piątek, 9 sierpnia 2013

Dzieciaki na planie


 Z dwunożnymi modelami na planie zdjęciowym bywa czasem ciężko (nie miałem okazji widzieć, ale słyszałem), a czego dopiero wymagać od psiaków- dzieciaków, którym przyszło znaleźć się na dyżurnym „miśku” oko w oko z obiektywem aparatu.
Postawy i zachowania bywają wtedy skrajnie różne. 
Od ”gwiazdorzenia” poprzez ignorancję, aż po śmiertelną panikę. 
A jednak zdjęcia wychodzą i udaje się zaprezentować małych podopiecznych schroniska w bardzo fajny sposób.
Kiedy jest już naprawdę źle i model (modelka) żadną miarą nie wyraża chęci na pozowanie wychodząc z założenia, że zaraz ta wielka śledząca je lufa obiektywu pochłonie ich bezpowrotnie i należy niezwłocznie ewakuować się w jakieś bezpieczne miejsce nie pozostaje nic innego jak tylko zastosować zajęcia relaksacyjne.

Bella
Bella, która jeszcze wtedy nie miała tak na imię, to było przesłodkie stworzonko, które jednak jak tylko trafiło na kocyk, to rozpłaszczyło się na nim niczym czarno-biały naleśnik i koniec. 
Żadne smakołyki, żadne tam pitu -pitu. 
Nie ma pozowania i już! 





Siła perswazji. Pani fotograf wzięła ją na ręce i pogadała jak kobieta z kobietą. 
Czule przemawiała, głaskała, nadstawiała ucha, żeby wysłuchać skarg małej Belli jak to jej źle, że musi się tu wygłupiać na jakimś miśku, że czuje się skrępowana i przestraszona. 







Cierpliwie jej wysłuchiwała, po czym sama zabierała głos i przekonywała (całkiem poważnie) o słuszności idei jej występu na planie zdjęciowym.






Długa to była mowa wygłaszana półgłosem, aż w końcu Bella albo uznała wyższość jej racji, albo już tak się znudziła, że w pewnym momencie położyła łapkę na ustach fotografki jakby dając do zrozumienia: „Dobra zgadzam się na wszystko, nawet na pozowanie tylko już przestań gadać tyle.” 


No i jakoś poszło. Zdjęcia wyszły super, a Bella pojechała do nowego domu bardzo daleko, bo aż do Danii.







Farcik
Brat Belii, jak to spora część facetów, był bardzo, ale to bardzo nieśmiały i kiedy trafił na plan zdjęciowy siadł biedna sierotka na miśku i… i zaciął się. Jedyne co mu pozostało to mimika. Stroił tak pocieszne, wyrażające zakłopotanie i strach miny, że wzbudził wesołość zarówno moją jak i pani Marioli. I to był nasz błąd, bo to co uważaliśmy za zachowanie odstresowujące w jego przypadku podziałało zupełnie odwrotnie. On normalnie obraził się i gdyby miał taką możliwość, to zapewne rozbeczałby się na cały głos. O my niedobrzy! Przegięliśmy! 

A Farcik czaił się na brzegu kocyka odwrócony do nas tyłem i tylko wyczekiwał momentu, żeby dać drapaka i schować się jak najdalej od nas i od aparatu. Nie ma tak lekko! Porozmawialiśmy sobie jak faceci. 

Wytłumaczyliśmy sobie kilka spraw. Przekonywałem go, że jest świetnym facetem, że przystojniak z niego, że nie musi się bać obiektywu i, że już nie będziemy się z niego śmiać tylko musi się wziąć w garść i ładnie zapozować, a na pewno ktoś go wtedy wypatrzy i da mu nowy fajny dom. 







Pokulaliśmy się jeszcze chwilę na miśku w celach relaksacyjnych i nasz młody model przystąpił do zajęć już bardziej rozluźniony. Co prawda chyba nie do końca był przekonany, bo najbardziej cieszył się kiedy odnosiłem go do kojca, ale zdjęcia odniosły pożądany efekt, bo już nie mieszka w schronisku.

Moti
Zachowanie Motiego można zrzucić na to, że 
tego dnia było gorąco chociaż ja obserwując go uważam, ze to młody „luzak”. 

Moti przyniesiony na plan zdjęciowy ani się nie przestraszył, ani nie panikował. 
Nie miał też ochoty na ucieczkę, a oko obiektywu nie zrobiło na nim najmniejszego wrażenia. 
Młody model siadł, popatrzył na nas znudzonym wzrokiem po czym rozłożył się na miśku i tyle z jego pozowania. 
Jakie tam stań przodem, bokiem, jeszcze usiądź! Przelewał się przez ręce i uporczywie wracał do pozycji horyzontalnej. 

Widać było, że intensywne światło słoneczne mu trochę przeszkadza i pani Mariola zaproponowała mu swoje okulary przeciwsłoneczne. 
Przyjął je z łaskawością i zupełnie nie przeszkadzało mu, że to model damski po czym dalej plażował się w najlepsze.




Jak udało się zrobić zdjęcia? Nie wiem!

Może miał dosyć naszego nachalnego marudzenia i stwierdził, że w takich warunkach relaks przypominający wypoczynek na nadbałtyckich plażach w środku letniego sezonu nie ma większego sensu i żeby uniknąć tego potoku słów w końcu zapozował.
Ale tylko troszeczkę, tyle ile potrzeba, niezbędne minimum. 

Po zrobionych zdjęciach spojrzał na nas pytającym wzrokiem: „Tyle wystarczy? Mogę już stąd iść?”
 Ręce opadły i nie pozostało nic innego jak tylko zanieść go z powrotem do siebie. 
Moti co prawda jeszcze siedzi w schronisku, ale mam nadzieję, że nie potrwa to już długo.


I tak to już jest z tymi naszymi dzieciakami-psiakami na sesjach zdjęciowych.
Ale co tam! 
Ważne, że znajdują nowe domy.

Szkoda tylko, że wciąż trafiają do nas niekończącym się strumieniem.

Ale to już zupełnie inna historia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz