Kaptur – nakrycie głowy w kształcie owalnym, albo stożkowatym,
połączone zwykle z górną częścią płaszcza, kurtki lub bluzy. Jego głównym
zadaniem jest ochrona głowy przed niekorzystnymi warunkami atmosferycznymi:
zimnem, deszczem, śniegiem, wiatrem.
I ta krótka definicja wyczerpywałaby
temat tego wpisu, wprawiając wszystkich w osłupienie i rodząc pytanie, czy aby
świąteczna przerwa nie odbiła się niekorzystnie na moim zdrowiu.
A chodzi tu konkretnie o początek
kolejnego zdania z definicji, czyli: „Jego głównym zadaniem…”
Ja miałem okazję poznać i wypróbować
jeszcze jedno, dość tym razem nietypowe zastosowanie dla tej części garderoby,
podczas jednej z sesji. Dodajmy z całkiem niezłym skutkiem.
Siedem. Magiczna liczba.
Tym razem było to rodzeństwo maleńkich
kociąt, które znalazły się w schronisku.
Czy były magiczne?
Nie wiem, ale sądząc
po tym, że je doskonale zapamiętałem to na pewno nie były zwyczajne.
Siedem maleństw, które każde z osobna
mieściło się spokojnie na dłoni dorosłego mężczyzny. Zapakowałem wszystkie do
jednego kontenerka, bo w grupie raźniej i dalejże na plan zdjęciowy.
Stawiam towarzystwo na podłodze i
wyciągam pierwszego delikwenta na sławnego już „miśka”, bo tak się umówiliśmy z
panią fotograf, że najpierw pojedynczo, a dopiero na końcu portret zbiorowy
rodzeństwa.
No i zaczęło się
A lament, a piski, a miauczenie żałosne
całej reszty, która została po drugiej stronie drzwiczek. Brrrr …
Słuchać się nie dało, jaka to krzywda
je spotkała. Jakże to?
„To on po mięciutkim, pachnącym kocyku figluje, a my mamy
siedzieć tu zamknięte i tylko patrzeć przez kratki. Toż to niesprawiedliwość
wielka! My się nie zgadzamy!”
- Niech pan je wypuści, bo serce pęka z żalu.
- Nie ma sprawy. Sam tego słuchać nie mogę, ale ciekawe jak opanuję tą
gromadkę.-Dokończyłem lekko zatroskanym głosem wiedząc już z doświadczenia, że
robienie zdjęć będzie co najmniej utrudnione.
Okazało się, że w pierwszym momencie
było zupełnie niemożliwe, bo siedem całkowicie samobieżnych szkrabów
natychmiast rozpełzło się, oczywiście w różnych kierunkach, nie dając żadnych
szans na choćby chwilę zastanowienia, którego łapać najpierw. Musiałem więc
skupić się nie na ustawianiu naszych modeli do zdjęć, a na tym, żeby wszystkie
je przechwytywać, odpowiednio wcześniej, zanim zaginą gdzieś w przestrzeni sali,
uważając również przy tym, żeby któregoś nie rozgnieść przez przypadek.
Zwłaszcza szczególnie trzeba było
uważać na te, które bezgłośnie parkowały przy podeszwach butów, bo wtedy o
nieszczęście naprawdę nietrudno.
Tak się w końcu porobiło, że pani
fotograf również musiała odłożyć aparat i pomóc mi w zagarnianiu towarzystwa,
które ochoczo wyruszyło na wycieczkę w nieznane.
- Co robić? Co robić? – Wysapała, wyciągając zza szafki ostatniego z
uciekinierów.
- Jak wsadzimy je z powrotem do
kontenerka to wykończy nas ich lament, a tak nie jesteśmy w stanie nad nimi
zapanować i zamiast zdjęć mam sesję fitness.
Ja również już lekko zdesperowany i nie
powiem, też poirytowany złapałem pierwszego z brzegu spacerowicza, podniosłem
na wysokość oczu i surowym tonem powiedziałem:
- Skoro kochani na miśku nie chcecie posiedzieć chwilę, a w klatce też
wam nie pasuje, to zapraszam do apartamentu. - I hyc wsadziłem go sobie do
kaptura. I tak zrobiłem z każdym, aż na placu boju pozostał tylko jeden.
- Teraz możemy zająć się robieniem zdjęć. - Rzuciłem w stronę pani
Marioli, która zamarła z otwartymi ze zdumienia ustami. - No nie ma co patrzeć,
tylko pstrykać proszę.- Dorzuciłem ponaglająco, gdyż na plecach czułem
kotłujący się wulkan i od czasu do czasu pazurek, któregoś orał mi kark.
Co jakiś czas, któreś mniej zmęczone,
czy też bardziej odważne kocię wypełzało z kaptura i rozpoczynało wędrówkę albo po mojej głowie,
albo po ramieniu do momentu. kiedy w ostatnim momencie wyciągałem dłoń łapiąc w
locie młodego alpinistę, ratując go przed brutalnym kontaktem z twardym
podłożem.
Oczywiście w tak zwanym międzyczasie,
ustawiając któregoś z nich również do zdjęć.
W
końcu towarzystwo lekko zmęczone, a ogrzewane ciepłem mojego ciała i swoim
własnym, pospało się w tym kapturze i znowu, kiedy któregoś z nich z kolei
wyciągałem na plan, też nie było dobrze. Bo jakże mogłem tak brutalnie
przerywać dopiero co rozpoczętą drzemkę.
W końcu, kiedy mieliśmy już
obfotografowaną całą siódemkę wpadła na salę koleżanka.
- No teraz mam chwilę i mogę wam pomóc! To co robimy?
- Pozostała nam tylko fotka
zbiorcza. Zapraszam. Przydasz się na pewno.
No i w końcu, po niezliczonej ilości
prób, kiedy to pot z naszych czół zraszał białe włosie „miśka” wcale nie
powodując jego wzrostu i to zdjęcie się udało.
Zaś nasze kocie rodzeństwo
wyszło na nim niczym szarżująca jazda z powieści sienkiewiczowskich.
A kaptur?
Owszem, jak najbardziej służy do
ochrony przed deszczem, śniegiem, wiatrem i do …..