- Mika, bardzo proszę zejdź na bok, bo zasłaniasz naszego modela. – Proszącym głosem zwróciła się do leżącej na zielonym tle, czarno-białej suczki, pani fotograf.
„Ale czy na pewno
muszę?”
Potaknąłem potwierdzając żądanie pani
Marioli.
Wstała ociągając się i podeszła powoli
do mnie, po drodze dość obcesowo traktując fotografowanego psiaka. Siadła
naprzeciwko mnie i popiskując domagała się zainteresowania swoją postacią.
Nie
sposób było zignorować jej natarczywość, więc odpowiedziałem:
- Mika bardzo Cię poproszę widzisz, że mamy teraz trochę pracy, a ty
bynajmniej nam jej nie ułatwiasz.
„No tak, tak! Wiem, że jesteś zajęty, ale pogłaskaj mnie i
już ci nie zawracam głowy”.
Popiskiwała dalej.
Wiedząc, że nie odpuści wyciągnąłem do
niej dłoń, którą ona pieczołowicie wylizała, po czym chwilowo zadowolona
przeszła przez centralny punkt planu oczywiście w momencie, kiedy pani fotograf
pstrykała zdjęcia.
Na sykanie zniecierpliwionej fotografki
odpowiedziała tylko spojrzeniem pełnym pogardy i żeby nie być za daleko ode
mnie, położyła się po przeciwnej stronie tła uważnie taksując wzrokiem
wszystkich obecnych.
Od początku wiedziałem, że nie należy
pozwolić przyjść Mice na plan, ale mam do niej ogromną słabość, a i ona nie
odpuściłaby, żeby mi nie potowarzyszyć.
Jak doszło do tej zażyłości pomiędzy
mną, a psiakiem z sercem na czole może opowiem w innym odcinku.
Natomiast tego dnia, jak to określiła
pani Mariola, Mika postanowiła rozwalić nam dzień zdjęciowy. Oprócz wielu
innych zdolności ma także jedną, która doprowadzała w pewnych momentach
fotografkę do pasji.
Bo oto podczas robienia zdjęć potrafiła ni z tego ni z
owego pojawić się na planie za fotografowanym psem, a to wyskakiwała gdzieś z
za mnie w najmniej oczekiwanych momentach tylko po to ,żeby zaakcentować swoją
obecność w kadrze np. kawałkiem swojego ogona, lub ucha, psując oczywiście
ujęcie.
I żadna skrucha!
A gdzie tam! Wręcz przeciwnie! Na każde
zwrócenie uwagi reagowała jednym: czyli świętym oburzeniem.
„Ja? Co znowu zrobiłam źle?! Przecież tylko przechodzę!”
W pewnym momencie chyba uznała za dobrą
zabawę droczenie się z panią Mariolą, bo potrafiła położyć się przed nią ze
smakołykiem, że niby zajęta jedzeniem i specjalnie czekać, aż ta podniesie
aparat do oczu, żeby natychmiast porzucić przekąskę i bezceremonialnie władować
się w kadr. Ewentualnie kładła się przed fotografowanym psiakiem zasłaniając go
i żując psi smakołyk, patrzyła fotografce w oczy zdając się mówić:
„Poczekaj, zaraz skończę i będziesz mogła
dalej wydziwiać z tym urządzeniem. Jeszcze moment wytrzymasz”.
I nie daj Boże, żeby pani Mariola
śmiała zwrócić jej uwagę! Zrywała się i udając groźną obszczekiwała basowym
głosem, zupełnie nie pasującym do jej drobnej postury.
Tu znowu musiałem wkraczać ja i
udzielać reprymendy niesfornej dziewczynie.
Pomagało, ale tylko na chwilę.
Siadała, patrzyła na mnie i widząc, że
to nie przelewki, schodziła z planu z głębokim westchnieniem wyrażającym
uczucie pokrzywdzenia i niesprawiedliwości, by za chwilę wrócić do mnie i
domagać się zainteresowania i chyba, jak mniemam przeprosin za moje w jej psim
odczuciu, niestosowne zachowanie.
I do perfekcji opanowała jeszcze jeden
numer ze smakołykami.
Smakołykami, które mamy przygotowane
dla wszystkich fotografowanych zwierzaków.
Ot tak na wszelki wypadek! Dla
przełamania lodów i dla poprawienia nastroju zwierzęcia, które nagle znalazło
się w okolicznościach dla siebie zupełnie nieznanych, obcych, a czasem wręcz
niepokojących. Szczególnie jeśli chodzi o zdjęcia studyjne.
Tak, więc nasza cwaniara widząc, że
jakiś psiak dostaje przysmak potrafiła podejść i bez ceregieli mu go zabrać
wyrażając swoją postawą stwierdzenie:
„Co,
z damą się nie podzielisz?”
I odchodziła pozostawiając siedzącego na białym
„miśku” zdezorientowanego klienta odprowadzającego ją baranim wzrokiem i nie mogącego pojąć, jak
ktoś może być tak bezczelnym.
- No tak! - Padło z pierwszych krzeseł stojących na sali - Ja się nie
dziwię, że udało wam się tak dogadać. Co za zbieżność charakterów! Obydwoje tak
samo złośliwi, uparci i bezczelni na maksa. I co tu się dziwić, że łazi za tobą
krok w krok. Przecież to twój mniejszy cień. - Podsumowała swoje obserwacje
koleżanka czekająca z kolejnym psiakiem na wejście na plan.
I tak męczyliśmy się wszyscy z naszą
gwiazdą, aż w końcu Mika przegięła. Zrobiła to, jak mniemam z zazdrości.
W pewnym momencie widząc, że zbyt wiele
uwagi poświęcam suczce, która akurat była na planie podleciała do niej chyłkiem
i uszczypnęła ją, co oczywiście spowodowało nieziemską awanturę na planie. Tym
razem nie było już miłosierdzia, a i sama Mika zauważyła, że przesadziła i
wyleciała za drzwi. Moje żądanie było tak kategoryczne i jednoznaczne, że
podkuliwszy tylko ogon i nie patrząc na nikogo czmychnęła gdzieś do kąta i nie
pokazywała się aż do końca sesji.
Powróciła w momencie kiedy
zakończyliśmy zdjęcia i wcale nie skruszona, tylko ogromnie przygnębiona jakby
to nie ona narozrabiała, a wręcz przeciwnie, jakby to ją spotkała wielka
krzywda.
- No i co? Nie klasa aktorka! - Zwróciłem się do reszty, głaskając ją
już całkowicie udobruchany.
- O tak! Oskar w kategorii drugoplanowych ról zwierzęcych murowany! Jak
nic! - Potwierdziła pani Mariola.
Phi tam Oskar!
Mice nie tego teraz potrzeba.
Jej potrzeba tylko dobrego, kochającego
domu.
A na sesję, jeśli jeszcze będzie z nami, już na pewno jej nie zaproszę. Jeden
występ wystarczy! I to w zupełności!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz