wtorek, 8 stycznia 2013

Przygoda XLII Czyli: Mistrzyni… drugiego planu!





- Mika, bardzo proszę zejdź na bok, bo zasłaniasz naszego modela. – Proszącym głosem zwróciła się do leżącej na zielonym tle, czarno-białej suczki, pani fotograf.



Ta tylko spojrzała na nią sceptycznym wzrokiem, który następnie przeniosła na mnie, a w jej ślepiach można było wyczytać pytanie: 

„Ale czy na pewno muszę?”

Potaknąłem potwierdzając żądanie pani Marioli.

Wstała ociągając się i podeszła powoli do mnie, po drodze dość obcesowo traktując fotografowanego psiaka. Siadła naprzeciwko mnie i popiskując domagała się zainteresowania swoją postacią. 








Nie sposób było zignorować jej natarczywość, więc odpowiedziałem:
    - Mika bardzo Cię poproszę widzisz, że mamy teraz trochę pracy, a ty bynajmniej nam jej nie ułatwiasz.
„No tak, tak! Wiem, że jesteś zajęty, ale pogłaskaj mnie i już ci nie zawracam głowy”. Popiskiwała dalej.



Wiedząc, że nie odpuści wyciągnąłem do niej dłoń, którą ona pieczołowicie wylizała, po czym chwilowo zadowolona przeszła przez centralny punkt planu oczywiście w momencie, kiedy pani fotograf pstrykała zdjęcia.

Na sykanie zniecierpliwionej fotografki odpowiedziała tylko spojrzeniem pełnym pogardy i żeby nie być za daleko ode mnie, położyła się po przeciwnej stronie tła uważnie taksując wzrokiem wszystkich obecnych.

Od początku wiedziałem, że nie należy pozwolić przyjść Mice na plan, ale mam do niej ogromną słabość, a i ona nie odpuściłaby, żeby mi nie potowarzyszyć.

Jak doszło do tej zażyłości pomiędzy mną, a psiakiem z sercem na czole może opowiem w innym odcinku.



Natomiast tego dnia, jak to określiła pani Mariola, Mika postanowiła rozwalić nam dzień zdjęciowy. Oprócz wielu innych zdolności ma także jedną, która doprowadzała w pewnych momentach fotografkę do pasji. 

Bo oto podczas robienia zdjęć potrafiła ni z tego ni z owego pojawić się na planie za fotografowanym psem, a to wyskakiwała gdzieś z za mnie w najmniej oczekiwanych momentach tylko po to ,żeby zaakcentować swoją obecność w kadrze np. kawałkiem swojego ogona, lub ucha, psując oczywiście ujęcie.

I żadna skrucha!

A gdzie tam! Wręcz przeciwnie! Na każde zwrócenie uwagi reagowała jednym: czyli świętym oburzeniem.

„Ja? Co znowu zrobiłam źle?! Przecież tylko przechodzę!”
  
W pewnym momencie chyba uznała za dobrą zabawę droczenie się z panią Mariolą, bo potrafiła położyć się przed nią ze smakołykiem, że niby zajęta jedzeniem i specjalnie czekać, aż ta podniesie aparat do oczu, żeby natychmiast porzucić przekąskę i bezceremonialnie władować się w kadr. Ewentualnie kładła się przed fotografowanym psiakiem zasłaniając go i żując psi smakołyk, patrzyła fotografce w oczy zdając się mówić: 

„Poczekaj, zaraz skończę i będziesz mogła dalej wydziwiać z tym urządzeniem. Jeszcze moment wytrzymasz”.

I nie daj Boże, żeby pani Mariola śmiała zwrócić jej uwagę! Zrywała się i udając groźną obszczekiwała basowym głosem, zupełnie nie pasującym do jej drobnej postury.

Tu znowu musiałem wkraczać ja i udzielać reprymendy niesfornej dziewczynie.

Pomagało, ale tylko na chwilę.
Siadała, patrzyła na mnie i widząc, że to nie przelewki, schodziła z planu z głębokim westchnieniem wyrażającym uczucie pokrzywdzenia i niesprawiedliwości, by za chwilę wrócić do mnie i domagać się zainteresowania i chyba, jak mniemam przeprosin za moje w jej psim odczuciu, niestosowne zachowanie.

I do perfekcji opanowała jeszcze jeden numer ze smakołykami.
Smakołykami, które mamy przygotowane dla wszystkich fotografowanych zwierzaków.
Ot tak na wszelki wypadek! Dla przełamania lodów i dla poprawienia nastroju zwierzęcia, które nagle znalazło się w okolicznościach dla siebie zupełnie nieznanych, obcych, a czasem wręcz niepokojących. Szczególnie jeśli chodzi o zdjęcia studyjne.

Tak, więc nasza cwaniara widząc, że jakiś psiak dostaje przysmak potrafiła podejść i bez ceregieli mu go zabrać wyrażając swoją postawą stwierdzenie: 
„Co, z damą się nie podzielisz?” 

I odchodziła pozostawiając siedzącego na białym „miśku” zdezorientowanego klienta odprowadzającego ją  baranim wzrokiem i nie mogącego pojąć, jak ktoś może być tak bezczelnym.





   - No tak! - Padło z pierwszych krzeseł stojących na sali - Ja się nie dziwię, że udało wam się tak dogadać. Co za zbieżność charakterów! Obydwoje tak samo złośliwi, uparci i bezczelni na maksa. I co tu się dziwić, że łazi za tobą krok w krok. Przecież to twój mniejszy cień. - Podsumowała swoje obserwacje koleżanka czekająca z kolejnym psiakiem na wejście na plan.


I tak męczyliśmy się wszyscy z naszą gwiazdą, aż w końcu Mika przegięła. Zrobiła to, jak mniemam z zazdrości.
W pewnym momencie widząc, że zbyt wiele uwagi poświęcam suczce, która akurat była na planie podleciała do niej chyłkiem i uszczypnęła ją, co oczywiście spowodowało nieziemską awanturę na planie. Tym razem nie było już miłosierdzia, a i sama Mika zauważyła, że przesadziła i wyleciała za drzwi. Moje żądanie było tak kategoryczne i jednoznaczne, że podkuliwszy tylko ogon i nie patrząc na nikogo czmychnęła gdzieś do kąta i nie pokazywała się aż do końca sesji.


Powróciła w momencie kiedy zakończyliśmy zdjęcia i wcale nie skruszona, tylko ogromnie przygnębiona jakby to nie ona narozrabiała, a wręcz przeciwnie, jakby to ją spotkała wielka krzywda.
    - No i co? Nie klasa aktorka! - Zwróciłem się do reszty, głaskając ją już całkowicie udobruchany.
    - O tak! Oskar w kategorii drugoplanowych ról zwierzęcych murowany! Jak nic! - Potwierdziła pani Mariola.
Phi tam Oskar!
Mice nie tego teraz potrzeba.

Jej potrzeba tylko dobrego, kochającego domu. 
A na sesję, jeśli jeszcze będzie z nami, już na pewno jej nie zaproszę. Jeden występ wystarczy! I to w zupełności!




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz