Czasami, najczęściej kierowany przekorą, zadaję pani
fotograf to samo pytanie.
Tak znienacka i od niechcenia w czasie trwania sesji
zdjęciowej.
- Po co Pani to robi?
- Po co przyjeżdża Pani tu
co tydzień i tarza się po ziemi, żeby zrobiwszy te kilkaset zdjęć tym psom, potem jeszcze w domu godzinami je obrabiać.
- Co Panią powoduje?
I
chociaż znam odpowiedź, to patrzę na nią jak na jakiś ciekawy okaz i szczerząc
zęby w przekornym uśmiechu, czekam zawsze na to jedno zdanie.
- Przecież kolega wie. Bo dobro, które
czynimy zawsze powraca.- I wzdycha z
dezaprobatą wracając do pracy.
- Tak wiem, ale muszę zadać to pytanie, bo
inaczej w tym zalewie ludzkiej małości, nienawiści, nietolerancji,
bezduszności, która ogarnia cały świat utonąłbym w mgnieniu oka.
- Ech przesadza kolega, jak zwykle zresztą.
Nie jestem żadnym wyjątkiem. Jest ogromna rzesza takich ludzi. Sztuka polega na
tym, żeby próbując zrobić coś dobrego, nie ranić przy tym innych. Trzeba tylko
poszukać w sobie tej odrobiny chęci i działać. Nawet w Panu jest taka iskra
tylko jeszcze Pan
o tym nie wie. - Zawsze kończy, nie odmawiając sobie tej maleńkiej szpileczki.
A
ja wtedy kręcę przecząco głową, bo nie mieści mi się w niej, że można być tak
bezinteresownym, nastawionym optymistycznie do świata, ciepłym, otwartym na
innych, potrafiącym słuchać zachęcać i motywować do działania wbrew wszelkim
przeszkodom, które się przed nami piętrzą.
Już
widzę jak kręci głową przecząco.
Że
wcale taka nie jest i w ogóle „przeginam”.
Ale
ja wiem swoje i nie cofnę żadnego z użytych tu określeń, bo nie i już!
Zresztą
wszystkie te pozytywne cechy jej charakteru można znaleźć. Można znaleźć w
fotografiach, które od listopada 2011 roku robi zwierzakom w schronisku.
Niestety
tak już jest na tym świecie, że takie właśnie osoby podlegają ciągłym próbom,
jakby Bóg tych złych już skazał na potępienie, a tych dobrych wypróbowywał, czy
aby na pewno są szczere w swoich intencjach. Czy aby ta ich dobroć nie jest to tylko maską.
Niczym
sadysta zadaje ciosy jakby czekając na to, że w końcu ulegną i dołączą do
reszty.
A
tu trafił się naprawdę twardy orzech do zgryzienia.
Orzech
tak twardy, że przyjeżdża w kolejny poniedziałek robić zdjęcia i dopiero po
skończonej sesji oznajmia:
-
Mojemu bratu, który miał przeszczep wątroby grozi jej całkowite zniszczenie, a
co za tym idzie śmierć.
Owszem
jest lekarstwo, ale kosztuje mnóstwo pieniędzy, a ja ich nie mam.
Mam
za to miesiąc na ich zdobycie. I zrobię wszystko, żeby go uratować!
W
myśl zasady „Bo rodzina jest najważniejsza”!
Ale
za tydzień jestem i znowu robimy fotki.- Kończy zdanie, a nas zatyka, bo jak
wielu z nas kiedy życie dałoby nam takiego kopa byłoby stać na to, żeby pomimo
wszystko dalej pomagać innym.
Mało
tego myśleć jeszcze o innych ludziach z tym samym problemem.
Może
wielu, ale ja poznałem tę jedną. I dlatego postanowiłem zaapelować poprzez
swojego bloga o pomoc do Was, którzy na co dzień widzicie, jak wspaniałą robotę
robi nasza pani fotograf. Dzisiaj ona i jej rodzina potrzebują Waszego wsparcia,
dlatego apeluję do Was (choćby była Was niewielka garstka), żebyśmy postąpili w
myśl zasady:
BO
DOBRO, KTÓRE CZYNIMY ZAWSZE POWRACA!
Możesz pomóc przekazując darowiznę
na konto:
81 1940 1076 3045 2145 0002 0000 - z dopiskiem: dla Bogdana Jasińskiego
POPROSZĘ
I DZIĘKUJĘ!
Historia Bogdana Jasińskiego
Bogdan ma 50 lat,
żonę i dwoje dzieci. Choruje na wirusowe zapalenie wątroby typu C (WZW
C/genotyp 1b).
Do zakażenia wirusem doszło najprawdopodobniej gdy miał 16 lat,
podczas zabiegu chirurgicznego.
O chorobie dowiedział się w 2008 roku, gdy
nastąpiła już marskość wątroby.
11.10.2012 roku w Szpitalu Klinicznym
Dzieciątka Jezus w Warszawie dokonano transplantacji wątroby.
Operacja
przebiegła pomyślnie, ale już w grudniu po wykonanej biopsji okazało się, że
wirus zaatakował nową wątrobę.
Podjęto leczenia interferonem i
rybawiryną. Jednakże terapia dwulekowa nie przyniosła efektu, a wirus
doprowadza bardzo szybko do ponownego włóknienia wątroby.
Jedyną nadzieją na
uratowanie wątroby jest jak najszybsze podjęcie leczenia nowym lekiem o nazwie
Telaprevir.
Leczenie to jest możliwe jedynie na koszt pacjenta, gdyż lek nie
jest refundowany przez NFZ dla pacjentów po przeszczepieniu wątroby.
Bogdan
od 2009 roku jest na rencie a rodziny nie stać na pokrycie leczenia, które
przekracza kwotę 100 tysięcy złotych.
Bardzo prosimy ludzi dobrego serca o
wsparcie. Każda złotówka jest dla nas ważna, gdyż mamy czas tylko do 25.07.2013
roku.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz