„Pozwól mi marzyć
Pozwól mi uwierzyć
Pozwól mi powiedzieć
że możemy zmienić historię…”
Pozwól mi uwierzyć
Pozwól mi powiedzieć
że możemy zmienić historię…”
Indila
No dobrze. Jestem
dziś na „fali”.
Najpierw stworzyłem
emocjonalną notkę o tym,
jak potrafimy być niesprawiedliwi i nieeleganccy, jeśli chodzi o komentarze pisane pod
adresem osób adoptujących zwierzaki z naszego schroniska.
Im częściej czytam
ten tekst, tym bardziej utwierdzam się w przekonaniu, że postąpiłem słusznie i
nie zmieniłbym ani jednego zwartego w nim sformułowania.
Ale teraz, żeby
poprawić wszystkim, którzy tu raczą zajrzeć nastrój i pokazać, że są jeszcze
ludzie wspaniali,
do których ten świat powinien należeć dokończę pewną historię, którą
opowiedziałem w zeszłym roku.
Szary, trzynasty
września. Akurat tego dnia już mieliśmy kończyć sesję zdjęciową, kiedy do schroniska przez auto
interwencyjne została przywieziona Tosia. Piętnastoletnia suczka wyłowiona z
kanału.
Patrząc na tę kupkę drżącego, przerażonego
nieszczęścia zatrzęsło mną. Bo miedzy bajki należy włożyć obiegowy pogląd, że
mając do czynienia na co dzień z taką dawką okrucieństwa, człowiek się do niego przyzwyczaja i
obojętnieje.
A jak jeszcze w oczach młodej dziewczyny, która tego dnia
towarzyszyła nam podczas robienia zdjęć zobaczyłem ten wielki żal,
niedowierzanie i troskę, to pamiętam jak powiedziałem: „Zobaczysz, że będzie
dobrze. Zobaczysz, że jeszcze zdąży znaleźć nowy dom. Może sam niewiele mogę,
ale napiszę o niej i ktoś się znajdzie, bo to względnie dobrze potrafię.
Przybij „piątkę” Maja! Damy radę!”
A potem, jak to często bywa, mijał czas. Mijał nieubłaganie, wciąż
naprzód.
Ale od czego jest
wiara?
Często powtarzam
wątpiącym (ja największy pesymista), że jeszcze nie przyszedł ten moment, że
jeszcze chwilę i spełni się. Bo bez tej naiwnej wiary cóż warte byłoby to
wszystko. Cóż warte byłoby każde napisane słowo, gdyby nie działać na przekór
szatańskiemu zwątpieniu towarzyszącemu nam codziennie. Czym byłyby te maleńkie
zwycięstwa osiągane wbrew towarzyszącym nam znakom zapytania o sens.
Niczym! Bo
tych maleńkich kropel sukcesu po prostu by nie było. Nie dalibyśmy szansy się
im narodzić nie robiąc nic, żeby je złapać w dłonie i puścić w nurt rzeki,
której choć nurt czasem leniwy, to jednak dociera tam gdzie jest mu
przeznaczone. I tak było właśnie tym razem.
O wszystkim zdecydował szczęśliwy
traf losu jak sama zauważyła osoba, która dała Tosi nowe życie. Tu cytat, który
znalazł się pod historią:
„Dziękuję za ten
post..:) trafiłam przypadkowo, przeczytałam całość, zapłakałam i postanowiłam
coś zrobić. Od 28 grudnia Tosia jest z nami, powoli przyzwyczaja się do nowego
domu i staje się coraz bardziej ufna. Jest dobrze :) Pozdrawiam serdecznie!!!”
Niestety nie miałem tego szczęścia i nie było mnie kiedy Tosia wyjeżdżała do domu. Żałuję, ale nie można mieć wszystkiego.
Żałuję, bo wyściskałbym z wdzięczności.
Bo wbrew mojej hmmm…….. specyficznej powierzchowności zależy mi na tym, żeby te skrzywdzone przez innych ludzi zwierzaki odnajdowały swoją drogę do nowych, lepszych światów.
Tak, więc widzisz droga Maju, czasem nie kłamię i naprawdę udało się!
Nie tak dawno na moja pocztę mailową trafiły wiadomości z domu od Tosi wraz fotkami, które tu możecie zobaczyć.
A wiadomość brzmi:
„Dzień dobry,
Przesyłam kilka zdjęć staruszki Tosi
adoptowanej 28.12.2013r., niestety jest tak ruchliwa, że ciężko zrobić jej
ładne ujęcie ;) Okazało się, że Tosina niestety nie słyszy, ale bardzo ładnie
reaguje na gesty i jest bardzo posłuszna:) Na początku każde zapięcie na smycz
strasznie ją stresowało, teraz na widok smyczy cieszy się jak szczeniak,
uwielbia spacery i aportowanie :)
Tosia jest małą przylepą i nie
odstępuje nas na krok, cieszymy się, że tak szybko udało nam się zdobyć jej
zaufanie :) Jest tak pełna życia, że nikomu nie chce się wierzyć, że ma już 15
lat :)
Pozdrawiamy i dziękujemy!”
I to jest to małe zwycięstwo!
Ta właśnie mała kropelka, która spływając po koniuszkach palców, daje cudowną
moc sprawiając, że wiesz, że warto, że trzeba, że grzechem niewybaczalnym
byłoby jej nie wykorzystać. Zbrodnią byłoby dać jej zasnąć, umrzeć niewykorzystanej
odpowiednio.
I to ja tutaj i teraz pozdrawiam i dziękuję Wam, bo właśnie
jesteście tymi ludźmi, którzy nie zmarnowali tego najcenniejszego z darów.
Daru umiejętności dzielenia się dobrymi uczuciami z innymi stworzeniami.
Jednocześnie przypominam wszystkim, że takich pięknych, opuszczonych psich
weteranów w schronisku jest jeszcze tak wielu. I każdy z nich czeka na swój
cud! Cud nowego domu i kochających ludzi.
Może jestem starym głupcem, ale pomimo, że trudno się u
mnie jej dopatrzyć na pierwszy rzut oka, to mam wiarę, że ci ludzie gdzieś tam
są!
Jak już powiedziałem: Niewiele mogę! Ale to robię. Staram się wołać do nich.
Może w końcu znajdą te zamknięte w pisanych słowach emocje, które trafią na
podatny grunt i rozkwitną. I może niedługo, za chwilę znowu ktoś kolejny
otworzy drzwi swojego domu dla kolejnego czworonożnego staruszka. Przecież przy
całej swojej niejednoznaczności potrafimy być też wspaniali, cudowni,
niesamowici, niezwykli, wielcy, dobrzy.
I tego się trzymajmy! I tym przesłaniem zamykam tę historię szczęśliwym
zakończeniem, życząc wszystkim Państwu dobrej nocy i wspaniałego poranka.
Tu pisałem o Tosi wcześniej http://identek.blogspot.com/2013/09/suma-psiego-losu.html
Tu pisałem o Tosi wcześniej http://identek.blogspot.com/2013/09/suma-psiego-losu.html
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz