„Może to dziwne, ale czasem druga
strona obrazu jest bardziej interesująca od tej na, której widnieje dzieło
artysty. Warto czasem tam zajrzeć. Może zaistnieć tylko problem z ochroną
wystawy, ale czego się nie robi, żeby poznać nieznane.”
Ja
I czytam, czytam i własnym oczom nie wierzę.
Że taki super, cudowny, a grzeczny, a spokojny. No po prostu ósmy cud
świata.
A tak jakoś mi się pomyślało (?), że a
nuż trafi się coś godnego uchwycenia, a czego nie zobaczylibyście na już
obrobionych zdjęciach przeznaczonych do prezentacji.
I tym razem przeczucie nie zawiodło!
Co prawda dzięki temu, że pretenduję do
tytułu najznamienitszego bałaganiarza Polski północnej (mam na to świadków)
fotki zniknęły gdzieś w przepastnych archiwach, na jakieś karcie pamięci
upchniętej w ostatnią, najmniejszą kieszonkę torby, w której noszę aparat, to
ostatnio zupełnie przypadkiem wyświetliły się na ekranie monitora.
I wróciły wspomnienia jak to Topik
wcale nie był grzeczny.
Jak to zupełnie bez kompleksów potraktował plan
zdjęciowy jako super fajną bawialnię.
Jak to dwie dorosłe osoby próbujące go
ustawiać do zdjęć, w pewnym momencie „wymiękły”.
No cóż, tym razem miałem trochę
szczęścia, bo dzierżąc w jednej ręce małego kota, a w drugiej aparat, miałem
okazję podworować sobie z wysiłków
innych.
Udając przy tym ogromną troskę i
żałując tych, którzy próbowali sobie z delikwentem poradzić (bywam podły).
Na jednej z fotek pieseczek sobie leży.
Grzecznie, słodkie oczęta, po prostu psi model.
A tak naprawdę to ujecie ocieka potem,
łzami i odrętwiałymi rękami pani fotograf, że o niecenzuralnych słowach już nie
wspomnę.
A taka śliczna fotka! Tylko brać i
tulić małego zbója!
Bo właśnie o te „leżące” zdjęcie
potknął się cały tego dnia pracujący zespół.
A tak właściwie potknął się o
nieprzejednaną postawę Topika.
To po co było męczyć się tak? Zapyta
ktoś.
Otóż przyjęliśmy zasadę, że podczas
sesji robimy zdjęcia zwierzaków w pięciu podstawowych pozach: siedzący, prawy
bok, lewy bok, stojący, no i właśnie leżący plus własna inwencja danego modela,
jeśli ma na to ochotę i predyspozycje.
Z panem, jak już mówiłem, od początku
były problemy. Ale jakoś się dało.
Położyć się?!
„Przecież nie jestem chory!
Ani nie jestem zmęczony!
Ani tym bardziej, nie jestem psem emerytem!”
Zdawał się mówić całym sobą Topik. Na
nic prośby, na nic zabaweczki, przysmaki.
Nawet wejście dodatkowo na plan
zdjęciowy kota nie zmieniło sytuacji.
Zresztą ten momentalnie dał do
zrozumienia, że nie ma ochoty na bliższą znajomość i Topiś zrażony takim
chłodnym przyjęciem, dalejże rzucił się w wir nowych przygód z cyklu:
Co się kryje po drugiej stronie tła?
Czy noga od statywu jest jadalna?
Co się stanie, jak przegryzę ten czarny
kabel?
Czy ta, co siedzi w bezruchu na
podłodze z tym czymś dużym i czarnym nadaje się do wspinania?
Czy to białe z dłuższym włosem, co leży
na podłodze obrazi się jak to potargam?
Czy wszyscy na tej sali lubią grę w
berka?
Zupełnie nie robił na nim wrażenia
wystawiany mu pod nos ostrzegawczo palec sprawiedliwości.
Wręcz budził w nim
pyskatego demona, który owszem, chętnie by go ugryzł, gdyby tylko sięgnął.
Ot fajna zabaweczka!
Nawet całkiem sprawny fizycznie
młodzieniec opadł z sił i klęcząc ze spuszczoną głową machnął bezradnie ręką.
W całym gronie oprócz mnie (miałem
wolne i tylko musiałem uważać na kota, który smacznie mi zasnął w kieszeni)
tylko chyba fotografka nie traciła nadziei.
Tkwiła w bezruchu z przyłożonym do oka
aparatem i tylko słychać było szmer czegoś, co z pewnością nie było modlitwą.
A
może?
Zawsze kiedy obserwuję ją w takich
akcjach, to rośnie mój „szacun” dla niej.
Mam okazję czasem trzymać w ręku (i
nawet robić zdjęcia J)
jej aparat.
To bydlę naprawdę trochę waży, a
trzymanie go przez dłuższy czas bywa męczące diabelnie. Pewnie „pakuje” gdzieś
na siłowni, bo inaczej nieraz będąc pokonaną przez siłę ciążenia „ryłaby”
obiektywem w kafelki.
A wracając do obiektu „miłości” naszej,
to ten będąc na fali w swoim mniemaniu
sukcesu popatrywał na nas przekornym wzrokiem, jakby chciał złożyć propozycję
nie do odrzucenia:
„Dobra! Ja się położę, ale wy najpierw stańcie na głowie!”
Od razu mówię, że chętnych było brak.
Frustracja narastała, zniechęcenie osiągnęło poziom sufitu, defetyzm,
rezygnacja i kapitulacja. Wszyscy nieżywi (ja jedynym niechlubnym wyjątkiem).
I właśnie wtedy, kiedy mistrz uników
zaobserwował, że pokonał cały zespół raczył………….. się położyć.
Tylko na sekundę! Ale to wystarczyło,
żeby można było króla zobaczyć w pozycji spoczynku. Cytując barda i poetę można
zapytać:
”Ale czy warto?!”
Oj wart, warto! Zawsze warto, bo Topik
(Neka) znalazł fajny dom. Wiem, bo czasem pisze do nas. I niech mu będzie, że
grzeczny, że cudowny, że ósmy cud świata, bo gdyby nie był wyjątkowy, to nie
stałby się bohaterem tej historyjki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz