W tym wpisie chciałbym Państwu zdradzić kulisy powstania
naszego najnowszego plakatu. Pamiętam jak po publikacji pierwszego z cyklu, na
jednym z forów internetowych pojawił się wpis jakoby jego wykonanie było sprawą
banalnie prostą. Oj, pamiętam, że Pani Mariola trochę się wtedy zeźliła.
Czy aby tak jest na pewno jak niektórym się wydaje?
Ale zacznijmy od początku. Pewnego dnia w schronisku
pojawia się przedstawiciel klubu motocyklowego Wild – Dogs (obecnie patroni
naszej placówki). Pełen zapału i chęci niesienia pomocy zwierzakom tu
mieszkającym. Bez jeszcze sprecyzowanych planów. Ale o to, żeby ich dostarczyć
postaraliśmy się już my. I to właśnie wtedy wykluła się idea, że bohaterami
kolejnego plakatu promującego schronisko będą motocykliści. A jak
dowiedzieliśmy się, że w tej grupie jest Pan Wojtek, który ma psiaka Edka
jeżdżącego z nim na motorze, to już nie było przebacz.
Wiadome było, że obaj panowie z pewnością wyrażą zgodę na
pozowanie i teraz trzeba było tylko wynaleźć odpowiedni plener i utrafić w przyzwoitą pogodę (to była
końcówka września).
Miejsce musiało być niebanalne i koniec końców nasza
ekipa doszła do wniosku, że „Gradowa Góra” będzie akuratną lokalizacją.
Pojawiła się i data: 4 października, zaraz po spacerze pt.:
„Tropem Nowego Domu”. Teraz już tylko było zaklinanie pogody, żeby właśnie tego
dnia była dla nas łaskawa. I jak przyszłość pokazała, była!
No dobra! Podjeżdżamy na pobliski parking. Już widać, że
mogą być kłopoty. Dumnie prężą się barierki
ochronne i pewnie niebawem pojawi się ochrona. Ale to nic! Do odważnych świat
należy! Wojtek, Edek oraz ich piękna maszyna „walą” śmiało pod górę do miejsca
przeznaczenia
. No i zaczyna się ustawianie. Motor w lewo, motor w prawo, drugi
plan taki, i jeszcze taki. Edek w swoim, specjalnie skonstruowanym koszu, Edek
na siodle itd., itd.
Zaraz się ustawimy! |
Pani Mariola „trzaska” zdjęcia z „słupa” (sprawna jest).
My jak na każdej schroniskowej sesji staramy się, żeby Edek patrzył w obiektyw.
„Lecimy” z tematem i nagle, co? No i oczywiście pojawia się ochroniarz. Ale
Kasia składa ręce jak do modlitwy i prosi:
Każde miejsce jest dobre, żeby zrobić super fotkę. |
-Tak wiemy, że tu nie wolno, ale to tylko chwila. To dla
lepszej sprawy. Prosimy bardzo.
Pan z ochrony grozi palcem, ale jednocześnie kiwa głową,
że jeszcze chwilę możemy, tylko tak, żeby niczego nie zniszczyć. Uff! Czasem
fortuna i ludzie bywają łaskawi!
Tłumek przypadkowych spacerowiczów, którzy mieli okazję
tego dnia i w tym momencie spacerować w tej okolicy miał nie lada atrakcję.
Kończymy. Pani Mariola podejmuje decyzję, że już ma to co chciała.” Spadamy”
stąd, żeby nie kusić losu.
Edek! Patrzymy! Patrzymy! |
Pierwsza faza zakończona sukcesem. A to dopiero początek.
Teraz Pani fotograf poddaje obróbce kadry. Jest
perfekcjonistką i trochę to trwa. W końcu jednak są. Kilka wersji. Jedna
ładniejsza od drugiej. Którą wybrać? Tę ze stoczniowymi dźwigami, czy tę z
widokiem na dachy starówki? Kolorowe, czy czarnobiałe? Czarnobiałe, czy
kolorowe? Które wybrać?
Robię pierwsze przymiarki. Nie, tak nie! Tak też nie, to
nie tak. W końcu zapada decyzja, że ta wersja, którą oglądacie idzie
ostatecznie na „warsztat”.
A może to? |
Zdjęcia jak już pisałem świetne, ale teraz trzeba dobrać
hasło. Nie może być banalne, zwyczajne, nijakie, jakich wiele. To jak zwykle
musi być coś! Musi spasować się z kadrem i nieść przesłanie.
Albo to? |
Łażę po mieście gapię się na plakaty i banery. Wpadam na
słupy, ludzi, potykam się. Szukam inspiracji.
Wymyślam, dodaję do zdjęcia i wysyłam do Pani Marioli.
Wracają. To nie to! To nie tak! I jeszcze raz i jeszcze raz i jeszcze raz!
„Odkładam” na bok. Na kilka dni, żeby „odświeżyć” spojrzenie. Podchodzę
ponownie do sprawy i znowu nie tak. Frustracja rośnie.
Aż w końcu pewnego dnia,
jak to zwykle bywa, przychodzi olśnienie. Hasło samo układa się przed oczami.
Lśni, błyszczy i aż się prosi, żeby je umieścić.
Trudne dzieciństwo! |
Wpasowuję je w cały obraz i
wysyłam do akceptacji. Tak! To jest to! W końcu!
Trzy słowa, które przez tyle dni były uparte i nie
chciały się ułożyć w odpowiednim szyku, teraz wyglądają jakby były tu od zawsze
i ich użycie było oczywiste.
Teraz już tylko poprawki. Krój czcionki, jej kolor,
dorzucam logotypy i w końcu jest efekt finalny: „PRZYJAŹŃ TO MOC!”. I jeśli
chociaż jeden zwierzak dzięki temu plakatowi znajdzie swój dom, to my będziemy
szczęśliwi, że nasza praca nie poszła na marne.
Prawda, że to jest bardzo proste?