sobota, 29 grudnia 2012

Przygoda XLI Czyli: Co kaptur kryć może?




Kaptur – nakrycie głowy w kształcie owalnym, albo stożkowatym, połączone zwykle z górną częścią płaszcza, kurtki lub bluzy. Jego głównym zadaniem jest ochrona głowy przed niekorzystnymi warunkami atmosferycznymi: zimnem, deszczem, śniegiem, wiatrem.

I ta krótka definicja wyczerpywałaby temat tego wpisu, wprawiając wszystkich w osłupienie i rodząc pytanie, czy aby świąteczna przerwa nie odbiła się niekorzystnie na moim zdrowiu.

A chodzi tu konkretnie o początek kolejnego zdania z definicji, czyli: „Jego głównym zadaniem…”
Ja miałem okazję poznać i wypróbować jeszcze jedno, dość tym razem nietypowe zastosowanie dla tej części garderoby, podczas jednej z sesji. Dodajmy z całkiem niezłym skutkiem.

 
Siedem. Magiczna liczba.
Tym razem było to rodzeństwo maleńkich kociąt, które znalazły się w schronisku.
Czy były magiczne? 
Nie wiem, ale sądząc po tym, że je doskonale zapamiętałem to na pewno nie były zwyczajne.






Siedem maleństw, które każde z osobna mieściło się spokojnie na dłoni dorosłego mężczyzny. Zapakowałem wszystkie do jednego kontenerka, bo w grupie raźniej i dalejże na plan zdjęciowy.


Stawiam towarzystwo na podłodze i wyciągam pierwszego delikwenta na sławnego już „miśka”, bo tak się umówiliśmy z panią fotograf, że najpierw pojedynczo, a dopiero na końcu portret zbiorowy rodzeństwa.

No i zaczęło się




A lament, a piski, a miauczenie żałosne całej reszty, która została po drugiej stronie drzwiczek. Brrrr …

Słuchać się nie dało, jaka to krzywda je spotkała. Jakże to?
„To on po mięciutkim, pachnącym kocyku figluje, a my mamy siedzieć tu zamknięte i tylko patrzeć przez kratki. Toż to niesprawiedliwość wielka! My się nie zgadzamy!”



Tak to miauczały jeden przez drugiego, aż w końcu pani Mariola pierwsza nie wytrzymała:

    - Niech pan je wypuści, bo serce pęka z żalu.

    - Nie ma sprawy. Sam tego słuchać nie mogę, ale ciekawe jak opanuję tą gromadkę.-Dokończyłem lekko zatroskanym głosem wiedząc już z doświadczenia, że robienie zdjęć będzie co najmniej utrudnione.




Okazało się, że w pierwszym momencie było zupełnie niemożliwe, bo siedem całkowicie samobieżnych szkrabów natychmiast rozpełzło się, oczywiście w różnych kierunkach, nie dając żadnych szans na choćby chwilę zastanowienia, którego łapać najpierw. Musiałem więc skupić się nie na ustawianiu naszych modeli do zdjęć, a na tym, żeby wszystkie je przechwytywać, odpowiednio wcześniej, zanim zaginą gdzieś w przestrzeni sali, uważając również przy tym, żeby któregoś nie rozgnieść przez przypadek.
Zwłaszcza szczególnie trzeba było uważać na te, które bezgłośnie parkowały przy podeszwach butów, bo wtedy o nieszczęście naprawdę nietrudno.
Tak się w końcu porobiło, że pani fotograf również musiała odłożyć aparat i pomóc mi w zagarnianiu towarzystwa, które ochoczo wyruszyło na wycieczkę w nieznane.
    - Co robić? Co robić? – Wysapała, wyciągając zza szafki ostatniego z uciekinierów.
- Jak wsadzimy je z powrotem do kontenerka to wykończy nas ich lament, a tak nie jesteśmy w stanie nad nimi zapanować i zamiast zdjęć mam sesję fitness.

Ja również już lekko zdesperowany i nie powiem, też poirytowany złapałem pierwszego z brzegu spacerowicza, podniosłem na wysokość oczu i surowym tonem powiedziałem:

    

- Skoro kochani na miśku nie chcecie posiedzieć chwilę, a w klatce też wam nie pasuje, to zapraszam do apartamentu. - I hyc wsadziłem go sobie do kaptura. I tak zrobiłem z każdym, aż na placu boju pozostał tylko jeden.







   - Teraz możemy zająć się robieniem zdjęć. - Rzuciłem w stronę pani Marioli, która zamarła z otwartymi ze zdumienia ustami. - No nie ma co patrzeć, tylko pstrykać proszę.- Dorzuciłem ponaglająco, gdyż na plecach czułem kotłujący się wulkan i od czasu do czasu pazurek, któregoś orał mi kark.


Co jakiś czas, któreś mniej zmęczone, czy też bardziej odważne kocię wypełzało z kaptura  i rozpoczynało wędrówkę albo po mojej głowie, albo po ramieniu do momentu. kiedy w ostatnim momencie wyciągałem dłoń łapiąc w locie młodego alpinistę, ratując go przed brutalnym kontaktem z twardym podłożem.
Oczywiście w tak zwanym międzyczasie, ustawiając któregoś z nich również do zdjęć.

 
W końcu towarzystwo lekko zmęczone, a ogrzewane ciepłem mojego ciała i swoim własnym, pospało się w tym kapturze i znowu, kiedy któregoś z nich z kolei wyciągałem na plan, też nie było dobrze. Bo jakże mogłem tak brutalnie przerywać dopiero co rozpoczętą drzemkę.










W końcu, kiedy mieliśmy już obfotografowaną całą siódemkę wpadła na salę koleżanka.
    - No teraz mam chwilę i mogę wam pomóc! To co robimy?


Nic nie mówiąc, zacząłem wyciągać kota za kotem z kaptura, niczym jakiś predigistator, aż cała gromada znalazła się na miśku. Wtedy dopiero, widząc w jej oczach wyraz ogromnego zaskoczenia, ponurym tonem oznajmiłem:
    - Pozostała nam tylko fotka zbiorcza. Zapraszam. Przydasz się na pewno.

No i w końcu, po niezliczonej ilości prób, kiedy to pot z naszych czół zraszał białe włosie „miśka” wcale nie powodując jego wzrostu i to zdjęcie się udało. 

Zaś nasze kocie rodzeństwo wyszło na nim niczym szarżująca jazda z powieści sienkiewiczowskich.






A kaptur?
Owszem, jak najbardziej służy do ochrony przed deszczem, śniegiem, wiatrem i do …..


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz