wtorek, 4 grudnia 2012

Przygoda XXXIX Czyli: My wam zamieszamy!


Cztery kuleczki skulone na dnie kartonu wyłożonego ręcznikiem.
Drżą i łypią na mnie oczkami przepełnionymi obawą. Biorę w ręce pakunek i lecę na plan zdjęciowy.
Tak zaczęła się ta poniedziałkowa sesja.

Po raz kolejny ktoś pozostawił u bram schroniska szczenięta. Pozostawił i po prostu uciekł!

Wnoszę ja ci ten ładunek na salę, a pani Mariola obrzuca mnie pytającym spojrzeniem.
Wzruszyłem tylko ramionami i zanim padło pytanie rzuciłem:
   - Ktoś znowu zadbał o to, żebyśmy się nie nudzili i mamy tutaj cztery panny, które muszą jak najszybciej znaleźć nowe domy.

Postawiłem karton, ale żadne z maleństw nawet nie śmiało wyściubić nosa poza jego krawędź, siedziały cichutko jak myszy pod miotłą.
W końcu brutalnie przerwałem ten stan zawieszenia i sięgnąłem do kartonu. Objawiło nam się drżące i popiskujące maleństwo.

Postawiłem chucherko na planie do pozowania. 
A mała jeszcze onieśmielona 
i zdezorientowana przez chwilę stała nieruchomo, po czym po chwili zaczęła zapoznawać się 
z nowym otoczeniem i już nie było tak łatwo i prosto zrobić jej fotkę, skoro postawiona na środku kocyka natychmiast obierała kierunek, albo na mnie, albo na fotografkę.

Im więcej czasu mijało, tym większy ruch panował w kartonie, gdzie siedziała reszta rodzeństwa.
Co rusz wystawał jakiś nosek, a oczka czujnie lustrowały otoczenie, sprawdzając co się dzieje poza tymi papierowymi ścianami. Coraz częściej słychać było żałosne popiskiwanie mające dać nam do zrozumienia, że reszta towarzystwa czuje się trochę pominięta, a także chciałaby zobaczyć co tam wyprawiamy z ich siostrą.
W końcu ze strony pani fotograf padła decyzja, która zaważyła na dalszym przebiegu sesji tej czwórki.
   - Dobra, wyjmę je niech też sobie pobiegają. Przynajmniej oswoją się z planem zdjęciowym i będzie łatwiej robić im zdjęcia.

Słysząc taki pomysł złapałem się za głowę i pomyślałem: ”Co ona gada, teraz dopiero będzie zamęt!”

Ale było już za późno, bo fotografka jak powiedziała tak zrobiła.


I tak po kolei reszta wspaniałej czwórki opuściła swoje „schronienie”, a pierwsza do tej pory fotografowana, osamotniona i zagubiona niezwłocznie dołączyła do nich.
I co?
Jakie tam oswajanie się z otoczeniem!





Natychmiast cała czwórka zaczęła wpełzać na panią Mariolę i nie pozostało jej nic innego, jak tylko odłożyć aparat i zacząć niańczyć całą czwóreczkę, pośród której rozpoczęła się oczywiście rywalizacja, która pierwsza dopełznie do jej nosa próbując go skosztować, ewentualnie w bardziej optymistycznym wariancie, dać całusa jęzorkiem.









Jaki tam plan, jakie zdjęcia skoro znalazły taką fajną niańkę.
To był pierwszy rzut.







Potem jedna z nich postanowiła nauczyć się obsługi aparatu, 
a z kolei inna oczywiście jak to często bywa  zajęła się sznurówkami, zaś pozostała dwójka uwiła sobie gniazdko w kolanach pani Marioli i póki co nie miała zamiaru się stamtąd ruszać.









Trwało to jakiś czas, dopóki coraz bardziej rozochocona czereda faktycznie nie zaczęła się rozpełzać po całej sali.
W końcu zauważyły psiaka, który tego dnia postanowił towarzyszyć mi na planie.
Generalnie z racji tego, że ma niesprawne oko dostał ksywę „Oczko”, ale imion ma wiele w zależności od pory dnia i tak wołamy na niego: „Dido”, „Szef”, „Zizi”, „Prezes” czy też „Gap”.
Jemu zaś wszystko jedno jak go wołają, byle tylko mógł być blisko człowieka.


Tak więc kolejną ofiarą panienek padł właśnie Oczko, który po prostu zbaraniał kiedy obskoczyła go rozbawiona banda. Próbował się rozpaczliwie chować za mną, ale bez większego powodzenia i w rezultacie został zmuszony do wzięcia udziału w zabawie, chociaż robił to z niejaką rezerwą  wyrażając swoją postawą, że co jak co, ale na ojca to on się nie nadaje!
Ale trzymał fason i łaskawie pobawił się w berka.

W końcu dziewczyny znudziły się podgryzaniem Oczka , odpuściły mu i znowu postanowiły wrócić do pani fotograf, skutecznie znowu uniemożliwiając jej robienie zdjęć. To znaczy tak postanowiły trzy z nich, bo czwarta właśnie się gdzieś zapodziała.

Wszyscy wołali, cmokali, ale mała gdzieś się utylizowała. Po chwili okazało się, że ukryła się za tłem i próbowała przegryźć kabel przedłużacza.
Kiedy odrywałem ją od tego jej zdaniem fascynującego zajęcia, westchnąłem z ulgą:
-Uff! Dobrze, że zdążyłem, bo zostałabyś grzanką!










Piszcząc i wierzgając w proteście patrzyła na mnie z wyrzutem jakby mówiąc:
„Puszczaj mnie brutalu! Co ty tam możesz wiedzieć o dobrej zabawie! Puszczaj, mówię do ciebie!”
 Piszczała jakby obdzierali ją ze skóry. Na odgłosy tej awantury reszta sióstr porzuciła jak jeden mąż fotografkę i rzuciła się w moim kierunku z zamiarem obrony swojej siostry i dalejże mnie obszczekiwać tymi swoimi rozczulającymi szczenięcymi głosikami:
„Puszczaj ją, bo jak nie to zobaczysz jaki ci spuścimy łomot!”
   - Dobra Aniołki Charliego. - Postawiłem delikwentkę na podłodze śmiejąc się.
   - Puszczam ją wolno, ale kabli  i tak nie wolno gryźć!
Jak na komendę wszystkie cztery urażone odwróciły się ode mnie i tym swoim przezabawnym truchtem pobiegły w kierunku pani Marioli.
   - No nie kochane. - Zawyrokowała tym razem pani fotograf. - Wszystko pięknie ładnie, jesteście cudowne, ale musicie trochę popracować, przecież  musimy w końcu zrobić wam fotki żebyście znalazły szybko domy.

No i niestety skończyła się szampańska zabawa, a zaczęła poważna praca.
Każda z nich po kolei występowała i pozowała na planie po czym wracała na kolana pani Marioli i już ze znużeniem obserwowała poczynania swoich sióstr, niczym w kinie.


Pod koniec wszystkie były już tak umęczone, że po prostu pospały się i nie kryły swojego oburzenia, kiedy sesja dobiegła końca i przyszedł czas opuść plan zdjęciowy.
I nawet Oczko westchnął z ulgą, bo dały nam trochę dziewczyny do wiwatu, ale warto było.

Teraz tylko zostało czekać na Was żebyście dali im nowe fajne domy, a w przyszłości …….. W przyszłości może jakiś zjazd rodzinny.

Bardzo jestem ciekawy, na kogo wyrosną te mistrzynie zamieszania.


















Brak komentarzy:

Prześlij komentarz