Z dwunożnymi modelami na planie zdjęciowym bywa czasem ciężko (nie miałem okazji widzieć, ale słyszałem), a czego dopiero wymagać od psiaków- dzieciaków, którym przyszło znaleźć się na dyżurnym „miśku” oko w oko z obiektywem aparatu.
Postawy
i zachowania bywają wtedy skrajnie różne.
Od ”gwiazdorzenia” poprzez
ignorancję, aż po śmiertelną panikę.
A jednak zdjęcia wychodzą i udaje się
zaprezentować małych podopiecznych schroniska w bardzo fajny sposób.
Kiedy
jest już naprawdę źle i model (modelka) żadną miarą nie wyraża chęci na
pozowanie wychodząc z założenia, że zaraz ta wielka śledząca je lufa obiektywu
pochłonie ich bezpowrotnie i należy niezwłocznie ewakuować się w jakieś
bezpieczne miejsce nie pozostaje nic innego jak tylko zastosować zajęcia
relaksacyjne.
Bella
Bella,
która jeszcze wtedy nie miała tak na imię, to było przesłodkie stworzonko,
które jednak jak tylko trafiło na kocyk, to rozpłaszczyło się na nim niczym
czarno-biały naleśnik i koniec.
Żadne smakołyki, żadne tam pitu -pitu.
Nie ma
pozowania i już!
Czule przemawiała, głaskała, nadstawiała ucha, żeby
wysłuchać skarg małej Belli jak to jej źle, że musi się tu wygłupiać na jakimś
miśku, że czuje się skrępowana i przestraszona.
Długa to była mowa wygłaszana półgłosem, aż w
końcu Bella albo uznała wyższość jej racji, albo już tak się znudziła, że w
pewnym momencie położyła łapkę na ustach fotografki jakby dając do zrozumienia:
„Dobra zgadzam się na wszystko, nawet na pozowanie tylko już przestań gadać
tyle.”
No i jakoś poszło. Zdjęcia wyszły super, a Bella pojechała do nowego
domu bardzo daleko, bo aż do Danii.
Brat
Belii, jak to spora część facetów, był bardzo, ale to bardzo nieśmiały i kiedy
trafił na plan zdjęciowy siadł biedna sierotka na miśku i… i zaciął się. Jedyne
co mu pozostało to mimika. Stroił tak pocieszne, wyrażające zakłopotanie i
strach miny, że wzbudził wesołość zarówno moją jak i pani Marioli. I to był
nasz błąd, bo to co uważaliśmy za zachowanie odstresowujące w jego przypadku
podziałało zupełnie odwrotnie. On normalnie obraził się i gdyby miał taką
możliwość, to zapewne rozbeczałby się na cały głos. O my niedobrzy!
Przegięliśmy!
A Farcik czaił się na brzegu kocyka odwrócony do nas tyłem i
tylko wyczekiwał momentu, żeby dać drapaka i schować się jak najdalej od nas i
od aparatu. Nie ma tak lekko! Porozmawialiśmy sobie jak faceci.
Wytłumaczyliśmy
sobie kilka spraw. Przekonywałem go, że jest świetnym facetem, że przystojniak
z niego, że nie musi się bać obiektywu i, że już nie będziemy się z niego
śmiać tylko musi się wziąć w garść i ładnie zapozować, a na pewno ktoś go wtedy
wypatrzy i da mu nowy fajny dom.
Pokulaliśmy się jeszcze chwilę na miśku w
celach relaksacyjnych i nasz młody model przystąpił do zajęć już bardziej
rozluźniony. Co prawda chyba nie do końca był przekonany, bo najbardziej
cieszył się kiedy odnosiłem go do kojca, ale zdjęcia odniosły pożądany efekt,
bo już nie mieszka w schronisku.
Moti
tego dnia było gorąco chociaż ja obserwując go
uważam, ze to młody „luzak”.
Moti przyniesiony na plan zdjęciowy ani się nie
przestraszył, ani nie panikował.
Nie miał też ochoty na ucieczkę, a oko
obiektywu nie zrobiło na nim najmniejszego wrażenia.
Młody model siadł,
popatrzył na nas znudzonym wzrokiem po czym rozłożył się na miśku i tyle z jego
pozowania.
Jakie tam stań przodem, bokiem, jeszcze usiądź! Przelewał się przez
ręce i uporczywie wracał do pozycji horyzontalnej.
Widać było, że intensywne
światło słoneczne mu trochę przeszkadza i pani Mariola zaproponowała mu swoje
okulary przeciwsłoneczne.
Przyjął je z łaskawością i zupełnie nie przeszkadzało
mu, że to model damski po czym dalej plażował się w najlepsze.
Jak
udało się zrobić zdjęcia? Nie wiem!
Ale tylko troszeczkę, tyle ile potrzeba, niezbędne minimum.
Po zrobionych zdjęciach
spojrzał na nas pytającym wzrokiem: „Tyle wystarczy? Mogę już stąd iść?”
Ręce
opadły i nie pozostało nic innego jak tylko zanieść go z powrotem do siebie.
Moti co prawda jeszcze siedzi w schronisku, ale mam nadzieję, że nie potrwa to
już długo.
Ale
co tam!
Ważne, że znajdują nowe domy.
Szkoda
tylko, że wciąż trafiają do nas niekończącym się strumieniem.
Ale
to już zupełnie inna historia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz