środa, 3 lipca 2013

Bo tak się czasem dzieje.



Czasami,  najczęściej kierowany przekorą, zadaję pani fotograf to samo pytanie. 
Tak znienacka i od niechcenia w czasie trwania sesji zdjęciowej.
-       Po co Pani to robi?
-       Po co przyjeżdża Pani tu co tydzień i tarza się po ziemi, żeby zrobiwszy te kilkaset zdjęć tym psom, potem jeszcze w domu godzinami je obrabiać.
-       Co Panią powoduje?

I chociaż znam odpowiedź, to patrzę na nią jak na jakiś ciekawy okaz i szczerząc zęby w przekornym uśmiechu, czekam zawsze na to jedno zdanie.

    - Przecież kolega wie. Bo dobro, które czynimy zawsze powraca.- I wzdycha  z dezaprobatą wracając do pracy.
    - Tak wiem, ale muszę zadać to pytanie, bo inaczej w tym zalewie ludzkiej małości, nienawiści, nietolerancji, bezduszności, która ogarnia cały świat utonąłbym w mgnieniu oka.
    - Ech przesadza kolega, jak zwykle zresztą. Nie jestem żadnym wyjątkiem. Jest ogromna rzesza takich ludzi. Sztuka polega na tym, żeby próbując zrobić coś dobrego, nie ranić przy tym innych. Trzeba tylko poszukać w sobie tej odrobiny chęci i działać. Nawet w Panu jest taka iskra tylko jeszcze Pan o tym nie wie. - Zawsze kończy, nie odmawiając sobie tej maleńkiej szpileczki.

A ja wtedy kręcę przecząco głową, bo nie mieści mi się w niej, że można być tak bezinteresownym, nastawionym optymistycznie do świata, ciepłym, otwartym na innych, potrafiącym słuchać zachęcać i motywować do działania wbrew wszelkim przeszkodom, które się przed nami piętrzą.
Już widzę jak kręci głową przecząco.
Że wcale taka nie jest i w ogóle „przeginam”.
Ale ja wiem swoje i nie cofnę żadnego z użytych tu określeń, bo nie i już!

Zresztą wszystkie te pozytywne cechy jej charakteru można znaleźć. Można znaleźć w fotografiach, które od listopada 2011 roku robi zwierzakom w schronisku.

Niestety tak już jest na tym świecie, że takie właśnie osoby podlegają ciągłym próbom, jakby Bóg tych złych już skazał na potępienie, a tych dobrych wypróbowywał, czy aby na pewno są szczere w swoich intencjach. Czy aby ta ich dobroć  nie jest to tylko maską.
Niczym sadysta zadaje ciosy jakby czekając na to, że w końcu ulegną i dołączą do reszty.
A tu trafił się naprawdę twardy orzech do zgryzienia.
Orzech tak twardy, że przyjeżdża w kolejny poniedziałek robić zdjęcia i dopiero po skończonej sesji oznajmia:

- Mojemu bratu, który miał przeszczep wątroby grozi jej całkowite zniszczenie, a co za tym idzie śmierć.
Owszem jest lekarstwo, ale kosztuje mnóstwo pieniędzy, a ja ich nie mam.
Mam za to miesiąc na ich zdobycie. I zrobię wszystko, żeby go uratować!
W myśl zasady „Bo rodzina jest najważniejsza”!
Ale za tydzień jestem i znowu robimy fotki.- Kończy zdanie, a nas zatyka, bo jak wielu z nas kiedy życie dałoby nam takiego kopa byłoby stać na to, żeby pomimo wszystko dalej pomagać innym.
Mało tego myśleć jeszcze o innych ludziach z tym samym problemem.

Może wielu, ale ja poznałem tę jedną. I dlatego postanowiłem zaapelować poprzez swojego bloga o pomoc do Was, którzy na co dzień widzicie, jak wspaniałą robotę robi nasza pani fotograf. Dzisiaj ona i jej rodzina potrzebują Waszego wsparcia, dlatego apeluję do Was (choćby była Was niewielka garstka), żebyśmy postąpili w myśl zasady:
                                         
                 

BO DOBRO,  KTÓRE CZYNIMY ZAWSZE POWRACA!

           


Możesz pomóc przekazując darowiznę na konto:

81 1940 1076 3045 2145 0002 0000 - z dopiskiem: dla Bogdana Jasińskiego

POPROSZĘ I DZIĘKUJĘ!

Historia Bogdana Jasińskiego

Bogdan ma 50 lat, żonę i dwoje dzieci. Choruje na wirusowe zapalenie wątroby typu C (WZW C/genotyp 1b). 


Do zakażenia wirusem doszło najprawdopodobniej gdy miał 16 lat, podczas zabiegu chirurgicznego. 
O chorobie dowiedział się w 2008 roku, gdy nastąpiła już marskość wątroby.  




11.10.2012 roku w Szpitalu Klinicznym Dzieciątka Jezus w Warszawie  dokonano transplantacji wątroby. 

Operacja przebiegła pomyślnie, ale już w grudniu po wykonanej biopsji okazało się, że wirus zaatakował nową wątrobę. 



Podjęto leczenia  interferonem i rybawiryną.  Jednakże terapia dwulekowa nie przyniosła efektu, a wirus doprowadza bardzo szybko do ponownego włóknienia wątroby. 

Jedyną nadzieją na uratowanie wątroby jest jak najszybsze podjęcie leczenia nowym lekiem o nazwie Telaprevir. 



Leczenie to jest możliwe jedynie na koszt pacjenta, gdyż lek nie jest refundowany przez NFZ dla pacjentów po przeszczepieniu wątroby. 



Bogdan od 2009 roku jest na rencie a rodziny nie stać na pokrycie leczenia, które przekracza kwotę 100 tysięcy złotych. 


Bardzo prosimy ludzi dobrego serca o wsparcie. Każda złotówka jest dla nas ważna, gdyż mamy czas tylko do 25.07.2013 roku.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz