czwartek, 12 września 2013

Suma psiego losu.


„Stawiam świat na głowie do góry nogami
Na odwrót i wspak bawię się słowami
Na białym czarnym kreślę jakieś plamy….”
J.Kisiński


„Ceglane ściany są śliskie.
Nie dam rady się wspiąć!
Biegam wzdłuż nich rozpaczliwie szukając wyjścia.
Niewiele już widzę, kieruję się bardziej instynktowną potrzebą: Przeżyć, uciec!
Nie pozwolić, żeby mój koniec nastąpił tu, na dnie kanału!
Zaszczekam! Może ktoś mnie usłyszy! Może ktoś zauważy, że tu dzieje się dramat.
Nie chcęęęęęęęę! Nie mogę! Dlaczego?
Dlaczego miałabym skonać tutaj? Przecież i tak jestem blisko kresu mojego życia.
Nagle wyczuwam czyjąś obecność kogoś obok siebie. Ktoś usłyszał moje wołanie. Boję się! Czyjeś ręce dotykają mnie. 
Och jak ja się boję!
Tak bardzo, że mam wrażenie,  iż za chwilę moje stare, spracowane serducho stanie! Zamilknie, stężeje w ostatnim rozpaczliwym skurczu, że moje płuca już nie będą mogły złapać życiodajnego powietrza i umrę.
Umrę, wyrzucona, zepchnięta do kanału, który miał stać się moim grobem.
Moją ostatnia przystanią. Podziękowaniem!
Gdzieś do świadomości dociera do mnie, że te ręce dają mi życie, ale mimo to próbuję je gryźć. 

Teraz już wiem strażaku dzielny, który mnie uratowałeś, ty który przedłużyłeś mój pobyt na tym świecie, że nie chciałeś źle. 

Ocaliłeś mnie i chociaż nie pokazali Cię w telewizyjnej migawce w wieczornych wiadomościach, to Ty wiesz, a ja będę pamiętała.
Teraz jestem w schronisku i dalej nie opuszcza mnie szok i dalej nie rozumiem, jak to się stało………………………….”



Może powinienem dzisiejszym ogólnym zwyczajem rzucić tylko kilka pisanych dużą czcionką haseł, wzorem z tabloidów:
WRZUCONA DO KANAŁU! MIAŁA SKONAĆ!
BEZMYŚLNOŚĆ CZY OKRUCIEŃSTWO?!
OCALONE MALEŃSTWO PRZEŻYŁO! JEST W SCHRONISKU!

Może, a nawet na pewno to by wystarczyło, ale ja tak nie potrafię! 
I chociaż mam świadomość, że część czytelników widząc obszerność tekstu gdzieś w połowie machnie ręką i nie dotrwa do końca, to jednak zaryzykuję.
Już kiedyś wspomniałem, że chciałbym się dzielić z Wami tylko tymi dobrymi wiadomościami, to jednak życie, albo inaczej „ludzie” nie pozwalają na to.
Jestem obserwatorem, uczestnikiem i samozwańczym korespondentem wydarzeń nie tylko tych radosnych. 
Niestety są chwile, kiedy takie wydarzenia jak to sprawiają, że gdzieś w głębi gardła rodzi się krzyk protestu. Nie jestem dobrym mówcą i wolę pisać. Wydaje mi się, że to najlepszy sposób, żeby dotrzeć do większego grona osób.
      To zdarzenie o tyle uderzyło we mnie z większą mocą, że suczka (nie nadam jej imienia celowo) przyjechała w momencie, kiedy kończyliśmy sesję zdjęciową wraz z nagraniem materiału filmowego, który kończyłem właśnie puentą w stylu: „Opamiętajcie się! Nie porzucajcie i nie gubcie swoich zwierząt….” itd.
A tu masz!
Kolejny stary pies trafia do schroniska i to jeszcze w tak dramatycznych okolicznościach! Ktoś powiedział, że w schronisku dla zwierząt muszą pracować ludzie o ogromnej wrażliwości. To prawda. Tylko mało kto zdaje sobie sprawę z tego na jakie ze strony innych ludzi ta wrażliwość zostaje wystawiona próby. Kiedy niemalże codziennie skazany jesteś na oglądanie obrazków z cyklu:
Umarł właściciel! Nikt z rodziny nie może się zająć, to do schroniska!
Pies jest „zły”, to do schroniska!
Pies jest stary, to na ulicę i do schroniska!
Szczeniaki nie ma co z nimi zrobić, to w karton, na śmietnik, na tory i jak się uda, to do schroniska!
Mam alergię, to do schroniska!
Wyjeżdżam za granicę, to do schroniska!
Rozwiedliśmy się i nikt go nie chce, to do schroniska!
Nie potrafi być stróżem, to do schroniska! I jeszcze łańcuch na pamiątkę!

I tak w żarnach tego młyna mielą się ofiary ludzkiej małości, słabości, braku odpowiedzialności, a przy okazji spala się na popiół Twoja wrażliwość, bo ile można znieść! I masz ochotę dać komuś w ucho! Stajesz się kwaśny jak ocet i na każdego patrzysz wilkiem, jak na potencjalnego złoczyńcę.
I chcesz komuś opowiedzieć, że już od tylu lat pracuje się nad programem ochrony zwierząt, a wciąż te patologiczne przypadki wychodzą z kątów niczym upiory. Ale kto mnie będzie słuchał?! Kim ja jestem?! Więc piszę z coraz mniejszą wiarą, a ktoś przeczyta, ktoś się wzruszy, ktoś inny zaklnie, ktoś zapłacze nad losem choćby tej suni z kanału………………………………….. I co?
To pytanie zawisa w próżni.
Wcale nie oczekuję na nie odpowiedzi.
Dziś pies z kanału, jutro znaleziony w innych dramatycznych okolicznościach. A teraz sobie pogdybam.
A może gdyby w naszym kraju był powszechny obowiązek elektronicznej identyfikacji i rejestracji właścicieli psów, to „opiekun” tej suczki nie byłby anonimowym cieniem i bardzo mocno zastanowiłby się zanim by zrealizował swój zamiar? Tak wiem, że się nad tym pracuje. Ale czy nie za długo? Czy nie można było wcześniej? Czy ten dotychczasowy czas już nie został zmarnowany, przegadany? Ja tam nie wiem.
I chociaż zdaję sobie sprawę, że nie jest to rozwiązanie idealne, to póki co lepszego nikt nie wymyślił. Ale może ja się nie znam. Stosując nomenklaturę marynistyczną, ja jestem na dolnym pokładzie, a być może widok z mostka kapitańskiego jest zupełnie inny.
Czy bardziej trafny?
Patrząc na naszą bohaterkę mam wrażenie, ba odważę się powiedzieć, że nie.
Tak! Ja wiem, że nie usuniemy z naszej rzeczywistości całej patologii, bo to niemożliwe, ale może jest chociaż cień szansy na zmniejszenie jej rozmiarów, a z dolnej perspektywy są one porażająco wielkie.
I co nam po tym, że cieszymy się kiedy części z tych pokrzywdzonych zwierząt udaje się znaleźć inne nowe domy, w których są szczęśliwe, jeśli natychmiast dostajemy w twarz takim wydarzeniem. To jak branie aspiryny, kiedy toczy nas nowotwór. Ostatnio usłyszałem stwierdzenie, które pogłębiło moje obawy i wręcz przeraziło: „Wie pan nie każdy dorósł do demokracji i potrafi z niej właściwie korzystać. Co na to poradzić.” Hmmmm……. To znaczy, że tacy osobnicy nigdy nie będą musieli wyrosnąć z krótkich spodenek i trzeba będzie im pobłażać jak uczącym się dopiero życia przedszkolakom? I dotyczy, to również części „właścicieli” zwierząt. No, to chyba coś jest nie „halo”!
I co, jeśli nawet znajdzie się właściciel tej suczki, to jaka kara go spotka? Do trzech lat więzienia. A w diabła tam więzienie! Tam mało kto wyszedł na prostą.
A za ucho i do schroniska! Tam odpracowywać! Tam patrzeć na ten bezmiar krzywdy! Może wtedy jakaś część z nich zrozumie co zrobiła. I taka terapia będzie z korzyścią i dla nich i dla zwierząt. A tak co? Choć pewnie w jakimś stopniu, to przykre doświadczenie (pobyt w więzieniu), ale znowu na nasz koszt podatnika i z wątpliwym rezultatem końcowym. Ale znowu przekornie: Może ja się nie znam?! Może tak jak jest, to jest dobrze? Nie wiem, ale mam trochę inne zdanie w tej materii. W końcu mam takie prawo.
Może to dobrze, że „ludzie” wyrzucają zwierzęta pod schroniskami, a nie zabijają. Ale to nie tak powinno być! Takie stwierdzenie, to troszeczkę jakby usankcjonowanie patologicznych, chamskich zagrywek. Trzeba sobie uświadomić, że to podłe, cwaniackie zrzucanie odpowiedzialności na nas wszystkich.  Nie!
Trzeba ludzi nauczyć odpowiedzialności, mocno ją usankcjonować, pozbawić przestępców anonimowości, poczucia bezkarności, nieuchwytności (wymiar sprawiedliwości). Tak być może, że to trochę trąci złamaniem zasad demokracji, ale skoro niektórzy nie chcą wyrosnąć z tych przysłowiowych „krótkich gaci”, to trzeba spróbować znaleźć na nich sposób. Inaczej ten proceder nigdy nie zmniejszy się, a my będziemy radośnie budować kolejne schroniskowe molochy jak Polska długa i szeroka, a przecież, to jest droga…………………….. No, chyba donikąd. Tak mi się przynajmniej wydaje.
No dobrze, a co ja robię? Ktoś zapyta.
A ja piszę z coraz mniejszą wiarą, a ktoś przeczyta, ktoś się wzruszy, ktoś inny zaklnie, ktoś zapłacze nad losem choćby tej suni z kanału………………………………….. I co?

Bo jak pewnie wiecie, trudno jest dojść z dolnego pokładu na kapitański mostek i tam przedstawić swoje pomysły i wizje.
Kim ja jestem?
Ale jak ktoś mi pomoże się tam dostać, to chętnie przedstawię swoją wizję, jak to powinno funkcjonować. W końcu pracuję na dolnym pokładzie i widzę to z bardzo bliska. Czasem, aż za blisko!
I już prawie na sam koniec, po raz kolejny chciałbym do Was zaapelować o dom dla tej piętnastoletniej, potrzebującej troskliwej opieki istoty.
Z Amim się udało! I wierzę, że tym razem też się uda!
Że znajdzie się ktoś, kto zaopiekuje się nią i da odrobinę swojego serca. Poproszę!
Niunia na razie jest ciągle w szoku i niezbyt przyjaźnie podchodzi do ludzi. Ja tam wcale się jej nie dziwię. Wy pewnie też.
Dziękuję tym wszystkim, którzy przebrnęli przez ten tekst, ale nie można było inaczej. Na białym czarnym kreślę jakieś plamy, uparcie nie chcąc poddać się zwątpieniu wciąż wierząc (choć brzmi, to może patetycznie) w ideały.
Bo ja piszę, a ktoś przeczyta, ktoś inny przeklnie, ktoś zapłacze, a ktoś jeszcze inny wzruszy i może to wszystko w końcu ruszy. 
Byle w końcu w dobrym kierunku.

środa, 11 września 2013

Maaaamo, zlituj się.



„Maaaamo zlituj się...” - dostałam takiego MMS'a od 9 letniego wtedy syna.
Na zdjęciu PIES – zmarznięty, skulony w kłębek na zimnej klatce schodowej i ani myśli stamtąd wyjść…

Dzwonię!
- Kuba! Pies? Skąd ten pies?
- Mamuś, szedł za mną od samej szkoły i nie odstępował na krok… 
Mamuś, jest zima a on się tak trzęsie i jest głodny, mamuś... mamuś.. mamuś!!
- Synku, mam alergię na sierść, przecież wiesz. Wpuść go do domu a potem znajdziemy mu domek! 
 

Wróciłam z pracy z Przyjaciółką -"Psiarą", miała mi pomóc i doradzić, co dalej.

Pies leżał tak samo skulony, jak na klatce schodowej, tyle, że u nas w domu.. Ledwo podniósł głowę i spojrzał takim błagalnym, tęskniącym za ciepłem wzrokiem.



Przyjaciółka spojrzała w jego oczy i powiedziała jedno:
"Miłość - zostaje z Wami!"
Spał jeszcze potem dwa dni, prawie cały czas, był wychudzony i poobijany z każdej strony, okropnie bał się wsiąść do auta....
...od 5 lat żyje z nami.
Borys. 







Na początku wylałam wiele łez, Borys okazał się być 8 miesięcznym dzieckiem kochającym bezgranicznie, zjadać moje buty i nie tylko, zjadł pokaźny kawał łóżka, nowiuteńki kask na rower, kosz na bieliznę, hm... właściwie, to jadł wszystko, co mu wpadło w pysk:) 

Pani Alergolog robiła wielkie oczy: 
- Po co pani taki problem? Niech pani go odda, ma pani sporą alergię
- Oddać? Ale jak?

Nie oddałam, pokochałam i on pokochał. Po mozolnej walce, wielu próbach ułożenia - udało się!  Uszanował  nasze własności w końcu!
Jest nam wdzięczny, gigantycznie dobry i bardzo posłuszny a Kuba jest jego najlepszym przyjacielem po dziś dzień.











Ostatnio tylko nie może zrozumieć jednego skąd w domu nagle wziął się mały miauczący szkrab?!
- Maaaamo zlituj sięrzekł i drugi syn - to taki mały, bezbronny kotek, a na dworze jest tak bardzo zimno i pada deszcz


Mam katar, chyba znów muszę odwiedzić moją Panią Alergolog!:)


ps. Dziękuję mojej Przyjaciółce Beacie S. za to, że tak przeogromnie  otworzyła mnie na Zwierzęta. 

Magda.
I jednocześnie mamy nadzieję, że pojawią się kolejne historie nadsyłane przez Was na adres mailowy: identek48@gmail.com




poniedziałek, 9 września 2013

Bo ja jestem Super Star!

Tytuł tego wpisu może być mylący i dlatego od razu na wstępie pragnę poinformować, że nie chodzi tu o mnie, bo mnie jeszcze odrobinę brakuje do bycia super star. I zaraz dojdziemy do tego o kogo chodzi.

Już jako malutki szczeniak przejawiała inklinacje do tego, żeby być w centrum uwagi i na piedestale. Kiedy tylko cała trójka trafiła do schroniska tak się złożyło, że robiliśmy zdjęcia. 
No, to co miśki małe? 
Na sesję, żebyście nie musiały siedzieć w schronisku!









Jak napisałem, była ich trójka, ale to właśnie ona absorbowała swoją, wtedy jeszcze mikrą postacią całą uwagę. 

Pozostała dwójka taka cichutka, skromniutka, przestraszona. 
A ona zupełne przeciwieństwo! 
Na zdjęciu zbiorowym chociaż miała siedzieć z boku, to natychmiast zweryfikowała naszą koncepcję i wywijając się jak piskorz z moich rąk podreptała i bezceremonialnie rozstawiając swoje mniej mobilne rodzeństwo usadowiła się po środku, rozdając przy tym kuksańce, dając w ten sposób do zrozumienia, że to ona jest najważniejsza, najładniejsza i wara komukolwiek przesłonić jej znakomitość.


Ot! Po prostu gwiazdorstwo miała już w genach.
Jakoś tak się złożyło i to szczęśliwie, że trafiła do człowieka, którego miałem przyjemność poznać wcześniej. 
I już jedno było pewne! 
Że będzie miała, jak w niebie.


















Skądinąd człowiek ten jest bardzo zdolnym fotografem. Sam czasem zaglądam na jego bloga w celu pooglądania jego prac (nie jestem lizusem). I właśnie dlatego tym bardziej z niecierpliwością oczekiwałem fotek Pixi (tak została ochrzczona przez szczęśliwego opiekuna) i tym większy był mój zawód, że pomimo upływu czasu nic, null, żadnych zdjęć. Ale co się odwlecze, to nie uciecze!


Spotkaliśmy się w schronisku, kiedy to gwiazdka została przywieziona na zabieg sterylizacji. Wyrosła na kawał fajnej dziewczyny.

Wychuchana, wypieszczona. 

Jednym słowem, królowa brytyjska nawet w dziesiątej części nie jest tak traktowana przez swoją służbę.


Naprawdę z przyjemnością ogląda się takie obrazki.
Nie trzeba chyba dodawać, że w ten sposób jej instynkt gwiazdorski nie został stłumiony, a wręcz przeciwnie, rozwinął się w pełni. 

Kiedy miałem okazję widzieć w jak bezwzględny sposób wykorzystuje ta mała bestyjka swój czar, jak oplotła wokół swoich łap opiekunów, to aż było mi ich żal. 
A z drugiej strony zasłużyła na to, bo w końcu, żeby tak trafić, to najpierw przeszła piekło porzucenia. 
Niech ma, a co tam?!
- Gdzie zdjęcia z domu?- Padło z mojej strony pytanie zadane surowym tonem.- Dzieciak wyrósł już na sporą pannę, a zdjęć brak! Tak się nie godzi!

Nastąpiło jakieś tam mętne tłumaczenie, które zupełnie mnie nie przekonało, ale zdjęcia w końcu przyszły. Zawsze takie przesyłki są dużą frajdą i oczywiście wszystkie są fajne. 

Ale jedno urzekło mnie wybitnie. Pixi hasająca pośród kolorowych balonów. Przypuszczam, że nie trzeba było jej długo namawiać do takiej sesji. 
Przecież to dla niej sama rozkosz móc pograndzić. Brakowało jeszcze tylko konfetti!

A może to były przymiarki do nowej wersji teledysku „99 balonów!” Ja już to widzę:
„Masz trochę czasu dla mnie ?
Jeśli tak, zaśpiewam dla Ciebie piosenkę o 99 balonach
Lecących w stronę horyzontu……”
I na pierwszym planie właśnie Pixi!


Chcemy jeszcze więcej takich zdjęć i proszę się nie ociągać, tylko je robić! 

Bo nie ma nic przyjemniejszego jak patrzenie na szczęśliwe zwierzaki, które wcześniej inny „człowiek” tak sponiewierał! 

No, a  ja osobiście czekam na relację z dalszego rozwoju kariery Pixi. 

Bo to jest Super Star! 

I pewnie jeszcze nie raz o niej usłyszymy.