czwartek, 3 października 2013

„Kefir………. Znaczy kot.”


Cześć wszystkim ! :)

Niebawem minie miesiąc od momentu, w którym opuściłem schroniskowe mury i stałem się członkiem rodziny debeściaków. :) 
Na wyjściu moja pani śmiała się, że na imię dostanę Schabik, ale po głębszym przeanalizowaniu wszystkich aspektów, w książeczkę wpisali mi Kefir. ;)
Początki były - jak to zazwyczaj bywa - trudne. 
Nowe miejsca, nowe twarze, duże przestrzenie, ogromny, włochaty pies, który na mój widok nieskoordynowanie wymachiwał językiem, 

Klakier (kot, który przyjechał wraz z moimi nowymi opiekunami do schroniska, aby mnie zaadoptować), niezadowolony z mojej obecności, i na każdym kroku odważnie manifestujący niechęć do kontaktów ze mną, i w tym wszystkim ja - malutkie futerko, bezbronne w obliczu nowości, łaknące kontaktu z człowiekiem, ale też niepewne kolejnej godziny.



Bardzo brakowało mi mamusi. Szukałem zacienionych miejsc, z ciepłym, mięciutkim podłożem, gdzie mógłbym się skryć i usnąć. 
Kiedy się budziłem, zaglądałem we wszystkie kąty i żarliwie nawoływałem mamę, ale ona się nie zjawiała... 

Najgorszym zmartwieniem moich państwa było to, że nie umiałem w tej sytuacji nic przełknąć. Wówczas, wbrew zaleceniom opiekunki ze schroniska, moja nowa pani udała się do sklepu zoologicznego, kupiła specjalne mleko dla kociąt, butelkę ze smoczkiem, i to był strzał w dziesiątkę. Ciepłe mleczko nie tylko rozgrzało mój żołądek, ale też i serce, i w końcu poczułem, że ich dom już na zawsze pozostanie moim domem. 
Postanowiłem im zaufać, uwierzyć, że mnie nie skrzywdzą. 
No i co najważniejsze, odkryłem jak to fajnie jest leżeć na czyichś kolanach, gdy ktoś Cię głaszcze, i robi "noski-eskimoski". :) 
Wszystkim zwierzakom ze schroniska życzę, aby doświadczyli w swoim życiu tak pięknej sprawy, jaką jest przyjaźń z człowiekiem. :) A w szczególności mojej mamusi, bo to równa babka, i zasługuje na wspaniały dom!

Z Klakierem toczyliśmy wojnę jeszcze przez kilka kolejnych dni. Uściślając, ja próbowałem zejść mu z oczu, i traktować go jak powietrze, a on wypatrywał tylko okazji, aby mnie wyeliminować ze swojego terenu. 
Pewnego razu napadł na mnie, i dość dotkliwie podrapał. 
Po tym incydencie, nasza pani postanowiła obciąć mu pazury, co teoretycznie zmniejszało stopień zagrożenia z jego strony, ale przecież zostały mu jeszcze te ogromne zębiska... 


Wówczas podjąłem decyzję, że zachowam się jak prawdziwy mężczyzna, i porozmawiam z nim po męsku. 
Udałem się ciemną nocą na szczyt drapaka, gdzie zazwyczaj o tej porze oddawał się drzemkom, obudziłem pacnięciem łapą po pysku i zacząłem mówić o tym, co mnie gryzie. 

Wydawał się być zaskoczony moją odwagą i sprytem, ale kiedy pierwszy szok minął, wstał i czym prędzej ruszył do ataku. 
W trakcie ucieczki powinęła mi się łapka, i spadłem z samej góry - gdyby nie interwencja mojej pani, to nie wiem czy miałbym okazję napisać dla Was moją historię... 
Powtórkę zafundował mi nazajutrz, z tą różnicą, że chwilę po tym jak zaserwował mi cios z otwartej, polizał mnie po pyszczku, co zinterpretowałem jako zachętę do zabawy. 

Od tamtego momentu, jesteśmy najlepszymi kumplami. :) Wszystko robimy razem: śpimy, jemy, bawimy się, korzystamy z kuwety, psocimy. :) Nasza pani mówi, że ludzie mogą nam pozazdrościć tej więzi, i akceptacji. :)


Dziś, po przejściu tych wszystkich perturbacji, mogę śmiało powiedzieć, że miałem naprawdę dużo szczęścia. :) 

Zyskałem bezpieczny dom, troskliwych opiekunów, i wspaniałych kumpli, z którymi nigdy nie jest nudno. 

Z dnia na dzień jestem coraz większy, coraz mądrzejszy i sprytniejszy, i wszyscy mi mówią jaki to ja nie jestem wspaniały. :) Trzeba wam też wiedzieć, że jestem mistrzem w dublowaniu osławionych oczu kota ze Shreka - efekt wychodzi mi dosłownie identyczny. ;)

Uwielbiam wygrzewać się na parapecie, gdy świeci słońce, ale jeszcze bardziej lubię spacery po najbliższej okolicy (bardzo szybko nauczyłem się chodzenia w szelkach na smyczy), i włażenia na drzewa (już kilka razy zdarzyło się, że pańcia się zagapiła, i musiała wchodzić po mnie i po Klakiera na drzewo hihihi). 
Wizyty u weterynarza to dla mnie jedna z najlepszych rozrywek na świecie - wszystkie czynności znoszę bardzo dzielnie, a potem daję dyla ze stołu i biegam po całym gabinecie. ;) Pani weterynarz nazywa mnie żywym srebrem. ;)

Apetyt mam ponad normę, i przy tym jeszcze nie wybrzydzam. ;) Noce są u nas spokojne, bo gdy tylko nasza pani gasi światło, to wspólnie z Klakierem usypiamy na hamaku lub pod jej koszulką. :)
Wpadniemy do Was niebawem całą piątką, podziękować za wszystko, bo to właśnie dzięki Wam, dostaliśmy możliwość odnalezienia siebie na krętych ścieżkach życia.

Monika W.







Brak komentarzy:

Prześlij komentarz