę do takich hmmm ……… chyba nie zawaham się użyć tego mocnego określenia: aktów barbarzyństwa.




Moja percepcja nie mogła przyjąć do wiadomości, że ktoś, gdzieś w tak zwanym „cywilizowanym świecie” mógł posunąć się do takiego postępku, jak wrzucenie żywych piszczących maleństw jedno po drugim do śmietnika. 

I co nie zadrżała ręka? 

Zabrakło odwagi, żeby spojrzeć w te ufne, jeszcze niebieskawe ślepia psiaków?


Ale przecież jak donoszą media potrafimy wyrzucać na śmietnik nowo narodzone dzieci, więc być może takie szczenięta nie są zupełnie problemem. 

Jakim murem trzeba się odgrodzić, żeby nie słyszeć tych żałosnych skomleń tak nagle pozbawionych ciepła, zamkniętych w ciemnym pojemniku i pełzających po szkle malców. 

Samo wyobrażenie sobie takiej sceny ścina z nóg i każe paść na kolana i bić się w piersi. 

Bo chociaż to nie ja dokonałem tego czynu, to też jestem człowiekiem. 


Tak bardzo mi wstyd za mój gatunek w takich momentach. Bo co my potrafimy sobą prezentować? To chyba odwieczne pytanie dotyczące naszego gatunku: Jak my to potrafimy zrobić, żeby od wielkości natychmiast stoczyć się do podłości?

 I ten kolejny obrazek kiedy kierowca przynosi piątkę maluchów zamkniętych w torbie, którą pozostawiono ot tak po prostu na torach kolejowych. 
Co autor takiego postępku miał na myśli?! Czy miał być to akt łaski? Ja nie zabiję, zrobi to za mnie maszyna! 
I otwierasz taką torbę, a tam przepiękne maluchy. 
Takie niewinne, takie ufne, tak pchające Ci się na ręce. 

Rany jakie to gorzkie doświadczenie. 

Kto chociaż raz to przeżył już nigdy nie będzie mógł dumnie nosić głowy podkreślając, że jest homo sapiens.   

Ta historia jest tym bardziej wstrząsająca, że przecież mamy dwudziesty pierwszy wiek i wydawałoby się, że otoczeni coraz bardziej wyszukaną technologią  powinniśmy również uczuciowo i umysłowo iść do przodu.
Jak pokazały tamte wypadki okazało się jednak, że chyba nie do końca!



Kiedy bierzesz w dłonie taką małą, puchatą, drżącą kuleczkę, kiedy czujesz jak w jej piersi tłucze się serduszko w spłoszonym rytmie, to zadajesz sobie pytanie: Kto mógłby być tak okrutny, żeby stworzenie tak w tym momencie bezbronne i bezradne mógł pozostawić na pastwę losu?
Skazać niejednokrotnie na zagładę.


Pytasz sam siebie, czy to mogła zrobić istota, która sama siebie dumnie nazywa człowiekiem? I z przerażeniem zabierającym ci oddech stwierdzasz, że tak!




Ze zgrozą odkrywasz, że skoro wobec siebie nawzajem potrafimy być okrutni i bezwzględni, to dlaczego wobec innych gatunków towarzyszących nam w życiu codziennym mielibyśmy zachowywać się inaczej.







Ktoś powiedział mi, że podziwia mnie za to, że staram się dociec przyczyny takich zachowań.
Że nie potrafię uprościć oceny takich zachowań, które choć są jednoznaczne, to jednak mnie zawsze męczy pytanie:
Dlaczego?
Co leży u podstaw takiego działania?
Gdzie został popełniony błąd?


Ja broń Boże nie szukam usprawiedliwienia dla tych działań! Chciałbym tylko czasem spojrzeć  takim osobnikom prosto w oczy. Tak bez zbędnych słów, bez zadawania pytań. Chciałbym dotrzeć do ich wnętrza, do duszy i tam spróbować szukać odpowiedzi. 

Chciałbym pokazać im skutki takich postępków.
Ten bezbrzeżny strach, ten ogromny stres tych maluchów i nie tylko.
Nie tylko!
Bo te uczucia towarzyszą każdemu stworzeniu trafiającemu do takiego miejsca.

 I chciałbym tez pokazać im, że pomimo takiego potraktowania te wszystkie zwierzaki nadal ufają, nadal czekają, nadal poszukują tych pozytywnych uczuć z naszej strony. 

To chyba byłby najwyższy wymiar kary dla nich wszystkich. 


Bo nie wierzę, żeby takie obrazki nie poruszyły najbardziej zatwardziałych serc i sumień.

Bo jeśli to nie podziała, to znaczy, że w takiej osobie już nic nie pozostało z człowieka.
Ale to nie jest możliwe!

I tego będę się trzymał, choćby wielu twierdziło inaczej.
Bo u każdego musi się gdzieś tlić ten maleńki, czasem przygasający płomyk dobroci, czy jak ktoś inny powie, uczuć wyższych.
Bo jeśli nie, to cały ten głos ludzi otwartych, potrafiących odczuwać byłbym głosem straconym.
Bo po co mówić do siebie, skoro my już to wiemy.

Ten głos musi docierać właśnie do tych, którzy coś zgubili, albo byli tego pozbawieni, bo gdzieś, ktoś, kiedyś popełnił błąd.


To takim osobnikom trzeba pokazywać inną drogę. Drogę, która zapobiegnie takim dramatom, które niestety są codziennością w naszym kraju.
Żebyśmy na pytanie dokąd zmierzamy mogli odpowiedzieć sobie: We właściwym kierunku!



Żeby nie trzeba było patrzeć na takie maluchy słodko śpiące w koszyku, zupełnie nieświadome tego na co zostały skazane i co jeszcze do niedawna im groziło. 

One przecież nie ponoszą winy za to, że znalazły się na tym technokratycznym, często zimnym i bezwzględnym świecie.

One pragną tylko ciepła, jedzenia i swojego miejsca na ziemi.
Je nie interesuje ani wina, ani kara.

Dlatego może, gdy ma się taki widok na co dzień każdy taki akt bezmyślności, bezwzględności budzi takie emocje. I to poczucie bezradności, które natychmiast trzeba przekuwać w działanie.
Róbmy zdjęcia!
Pokażmy je światu!


Niech znajdą domy!
Takie prawdziwe, gdzie będą otoczone prawidłową opieką i miłością. Domów, z których nikt na pewno nigdy ich nie wyrzuci.

I chociaż za tydzień, dwa znowu ktoś gdzieś pozostawi kolejne niechciane istnienia, to my pomimo wszystko będziemy próbowali znowu pokazać je wszystkim, którzy są świadomi i, którzy zabiorą je z miejsca, które człowiek w swojej pysze zupełnie zapominając o ciążącej nad nim niedoskonałości stworzył, nazywając schroniskiem dla bezdomnych zwierząt.



I oni z czystym sumieniem mogą nam odpowiedzieć, że wiedzą dokąd zmierzają, bo są ludźmi.

Ludźmi przez małe l.

Zwyczajnymi, szarymi, dającymi swoje uczucia nie żądając nic w zamian. Ludźmi tak doskonałymi właśnie w swojej niedoskonałości.










I to przed nimi chylę czoła i dziękuję, bo to dzięki nim po każdym takim dramatycznym zdarzeniu zawsze wstaję z kolan i już wiem, gdzie zmierza przynajmniej większość z nas.


A kto jeszcze tego nie wie, niech w tym zwariowanym pędzie dziwnego świata zatrzyma się na
chwilę i pomyśli nad odpowiedzią.



Prosimy o głosy w konkursie na Blog Roku 2012.

 


1 komentarz:

  1. Ten wpis napełnił mnie wielkim smutkiem i żalem, że takie sytuacje w ogóle jeszcze się zdarzają, że ludzie potrafią być tak mało odpowiedzialni, tak okrutni. Ale chwilę później weszłam w zakładkę 'adopcje' na stronie Promyka i zobaczyłam te maluchy w rękach nowych, z pewnością kochających właścicieli i myślę, że z nami - ludźmi nie jest jednak tak źle, a zdjęcia psiaków, które - często trochę stremowane - idą do nowych domów przywracają mi wiarę w człowieka. Oby jak najczęściej!

    OdpowiedzUsuń