Trochę wahałem się
zanim zacząłem pisać ten tekst, ale w końcu uznałem, że tak trzeba. Tytuł może
nie tchnie oryginalnością, ale po tamtych wypadkach nie potrafiłem znaleźć
innego.
To właściwie nie
powinno nazywać się przygodą, ale raczej dramatem.
Drżące dłonie, w
które raz po raz biorę kolejne szczenię
i zanoszę na plan zdjęciowy.
Kolejne z
dwudziestu jeden, które wtedy trafiły do schroniska w ciągu jednego weekendu.
Często w dramatycznych okolicznościach.
Szóstka wyrzucona
do pojemnika na szkło, piątka porzucona na torach kolejowych, które od razu z
samochodu interwencyjnego przyniesiono nam na zdjęcia, kolejna szóstka
porzucona pod schroniskiem itd.
Każda komórka
mojego ciała gotowała się w proteście przeciwko czemuś takiemu.
Gdzieś pod nosem
miotane przekleństwa, które nie nadają się do zacytowania.
Dla mnie to całe
zdarzenie było tym bardziej wstrząsające, że sam jako człowiek doznałem takiego
porzucenia i dlatego zawsze bardzo emocjonalnie podchodzę do takich hmmm ………
chyba nie zawaham się użyć tego mocnego określenia: aktów barbarzyństwa.
I co nie
zadrżała ręka?
Zabrakło odwagi, żeby spojrzeć w te ufne, jeszcze niebieskawe
ślepia psiaków?
Ale przecież jak donoszą media potrafimy wyrzucać na śmietnik nowo
narodzone dzieci, więc być może takie szczenięta nie są zupełnie problemem.
Jakim murem trzeba się odgrodzić, żeby nie słyszeć tych żałosnych skomleń tak
nagle pozbawionych ciepła, zamkniętych w ciemnym pojemniku i pełzających po
szkle malców.
Samo wyobrażenie sobie takiej sceny ścina z nóg i każe paść na
kolana i bić się w piersi.
Bo chociaż to nie ja dokonałem tego czynu, to też
jestem człowiekiem.
Tak bardzo mi wstyd za mój gatunek w takich momentach. Bo
co my potrafimy sobą prezentować? To chyba odwieczne pytanie dotyczące naszego
gatunku: Jak my to potrafimy zrobić, żeby od wielkości natychmiast stoczyć się
do podłości?
I ten kolejny obrazek kiedy kierowca przynosi piątkę maluchów
zamkniętych w torbie, którą pozostawiono ot tak po prostu na torach kolejowych.
Co autor takiego postępku miał na myśli?! Czy miał być to akt łaski? Ja nie
zabiję, zrobi to za mnie maszyna!
I otwierasz taką torbę, a tam przepiękne
maluchy.
Takie niewinne, takie ufne, tak pchające Ci się na ręce.
Rany jakie to
gorzkie doświadczenie.
Kto chociaż raz to przeżył już nigdy nie będzie mógł
dumnie nosić głowy podkreślając, że jest homo sapiens.
Ta historia jest tym bardziej
wstrząsająca, że przecież mamy dwudziesty pierwszy wiek i wydawałoby się, że
otoczeni coraz bardziej wyszukaną technologią
powinniśmy również uczuciowo i umysłowo iść do przodu.
Jak pokazały tamte
wypadki okazało się jednak, że chyba nie do końca!
Kiedy bierzesz w
dłonie taką małą, puchatą, drżącą kuleczkę, kiedy czujesz jak w jej piersi
tłucze się serduszko w spłoszonym rytmie, to zadajesz sobie pytanie: Kto mógłby
być tak okrutny, żeby stworzenie tak w tym momencie bezbronne i bezradne mógł
pozostawić na pastwę losu?
Skazać
niejednokrotnie na zagładę.
Pytasz sam siebie,
czy to mogła zrobić istota, która sama siebie dumnie nazywa człowiekiem? I z
przerażeniem zabierającym ci oddech stwierdzasz, że tak!
Ze zgrozą
odkrywasz, że skoro wobec siebie nawzajem potrafimy być okrutni i bezwzględni,
to dlaczego wobec innych gatunków towarzyszących nam w życiu codziennym
mielibyśmy zachowywać się inaczej.
Ktoś powiedział
mi, że podziwia mnie za to, że staram się dociec przyczyny takich zachowań.
Że nie potrafię
uprościć oceny takich zachowań, które choć są jednoznaczne, to jednak mnie
zawsze męczy pytanie:
Dlaczego?
Co leży u podstaw
takiego działania?
Gdzie został
popełniony błąd?
Ja broń Boże nie
szukam usprawiedliwienia dla tych działań! Chciałbym tylko czasem spojrzeć takim osobnikom prosto w oczy. Tak bez
zbędnych słów, bez zadawania pytań. Chciałbym dotrzeć do ich wnętrza, do duszy
i tam spróbować szukać odpowiedzi.
Chciałbym pokazać im skutki takich
postępków.
Ten bezbrzeżny
strach, ten ogromny stres tych maluchów i nie tylko.
Nie tylko!
Bo te uczucia
towarzyszą każdemu stworzeniu trafiającemu do takiego miejsca.
To chyba byłby najwyższy wymiar kary dla nich wszystkich.
Bo nie wierzę, żeby takie obrazki nie poruszyły najbardziej zatwardziałych serc i sumień.
Bo jeśli to nie
podziała, to znaczy, że w takiej osobie już nic nie pozostało z człowieka.
Ale to nie jest
możliwe!
I tego będę się
trzymał, choćby wielu twierdziło inaczej.
Bo u każdego musi się
gdzieś tlić ten maleńki, czasem przygasający płomyk dobroci, czy jak ktoś inny
powie, uczuć wyższych.
Bo jeśli nie, to
cały ten głos ludzi otwartych, potrafiących odczuwać byłbym głosem straconym.
Bo po co mówić do
siebie, skoro my już to wiemy.
Ten głos musi
docierać właśnie do tych, którzy coś zgubili, albo byli tego pozbawieni, bo
gdzieś, ktoś, kiedyś popełnił błąd.
To takim osobnikom
trzeba pokazywać inną drogę. Drogę, która zapobiegnie takim dramatom, które
niestety są codziennością w naszym kraju.
Żebyśmy na pytanie
dokąd zmierzamy mogli odpowiedzieć sobie: We właściwym kierunku!
Żeby nie trzeba
było patrzeć na takie maluchy słodko śpiące w koszyku, zupełnie nieświadome
tego na co zostały skazane i co jeszcze do niedawna im groziło.
One przecież
nie ponoszą winy za to, że znalazły się na tym technokratycznym, często zimnym
i bezwzględnym świecie.
One pragną tylko
ciepła, jedzenia i swojego miejsca na ziemi.
Je nie interesuje
ani wina, ani kara.
Dlatego może, gdy
ma się taki widok na co dzień każdy taki akt bezmyślności, bezwzględności budzi
takie emocje. I to poczucie bezradności, które natychmiast trzeba przekuwać w
działanie.
Róbmy zdjęcia!
Pokażmy je światu!
Niech znajdą domy!
Takie prawdziwe,
gdzie będą otoczone prawidłową opieką i miłością. Domów, z których nikt na
pewno nigdy ich nie wyrzuci.
I chociaż za
tydzień, dwa znowu ktoś gdzieś pozostawi kolejne niechciane istnienia, to my
pomimo wszystko będziemy próbowali znowu pokazać je wszystkim, którzy są
świadomi i, którzy zabiorą je z miejsca, które człowiek w swojej pysze zupełnie
zapominając o ciążącej nad nim niedoskonałości stworzył, nazywając schroniskiem
dla bezdomnych zwierząt.
I oni z czystym
sumieniem mogą nam odpowiedzieć, że wiedzą dokąd zmierzają, bo są ludźmi.
Ludźmi przez małe
l.
Zwyczajnymi,
szarymi, dającymi swoje uczucia nie żądając nic w zamian. Ludźmi tak
doskonałymi właśnie w swojej niedoskonałości.
I to przed nimi
chylę czoła i dziękuję, bo to dzięki nim po każdym takim dramatycznym zdarzeniu
zawsze wstaję z kolan i już wiem, gdzie zmierza przynajmniej większość z nas.
A kto jeszcze tego
nie wie, niech w tym zwariowanym pędzie dziwnego świata zatrzyma się na
chwilę
i pomyśli nad odpowiedzią.
Ten wpis napełnił mnie wielkim smutkiem i żalem, że takie sytuacje w ogóle jeszcze się zdarzają, że ludzie potrafią być tak mało odpowiedzialni, tak okrutni. Ale chwilę później weszłam w zakładkę 'adopcje' na stronie Promyka i zobaczyłam te maluchy w rękach nowych, z pewnością kochających właścicieli i myślę, że z nami - ludźmi nie jest jednak tak źle, a zdjęcia psiaków, które - często trochę stremowane - idą do nowych domów przywracają mi wiarę w człowieka. Oby jak najczęściej!
OdpowiedzUsuń