Cztery kuleczki skulone na dnie kartonu
wyłożonego ręcznikiem.
Drżą i łypią na mnie oczkami
przepełnionymi obawą. Biorę w ręce pakunek i lecę na plan zdjęciowy.
Tak zaczęła się ta poniedziałkowa
sesja.
Wnoszę ja ci ten ładunek na salę, a
pani Mariola obrzuca mnie pytającym spojrzeniem.
Wzruszyłem tylko ramionami i zanim
padło pytanie rzuciłem:
- Ktoś znowu zadbał o to, żebyśmy się
nie nudzili i mamy tutaj cztery panny, które muszą jak najszybciej znaleźć nowe
domy.
Postawiłem karton, ale żadne z maleństw
nawet nie śmiało wyściubić nosa poza jego krawędź, siedziały cichutko jak myszy
pod miotłą.
W końcu brutalnie przerwałem ten stan
zawieszenia i sięgnąłem do kartonu. Objawiło nam się drżące i popiskujące
maleństwo.
Postawiłem chucherko na planie do
pozowania.
A mała jeszcze onieśmielona
i zdezorientowana przez chwilę stała
nieruchomo, po czym po chwili zaczęła zapoznawać się
z nowym otoczeniem i już
nie było tak łatwo i prosto zrobić jej fotkę, skoro postawiona na środku kocyka
natychmiast obierała kierunek, albo na mnie, albo na fotografkę.
Im więcej czasu mijało, tym większy
ruch panował w kartonie, gdzie siedziała reszta rodzeństwa.
Co rusz wystawał jakiś nosek, a oczka
czujnie lustrowały otoczenie, sprawdzając co się dzieje poza tymi papierowymi
ścianami. Coraz częściej słychać było żałosne popiskiwanie mające dać nam do
zrozumienia, że reszta towarzystwa czuje się trochę pominięta, a także
chciałaby zobaczyć co tam wyprawiamy z ich siostrą.
W końcu ze strony pani fotograf padła decyzja,
która zaważyła na dalszym przebiegu sesji tej czwórki.
- Dobra, wyjmę je niech też sobie
pobiegają. Przynajmniej oswoją się z planem zdjęciowym i będzie łatwiej robić
im zdjęcia.
Słysząc taki pomysł złapałem się za
głowę i pomyślałem: ”Co ona gada, teraz
dopiero będzie zamęt!”
Ale było już za późno, bo fotografka
jak powiedziała tak zrobiła.
I tak po kolei reszta wspaniałej
czwórki opuściła swoje „schronienie”, a pierwsza do tej pory fotografowana,
osamotniona i zagubiona niezwłocznie dołączyła do nich.
I co?
Jakie tam oswajanie się z otoczeniem!
Natychmiast cała czwórka zaczęła
wpełzać na panią Mariolę i nie pozostało jej nic innego, jak tylko odłożyć
aparat i zacząć niańczyć całą czwóreczkę, pośród której rozpoczęła się
oczywiście rywalizacja, która pierwsza dopełznie do jej nosa próbując go skosztować,
ewentualnie w bardziej optymistycznym wariancie, dać całusa jęzorkiem.
Jaki tam plan, jakie zdjęcia skoro
znalazły taką fajną niańkę.
To był pierwszy rzut.
Potem jedna z nich postanowiła nauczyć się obsługi aparatu,
a z kolei inna oczywiście jak to często bywa zajęła się sznurówkami, zaś pozostała dwójka
uwiła sobie gniazdko w kolanach pani Marioli i póki co nie miała zamiaru się
stamtąd ruszać.
Trwało to jakiś czas, dopóki coraz
bardziej rozochocona czereda faktycznie nie zaczęła się rozpełzać po całej
sali.
W końcu zauważyły psiaka, który tego
dnia postanowił towarzyszyć mi na planie.
Generalnie z racji tego, że ma
niesprawne oko dostał ksywę „Oczko”, ale imion ma wiele w zależności od pory
dnia i tak wołamy na niego: „Dido”, „Szef”, „Zizi”, „Prezes” czy też „Gap”.
Jemu zaś wszystko jedno jak go wołają,
byle tylko mógł być blisko człowieka.
Tak więc kolejną ofiarą panienek padł
właśnie Oczko, który po prostu zbaraniał kiedy obskoczyła go rozbawiona banda.
Próbował się rozpaczliwie chować za mną, ale bez większego powodzenia i w rezultacie
został zmuszony do wzięcia udziału w zabawie, chociaż robił to z niejaką
rezerwą wyrażając swoją postawą, że co
jak co, ale na ojca to on się nie nadaje!
Ale trzymał fason i łaskawie pobawił
się w berka.
W końcu dziewczyny znudziły się podgryzaniem
Oczka , odpuściły mu i znowu postanowiły wrócić do pani fotograf, skutecznie
znowu uniemożliwiając jej robienie zdjęć. To znaczy tak postanowiły trzy z
nich, bo czwarta właśnie się gdzieś zapodziała.
Wszyscy wołali, cmokali, ale mała
gdzieś się utylizowała. Po chwili okazało się, że ukryła się za tłem i
próbowała przegryźć kabel przedłużacza.
Kiedy odrywałem ją od tego jej zdaniem
fascynującego zajęcia, westchnąłem z ulgą:
-Uff! Dobrze, że zdążyłem, bo
zostałabyś grzanką!
Piszcząc i wierzgając w proteście
patrzyła na mnie z wyrzutem jakby mówiąc:
„Puszczaj mnie brutalu! Co ty tam możesz
wiedzieć o dobrej zabawie! Puszczaj, mówię do ciebie!”
Piszczała
jakby obdzierali ją ze skóry. Na odgłosy tej awantury reszta sióstr porzuciła jak
jeden mąż fotografkę i rzuciła się w moim kierunku z zamiarem obrony swojej
siostry i dalejże mnie obszczekiwać tymi swoimi rozczulającymi szczenięcymi
głosikami:
„Puszczaj ją, bo jak nie to zobaczysz jaki ci spuścimy łomot!”
- Dobra Aniołki Charliego. - Postawiłem
delikwentkę na podłodze śmiejąc się.
- Puszczam ją wolno, ale kabli i tak nie wolno gryźć!
Jak na komendę wszystkie cztery urażone
odwróciły się ode mnie i tym swoim przezabawnym truchtem pobiegły w kierunku
pani Marioli.
- No nie kochane. - Zawyrokowała tym
razem pani fotograf. - Wszystko pięknie ładnie, jesteście cudowne, ale musicie
trochę popracować, przecież musimy w
końcu zrobić wam fotki żebyście znalazły szybko domy.
No i niestety skończyła się szampańska
zabawa, a zaczęła poważna praca.
Każda z nich po kolei występowała i
pozowała na planie po czym wracała na kolana pani Marioli i już ze znużeniem
obserwowała poczynania swoich sióstr, niczym w kinie.
Pod koniec wszystkie były już tak
umęczone, że po prostu pospały się i nie kryły swojego oburzenia, kiedy sesja
dobiegła końca i przyszedł czas opuść plan zdjęciowy.
I nawet Oczko westchnął z ulgą, bo dały
nam trochę dziewczyny do wiwatu, ale warto było.
Teraz tylko zostało czekać na Was
żebyście dali im nowe fajne domy, a w przyszłości …….. W przyszłości może jakiś
zjazd rodzinny.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz