Wiesz co to jest morze?- zadałem mu pytanie, uważnie
się przyglądając.
Spojrzał na mnie niepewny, jakby sądził, że raczę
sobie z niego żartować, po czym odpowiedział z wahaniem:
- Czy to jest to, co czasem widzę nad sobą? Takie
niebieskie, czasem poprzecinane czymś białym, co odpływa gdzieś w dal kiedy
wieje wiatr. Co robi się ciemne i kiedy nic tego nie przesłania jest
roziskrzone tysiącami tajemniczych światełek, które obserwuję siedząc na budzie,
gdy wokół panuje cisza, a ja cierpię na bezsenność?
-Ech, ty głuptasie!- roześmiałem się z goryczą.- Skąd
możesz wiedzieć, co to jest morze. W końcu od lat tu siedzisz, wiele nie
widzisz, a ja zadaję ci takie pytanie.
-Morze. Morze owszem, czasem przypomina niebo swoim
kolorem, kiedy indziej bardziej podobne jest do zielonego kobierca, a jeszcze
kiedy jest pochmurno, to ono także staje się ciemne i groźne. Zaś nocą jest
czarne jak smoła, poprzecinane tylko białymi wstęgami tworzącej się na
szczytach fal piany.
Ale to tylko wtedy, gdy wieje wiatr. Czasem kiedy on
cichnie i powierzchnia morza się uspokaja, to faktycznie można w jego toni
ujrzeć odbicie nieba, o którym wspominałeś.
Woda jest w nim z reguły chłodna i ma słonawy smak. A
żeby dojść do niego, to trzeba pokonać pas piasku, który latem bywa gorący jak
na pustyni. Jest drobny, sypki i wciska się wszędzie. Cóż to za frajda wytarzać
się w nim, kopać szukając rzeczy, które ktoś tam kiedyś zgubił. I ta przestrzeń
przed tobą! Aż po kres horyzontu!Zmącona tylko widokiem stojących, gdzieś tam
daleko na redzie statków czekających na wpłynięcie do portu. Słonawy smak
powietrza i poczucie choć na chwilę bycia wolnym. A nad głowami kołują mewy,
rybitwy. Fajne, nie?
-Ach! Chociaż najdalej byłem na spacerze na pobliskiej
łące, to już sobie wyobrażam jak tam musi być pięknie- po czym westchnął,
zwinął się w kłębek na dach budy i chyba zatopił się w marzeniach.
Pewnie o wodzie, co ma słony smak, o piasku co wciska
się wszędzie, o przestrzeni, której nie ograniczają pręty klatki, o ptakach co
nad głowami kołują, o statkach co na redzie stoją, o wietrze co gnany od morza
porusza taflą wody tworząc fale, o wolności, której tak bardzo brak.
I tkwił tak, łypiąc tylko od czasu do czasu na mnie
ślepiami pełnymi wyrzutu, że oto wprowadziłem do jego łba tyle zamętu. Że
obudziłem w nim tęsknotę za czymś nieznanym, a jakże różnym od tej siermiężnej
schroniskowej rzeczywistości.
Szturchnąłem go w bok i powiedziałem:
-I dlatego powoli szykuj się do przygody, bo w końcu
zobaczysz to, o czym ci opowiadałem. Tym razem ty, a kiedy indziej inni z was
będą mieli taką okazję. Zobaczysz morze.
Czasem trzeba „kopnąć” w
drzwi, żeby choć trochę je uchylić. Wpuścić odrobinę świeżego powietrza.
Spróbować wyciągnąć te
zapomniane, pomijane, zamknięte w schronie psiaki i pokazać je światu. No i
oczywiście też pokazać im inną rzeczywistość niż tylko tą schroniskową.
Im tym bardziej coś się
należy od nas ludzi, choćby tylko dlatego, że to przez naszą skandaliczną
ignorancję zostały pozbawione możliwości poznawania świata i zamknięte za
kratami za winy nasze, bo bynajmniej za swoje. Trzeba też odetchnąć od tej
schroniskowej codzienności, która potrafi nieźle stłamsić człowieka.
Dlatego też w najbliższą
niedzielę (03-04-2016) będziecie mogli spotkać na nadmorskim spacerze
wolontariuszki ze schroniskowymi psiakami w okolicach Brzeźna.
Z przyczyn technicznych
będzie to czwórka czworonożnych przedstawicieli, ale jeśli to „wypali”, to z pewnością będziemy
powtarzać takie „wypady”. Bo przecież
każdemu należy się odrobina szczęścia. Prawda?
W tym wpisie wykorzystałem fotografie Pani Marioli Hupert. Dziękuję za taką możliwość.