Cztery drżące, przestraszone istoty.
Jeszcze takie małe, nie znające świata, ufne i nie
rozumiejące, że człowiek, który do tej pory się nimi zajmował już za chwilę
zburzy ten ich w miarę spokojny świat.
Dwa kartony sklejone taśmą czekają na swój ładunek.
Góra jeszcze otwarta czeka na cztery maluchy.
Kartonowi obojętne czym będzie wypełniony więc milczy! Nie
protestuje!
Ot, wcześniej wieziono w nim
banany, a teraz będą to pieski.
I po kolei każdy z nich jest wkładany doń, aż w końcu cała
czwórka zostaje upchana w kartonie o wymiarach 50x45x55.
Jeszcze tylko kilka pociągnięć taśmą klejącą. Tak solidnie,
mocno, żeby przypadkiem się nie otworzył przed czasem!
I już gotowe!
A maluchy, początkowo nie
wiedząc co się z nimi dzieje, milczą.
Stłoczone tulą się do siebie.
I dopiero kiedy zamyka się góra kartonu, a w środku zapada
ciemność zaczynają piszczeć przerażone. I nie ma świadków tego okrucieństwa! I
nikt nie może wstawić się za nimi.
Świat milczy, bo nie ma pojęcia o tym co właśnie się
wydarzyło.
A co myśli człowiek, który to robi?
Może oddycha z ulgą, że oto wreszcie znalazł rozwiązanie
problemu. A może targa nim strach, że ktoś go przyłapie na tym procederze? Bo
na pewno nie ma wyrzutów sumienia! Bo gdyby takowe posiadał, to z pewnością nie
zrobiłby tego co gdzieś mu się w głowie zalęgło, a teraz to realizował. Jeszcze
tylko trzeba przenieść ładunek do auta i jazda! Jazda w okolice schroniska.
Jeszcze nie wstało słońce, które oświetliłoby dziejący się
dramat! Dla tego człowieka, to dobrze, bo nikt go nie zauważy. Nikt nie będzie
widział jak zatrzymuje auto, otwiera drzwi i wynosi karton pozostawiając go w
rosnącej przy drodze trawie.
Odjeżdża.
Czy teraz kiedy przez nikogo nie zauważony ociera krople
potu z czoła i oddycha z ulgą? Czy jednak myśli jaki los czeka szczenięta
zamknięte w kartonie.
Och, pewnie nie umrą z powodu braku
powietrza, bo przecież pomyślał……………… Zostawił otwór na dostęp powietrza.
Przecież nie jest bestią bez wyobraźni!
I nawet wyścielił im dno kartonu starą szmatą, żeby nie było
im zimno.
A one choć otoczone ciemnością czuły, że coś się dzieje.
Czuły, że karton zmienia położenie, że jadą autem, że są
przenoszone.
Nie widząc, reszta ich zmysłów z jeszcze większą ostrością
odbierała te wszystkie bodźce. Apogeum strachu nastąpiło kiedy w końcu
kartonowa pułapka znieruchomiała, a do jej wnętrza przez wąski otwór zaczęło
się wdzierać chłodne powietrze sierpniowego poranka. Aż w pewnej chwili karton
został ponownie uniesiony i kiedy stanął na wykafelkowanej podłodze i został
otworzony okazało się, że są w schronisku.
A co z człowiekiem, który je przywiózł?
Czy już wymazał z pamięci, to wydarzenie? Czy już czuje
ulgę, że jest bezkarny, że udało się! Czy może teraz siedzi i dopiero do niego
dotarło co uczynił? Obudziło się w nim może sumienie?!
Zadając te dwa ostatnie pytania ogarnia mnie śmiech. Ale to
niej radosny śmiech! To śmiech wynikający z poczucia bezsilności na takie akty
okrucieństwa, bezmyślności i głupoty ludzkiej.
I chciałoby się pisać o rzeczach przyjemnych, wesołych,
pozytywnych, ale niestety takie wydarzenie na to nie pozwalają.
Ile jeszcze będzie takich kartonów, śmietników, siatek
reklamowych, worków?
No ile?!
Zanim w końcu do wszystkich takich osobników dotrze, że to
nie jest wyjście z sytuacji, że nie tędy droga! I co z tego, że w mediach
pojawiają się czasem komunikaty o takich zdarzeniach,
skoro takie rzeczy dzieją się nadal, ciągle i końca nie widać.
I co? Karać więzieniem?
Czy to coś da?
A może takiego delikwenta za ucho przyprowadzać do
schroniska i zamiast siedzenia w celi kazać mu popracować w takim przybytku,
które sam kreuje wyrzucając swoje zwierzę na ulicę. Może obecność w takim
miejscu i praca dla tych zwierząt w niektórych z nich obudzi to co gdzieś
zostało uśpione? Może widok tego nieszczęścia spowoduje, że pojawi się choćby
cień empatii i zrozumienia, że tak postępować nie wolno.
Nie wiem.
Tak tylko sobie gdybam patrząc na teraz pusty, stojący
karton. Milczący świadek wydarzenia. Milczący, ale jakże wymowny!
Kiedyś jeszcze mając do czynienia z takimi wydarzeniami
szukałem motywów takiego postępowania, ale tego jest za dużo i już mi się nie
chce.
Ręce opadają!
I tylko żywię nadzieję, że ktoś kto, to przeczyta zna tego
człowieka i zauważył, że nagle zniknęły mu cztery szczenięta. Może nawet
rozpozna je na zdjęciach. A wtedy nie uda się wcisnąć „kitu”, że już mają nowe
domy! Trzy z nich są w gdańskim schronisku, bo jeden znalazł nowy,
odpowiedzialny dom.
Przykro mi, że uraczam Was takim wpisem, ale krew się burzy
i nie sposób pominąć to wydarzenie milczeniem. Niestety bo tacy też potrafimy
być i tylko całe szczęście, że więcej jest tych lepszych.
Taką mam nadzieję, bo inaczej, to wszystko nie miałoby
żadnego sensu.