piątek, 4 kwietnia 2014

Suma psiego losu, czyli czas na ………… zakończenie.

„Pozwól mi marzyć
Pozwól mi uwierzyć
Pozwól mi powiedzieć
że możemy zmienić historię…”

Indila

No dobrze. Jestem dziś  na „fali”.
Najpierw stworzyłem emocjonalną notkę o tym, jak potrafimy być niesprawiedliwi i nieeleganccy, jeśli chodzi o komentarze pisane pod adresem osób adoptujących zwierzaki z naszego schroniska.
Im częściej czytam ten tekst, tym bardziej utwierdzam się w przekonaniu, że postąpiłem słusznie i nie zmieniłbym ani jednego zwartego w nim sformułowania.
Ale teraz, żeby poprawić wszystkim, którzy tu raczą zajrzeć nastrój i pokazać, że są jeszcze ludzie wspaniali, do których ten świat powinien należeć dokończę pewną historię, którą opowiedziałem w zeszłym roku.
Szary, trzynasty września. Akurat tego dnia już mieliśmy kończyć sesję zdjęciową, kiedy do schroniska przez auto interwencyjne została przywieziona Tosia. Piętnastoletnia suczka wyłowiona z kanału.


Patrząc na tę kupkę drżącego, przerażonego nieszczęścia zatrzęsło mną. Bo miedzy bajki należy włożyć obiegowy pogląd, że mając do czynienia na co dzień z taką dawką okrucieństwa, człowiek się do niego przyzwyczaja i obojętnieje. 

A jak jeszcze w oczach młodej dziewczyny, która tego dnia towarzyszyła nam podczas robienia zdjęć zobaczyłem ten wielki żal, niedowierzanie i troskę, to pamiętam jak powiedziałem: „Zobaczysz, że będzie dobrze. Zobaczysz, że jeszcze zdąży znaleźć nowy dom. Może sam niewiele mogę, ale napiszę o niej i ktoś się znajdzie, bo to względnie dobrze potrafię. Przybij „piątkę” Maja! Damy radę!”

Jak powiedziałem tak zrobiłem. Siadłem wieczorem do klawiatury i pisałem. Pisałem emocjonalnie, sercem, żalem, wyrzutem, niemym krzykiem. W nadziei, że ktoś to usłyszy, przeczyta i przyjdzie po nią. Pisałem do tego kogoś, o kim nie miałem pojęcia czy w ogóle istnieje, w nadziei, że zdąży zanim uchylone jeszcze drzwi zamkną się na zawsze.

A potem, jak to często bywa, mijał czas. Mijał nieubłaganie, wciąż naprzód.
Ale od czego jest wiara?

Często powtarzam wątpiącym (ja największy pesymista), że jeszcze nie przyszedł ten moment, że jeszcze chwilę i spełni się. Bo bez tej naiwnej wiary cóż warte byłoby to wszystko. Cóż warte byłoby każde napisane słowo, gdyby nie działać na przekór szatańskiemu zwątpieniu towarzyszącemu nam codziennie. Czym byłyby te maleńkie zwycięstwa osiągane wbrew towarzyszącym nam znakom zapytania o sens. 

Niczym! Bo tych maleńkich kropel sukcesu po prostu by nie było. Nie dalibyśmy szansy się im narodzić nie robiąc nic, żeby je złapać w dłonie i puścić w nurt rzeki, której choć nurt czasem leniwy, to jednak dociera tam gdzie jest mu przeznaczone. I tak było właśnie tym razem. 

O wszystkim zdecydował szczęśliwy traf losu jak sama zauważyła osoba, która dała Tosi nowe życie. Tu cytat, który znalazł się pod historią: 

Dziękuję za ten post..:) trafiłam przypadkowo, przeczytałam całość, zapłakałam i postanowiłam coś zrobić. Od 28 grudnia Tosia jest z nami, powoli przyzwyczaja się do nowego domu i staje się coraz bardziej ufna. Jest dobrze :) Pozdrawiam serdecznie!!!
Niestety nie miałem tego szczęścia i nie było mnie kiedy Tosia wyjeżdżała do domu. Żałuję, ale nie można mieć wszystkiego. 
Żałuję, bo wyściskałbym z wdzięczności. 
Bo wbrew mojej hmmm…….. specyficznej powierzchowności zależy mi na tym, żeby te skrzywdzone przez innych ludzi zwierzaki odnajdowały swoją drogę do nowych, lepszych światów. 
Tak, więc widzisz droga Maju, czasem nie kłamię i naprawdę udało się! 
 
Nie tak dawno na moja pocztę mailową trafiły wiadomości z domu od Tosi wraz fotkami, które tu możecie zobaczyć. 
A wiadomość brzmi: 
„Dzień dobry,
Przesyłam kilka zdjęć staruszki Tosi adoptowanej 28.12.2013r., niestety jest tak ruchliwa, że ciężko zrobić jej ładne ujęcie ;) Okazało się, że Tosina niestety nie słyszy, ale bardzo ładnie reaguje na gesty i jest bardzo posłuszna:) Na początku każde zapięcie na smycz strasznie ją stresowało, teraz na widok smyczy cieszy się jak szczeniak, uwielbia spacery i aportowanie :)
Tosia jest małą przylepą i nie odstępuje nas na krok, cieszymy się, że tak szybko udało nam się zdobyć jej zaufanie :) Jest tak pełna życia, że nikomu nie chce się wierzyć, że ma już 15 lat :)
Pozdrawiamy i dziękujemy!”

I to jest to małe zwycięstwo!
Ta właśnie mała kropelka, która spływając po koniuszkach palców, daje cudowną moc sprawiając, że wiesz, że warto, że trzeba, że grzechem niewybaczalnym byłoby jej nie wykorzystać. Zbrodnią byłoby dać jej zasnąć, umrzeć niewykorzystanej odpowiednio. 

I to ja tutaj i teraz pozdrawiam i dziękuję Wam, bo właśnie jesteście tymi ludźmi, którzy nie zmarnowali tego najcenniejszego z darów.
Daru umiejętności dzielenia się dobrymi uczuciami z innymi stworzeniami.

Jednocześnie przypominam wszystkim, że takich pięknych, opuszczonych psich weteranów w schronisku jest jeszcze tak wielu. I każdy z nich czeka na swój cud! Cud nowego domu i kochających ludzi.
Może jestem starym głupcem, ale pomimo, że trudno się u mnie jej dopatrzyć na pierwszy rzut oka, to mam wiarę, że ci ludzie gdzieś tam są!
Jak już powiedziałem: Niewiele mogę! Ale to robię. Staram się wołać do nich. Może w końcu znajdą te zamknięte w pisanych słowach emocje, które trafią na podatny grunt i rozkwitną. I może niedługo, za chwilę znowu ktoś kolejny otworzy drzwi swojego domu dla kolejnego czworonożnego staruszka. Przecież przy całej swojej niejednoznaczności potrafimy być też wspaniali, cudowni, niesamowici, niezwykli, wielcy, dobrzy.
I tego się trzymajmy! I tym przesłaniem zamykam tę historię szczęśliwym zakończeniem, życząc wszystkim Państwu dobrej nocy i wspaniałego poranka.   

Tu pisałem o Tosi wcześniej http://identek.blogspot.com/2013/09/suma-psiego-losu.html

  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz