poniedziałek, 29 czerwca 2015

„Za to jedno spojrzenie…”

Omotałaś mnie, owinęłaś wokół palca. Użyłaś jakiś niedozwolonych sztuczek magicznych, żeby z faceta co czoła stawiał nie takim psom, jak Ty, robić plastelinę bezwolną i pokorną, wpatrzoną w Ciebie niczym w obrazek.
Patrzę na Ciebie, jak teraz słodko śpisz.
Spokojna, bezpieczna i śliczna.
I serce mi natychmiast mięknie i roztkliwiam się.
I delikatnie dotykam palcami Twojej sierści brązowego koloru. Tak delikatnie, jak tchnienie oddechu, żeby Cię przypadkiem nie obudzić.
A przez Ciebie przepływa tylko delikatne drżenie. Nawet nie uchylasz swoich powiek, tylko wzdychasz cichutko i śpisz dalej.

Księżniczko, królowo co bezwzględnie serce moje skradłaś.
Kiedy zabierałem Cię w kwietniu na rękach do samochodu, taką biedną, nieszczęśliwą i chorą, to w życiu nie przypuszczałem, że tak to będzie wyglądało.
Miałaś być tylko na chwilę, na moment. Aż wyzdrowiejesz. Ale dzisiaj nie wyobrażamy sobie, żeby Cię komuś oddać. To chyba nie możliwe. Nasze serca zostałyby rozdarte.
I chociaż jesteś najbardziej „rozpuszczoną” i rozkapryszoną księżniczką na świecie, to ja nigdy nie mam serca się na Ciebie zbyt długo gniewać.
Kiedy spojrzysz tymi swoimi oczami, to od razu mija moja złość i w najgorszym wypadku nie odzywam się do Ciebie. Ale i to milczenie nie trwa długo.
Nie mogę, nie potrafię.

A powodów znalazłoby się kilka, żeby w śmiertelnej obrazie odwrócić się do Ciebie plecami. Zjedzony telefon, nowe buty, aparat fotograficzny wyrwany z Twojego pyska w ostatnim momencie, że o pomniejszych rzeczach nie wspomnę.
Wszystko to jednak wynagradzają momenty, kiedy w sposób komiczny wciskasz mi się na kolana i za wszelką cenę usiłujesz się na nich wygodnie ułożyć.
I robisz to!
Znakomicie Ci to wychodzi. A wtedy kładziesz mi tę swoją kształtną głowę na szyi i formalnie zasypiasz pochrapując. Słodki to obrazek. Chociaż ciężar już nie.
Ty mała zazdrośnico, która pilnie strzeże, żeby być najważniejszą w towarzystwie. Ty doskonale zdajesz sobie sprawę, że wiele rzeczy ujdzie Ci „na sucho” przynajmniej u mnie.

No i stałem się przez Ciebie obiektem żartów. Oto ten co potrafi obłaskawić bulteriery i sprawić, że są najfajniejszymi psami pod słońcem i znajdują nowe domy, sam został rzucony na kolana przez królową, która kiedy tylko sprzeda mu „całusa” już jest górą i rządzi.

To Ty rozdajesz karty w tym towarzystwie, a ja tylko jestem Twoim giermkiem, gotowym dać Ci wszystko, żebyś tylko była szczęśliwa, zadowolona. Tak bardzo chcę sprawić, żebyś zapomniała o wszystkim tym złym co Cię w życiu spotkało, że godzę się na bardzo wiele, chociaż mam świadomość, że nie jest to zbyt pedagogiczne.
A ja jak Twój błędny rycerz walczę o to, żeby nikt mojej księżniczki nie skrzywdził.
Walczę, żeby ludzie postrzegali Cię jako dobrego, mądrego psa. Psa przyjaznego i otwartego na świat i ludzi.

Walczę jak Don Kichot, żeby zdjąć z Ciebie ten ciężar złej opinii utrwalonej wśród społeczeństwa.
I już teraz kiedy przemierzam w Twoim towarzystwie miasto, czy jadę komunikacją miejską przestałem zwracać uwagę na te spojrzenia rzucane często „spode łba”.
Ja już wiem jaka jesteś. A oni kiedyś powoli zrozumieją, że nie ma się kogo bać. Albo i nie.










Najważniejsze, że nam jest ze sobą dobrze i nikt tego nie zniszczy.
Królowo wszystkich foteli, posiadaczko sofy, duszo towarzystwa, łobuzie kapryśny, śpiochu nieziemski, zazdrośnico najsłodsza, destruktorze bezwzględny – Myszu.
Chyba już zostaniesz z nami na zawsze.




Zostaniesz?
















piątek, 19 czerwca 2015

„Bo anioły są po to, żeby je krzywdzić?!”

Bo tutaj jest jak jest po prostu.
I Ty dobrze o tym wiesz.
Bo tutaj jest jak jest po prostu.
I Ty dobrze o tym wiesz. 
Paweł Kukiz 


Piszę ten tekst na „gorąco” i dlatego może być momentami niespójny, niepoukładany i pełen skrajnych emocji, które trzeba z siebie wypluć, wyrzucić i wykrzyczeć.

Mam świadomość, że piszę do tych nielicznych, którzy to czytają, ale mimo wszystko piszę, bo to jedyna moja broń przeciwko pogrążeniu się w depresji, kompletnej niechęci i nienawiści do pewnej części naszego społeczeństwa. Tej części, która uważa, że jest, gdyby ją zapytać: porządnymi ludźmi. Oczywiście w swoim mniemaniu.
Ale to wcale jej nie przeszkadza w krzywdzeniu aniołów w postaci bezradnych małych czworonogów.
Głupota, obojętność, przedmiotowe traktowanie innych, oraz niczym nieusprawiedliwiona nieświadomość prowadząca do nieszczęść.
Pomimo iż uznaję braki w swoim pisaniu zawsze marzyłem, żeby te jakże często nieporadnie tworzone zdania wybrzmiewały szerokim echem i docierały do wielu.

Niestety z czasem przekonałem się, że nie mam takiej siły i mieć jej nie będę.

I toczę ten swój spór z rzeczywistością i brakiem odbioru pomimo, że nie spełniam obecnych warunków rynkowych. Nie piszę o przepisach kulinarnych, o modzie, o celebrytach (nie znam), polityce i politykach (nie znam). I chociaż często ulegam zniechęceniu i zarzucam to czując, że szkoda czasu mojego i wysiłku, to jednak wracam, bo nie można stłumić tych emocji, które gromadzą się w duszy i umyśle na wskutek wydarzeń zachodzących w moim miejscu pracy.
W schronisku dla bezdomnych zwierząt.

Czasem tylko nachodzi mnie refleksja: A kogo to obchodzi? I wtedy umysł zatruwa czarna myśl: Co robię źle, że mnie nie słychać? Przecież te wpisy dyktuje samo życie, w którego nurcie przecież płyniemy wszyscy.

Skąd te anioły w tytule?

Ano przeczytałem ostatnio na moim profilu na portalu społecznościowym taką piękną myśl:
Psy są ostatnimi aniołami które zostały przy człowieku wierząc w jego wewnętrzne dobro.”
Noooo! To jeśli tak, to część z nas robi wszystko, żeby i one nas opuściły na dowidzenia kopiąc w tyłek.

Bo jak można wyrzucić dziesięć skrajnie zaniedbanych aniołów na ulicę i mieć to gdzieś?!
Bo jak można nie zauważyć, że gdzieś u kogoś pojawiło się na świecie dziesięć maleńkich aniołów i milczeć, kiedy one pewnego dnia znikają.
I co?
I nic!
Tak miało być!

Kopiemy z rozmachem w dzieło natury, czy jak tam ktoś woli Boga i nic  z tego nie wynika. I tak raz za razem. Cywilizowani ludzie o niekwestionowanej wrażliwości, porządni obywatele kraju w środku Europy o wyśrubowanych aspiracjach. A przecież to nie jest pierwszy i ostatni taki przypadek, że anioły są sponiewierane.

I potwierdza się to, co nie tak dawno powiedziałem: Pies najlepszym przyjacielem człowieka? A może człowiek największym wrogiem swojego przyjaciela?
Tak, tak wiem, że w tej chwili generalizuję, i że wielu ludzi jest dobrych, ale tak naprawdę to nam wszystkim czasem należy się pałką przez głowę, żebyśmy otrzeźwieli.
Bo kiedy czasem słucham, że i tak jest lepiej niż kiedyś, to robię duże oczy i patrzę z niedowierzaniem. Lepiej?!
To chyba tylko pobożne życzenia mówiących.
Bo ja siedząc w środku tego wszystkiego widzę to zupełnie inaczej. Bo te kolejne porzucone anioły też nie powiedzą, że jest lepiej.

Nie będę dawał recept, bo nie jestem z tego szeregu, którzy wiedzą jak zrobić, żeby było lepiej. A może wiem, ale nikt i tak mnie nie posłucha, bom nie jest postacią znaną i z autorytetem, której głos byłby brany pod uwagę.
Cierpię z tego powodu, ale nie dlatego, że nie mam okazji przedstawić szerokiemu gronu swoich doświadczeń ugruntowanych doświadczeniem w blasku kamer, fleszy itd.
I również nie dlatego, że mam jakieś prymitywne „parcie” na podest.

Tylko dlatego, że nikogo raczej nie interesuje co miałbym do przekazania. Po dwudziestu kilku latach transformacji ustrojowej i niby zmiany mentalności części społeczeństwa, sprawa krzywdzonych aniołów wygląda też niby lepiej, ale tylko na papierze.
Tak mówię, bo tak czuję widząc ich sytuację na co dzień.

Nie ubywa skrzywdzonych, sponiewieranych, odepchniętych aniołów.
Nie znikają schroniska, a wręcz budują się nowe.

I co z tego, że coraz nowocześniejsze? Przyzwoity standard aresztu dla niewinnych.
To jest dobra droga i kierunek?
No tak! Niech anioły mają swoje luksusowe „piekło”!

I używam tego określenia „piekło” nie żeby zdeprecjonować działalność schronisk i ludzi w nich pracujących, jak czyni to wielu „waląc” w klawiaturę i tworząc słowa, co jak kamienie uderzają w nich. Tych wielu, którzy nie zważają na ich wrażliwość sprowadzając często do miana „godności” strażników więziennych, lub jeszcze gorzej.
Nie dopuszczając do świadomości tego o czym pisałem powyżej, że to my wszyscy ponosimy odpowiedzialność za taki stan rzeczy!
I nie zrzucajmy jej na ludzi z pierwszej linii. Ludzi, którzy jako pierwsi widzą i ratują te skrzywdzone anioły. To nie jest fair, a się dzieje. Co również smutkiem i goryczą mnie napawa.

Tak samo jak to, że ktoś tam bezkarnie krzywdzi te nasze ostatnie przyjazne anioły. Pochlipiemy, popłaczemy na portalach jakie to biedne one są i już. Ulży nam, bo poruszone nasze sumienia dadzą nam złudne poczucie, że lepszymi ludźmi przez to jesteśmy.
A co im z tego?!
One nie rozumieją tego.
Nie wiem nawet, czy właśnie to chlipanie jest im najbardziej potrzebne w tej chwili.

Jestem brutalny w tym momencie?
Źle oceniam wyrażanie empatii?

No tak, bo ja wolę miast wylewać łzy zrobić coś. W tej chwili zaciskając zęby choćby napisać do Was o tym. A na co dzień… Kto mnie zna ten wie.
I zawsze będę patrzył na każdego surowym wzrokiem, bo wiem, że w każdym drzemie coś dobrego i złego.
I ja nie jestem też od tego wolny.
Bo każdy człowiek budzi we mnie niepokój, czy biorąc jakiegoś psa, czy kota nie okaże się w czasie później „porażką”. I dlatego też widząc co się dzieje i będąc tym dotknięty nigdy nie będę na dzień dobry miłym, słodkim „misiem”.

Bo na widok skrzywdzonych aniołów za każdym razem kiedy trafiają do nas pogłębia się w mej duszy i sercu  ta bruzda niechęci do ludzi. Przepraszam, ale to nie jest tak jak niektórzy uważają i mówią, że trzeba mieć twarde serce, żeby pracować w schronisku. Do szewskiej pasji doprowadzają mnie takie teksty.
Nie!
Dla każdego, kto ma choć odrobinę wrażliwości, to stykanie się z brakiem zrozumienia, okrucieństwem ludzkim i nieszczęściem tych bezradnych aniołów ma fatalny wpływ na psychikę. Przynajmniej tak jest w moim przypadku.

Te dziesięć aniołów pewnie prędzej czy później znajdą nowe domy. Bo małe, bo szczeniaki, bo skrzywdzone.

A mnie taka refleksja nachodzi: Mieszkam w zacnym mieście, w którym żyje kilkaset tysięcy ludzi, a w schronisku latami na swoją szansę czeka w tej chwili dwieście psów i parędziesiąt kotów. To w przełożeniu na ilość rodzin nikła liczba. A jednak odmawiamy im tego, czego sami nie chcielibyśmy nigdy utracić: Swojego miejsca na ziemi i przyjaznego otoczenia.
Trochę to dziwne i smutne.
Dobra!
Napisałem, co napisałem.
Pewnie nie jest to wszystko, co chciałbym powiedzieć. Pewne sprawy mi uciekły, a ja w tej chwili nie mogę sobie o nich przypomnieć, uporządkować i tu zawrzeć.
Jest mi lepiej?
Nie!

Ale pójdę pogłaszczę Teodora, wezmę na kolana Myszu i może minie mi ten stan wewnętrznego wzburzenia i złości. A jak i to nie pomoże, to łyknę pastylkę i będę patrzył na świat przez niewidzialną szybę, żeby mniej bolała ta smutna rzeczywistość, w której anioły wrzuca się w błoto.



poniedziałek, 8 czerwca 2015

Teodor - Czyli jak zdobyć kumpla i niekoniecznie musi być to człowiek.





„Powiadasz, że lubię wyzwania.

Jasne że tak, ale tylko takie co dają później owoce.”

Ja











Witam.

Na wstępie chciałbym podziękować wszystkim za życzenia urodzinowe. Czas leci! Włosy na głowie coraz bardziej siwe, a samej głowie… No cóż…



Przyjaźni możesz szukać na ostatnio tak modnych portalach społecznościowych. 
Możesz znaleźć kumpla w człowieku przypadkowo poznanym przy barze. Często z przypadkowych spotkań rodzą wieloletnie pozytywne znajomości. 
Ja mam jednak z tym problem, a i ludzie mają problem w kontakcie ze mną i dlatego znajomości szukam zupełnie gdzie indziej. Tu w schronisku, wśród „czterołapów”. 
I proszę nie odczytywać tego jako odchylenie od normy, ale ja jakoś bardziej wierzę w takie znajomości. W przeciwieństwie do ludzi jeszcze żaden pies, z którym miałem szczęście poznać się bliżej, nigdy mnie nie zawiódł. 
Stąd też moja prywatna maksyma: „ON – ZAWSZE WIERNY!” 
Trochę inaczej jest z dwunożnymi. Tu jednak wolę trzymać na dystans, żeby nie dostać po głowie i nie rozczarować się.


Powiadają, że takie podejście to mój błąd. Trudno, już jestem za „stary” na to, żeby zmienić mój światopogląd akurat w tej sprawie, chociaż czasem, nie powiem, bywa trudno.



Do tej pory jakoś nie mogłem się do niego przekonać, kiedy razem z Lady wyskakiwał na mój, i chyba nie tylko, widok z wrzaskiem. 
Z mordki biło wyraźne: „Spadaj gościu! Wara ci do mnie! Bo jak za kostkę złapię, to popamiętasz.” 

I tak mijaliśmy się od sierpnia zeszłego roku. Nie kłaniając się sobie i odwracając głowy w różnych kierunkach, niczym zwaśnieni sąsiedzi. On sobie żył w swoim wyizolowanym światku, a ja miałem inne sprawy do załatwienia i notorycznie odsuwałem od siebie pomysł nawiązania bliższego kontaktu. 

Zresztą co by mogło wyniknąć z faktu spotkania się dwóch wariatów. Tak sobie myślałem.


Aż do początku czerwca tego roku... 
Ja nie wiem dlaczego tak robię. Coś mnie w tyłek ukuło. 

Wziąłem smycz i podczas kolejnej sesji zamiast podążyć po wybranego psa, swoje kroki skierowałem do niego. Jakby jakaś niewidzialna siła pchała mnie w plecy, każąc iść do niego. 

Oczywiście powitanie było tradycyjnie „serdeczne” i „wylewne”. Już na zaś masowałem miejsca na ciele, które ewentualnie padną ofiarą jego zębów. 
Jednak po raz kolejny okazało się, że pomimo upływających lat refleks mam niezły i po krótkiej wymianie jakże różnych poglądów na wzajemne stosunki Teodor już dreptał obok mnie. 

Użyłem magicznego zaklęcia, które mam na takie okazje, ale Wam go nie zdradzę. To mój sekret.


A tak na serio, to szybko spostrzegłem, że on nie jest zły. 
On się tylko bał. 

Przez miesiące facecik żył w permanentnym strachu, a to zachowanie miało mu zapewnić odpowiedni dystans do otaczającej go rzeczywistości. 
Oczywiście początkowo zupełnie nie był zadowolony z tego, że został zaproszony na spacer. Wtedy można było ocenić, że ma całkiem ładne zęby. Obyło się jednak bez obrażeń. 

Oczywiście pytali mnie czy jestem pewny, żeby mu zrobić sesję. A ja tak, owszem byłem pewny. W przeciwieństwie do ludzi, kiedy spojrzę w psie ślepia, to z reguły szybko wiem z kim mam zacz i rzadko się mylę. 
Już podczas robienia zdjęć widać było jak chłopak powoli się odpręża. Oczywiście miałem dystans do tej przemiany, bo wystarczy chwila nieuwagi i można mieć „przystemplowaną” rękę. Nic takiego nie nastąpiło, a on zaczął coraz śmielej komunikować i nawet łaskawie skusił się na ofiarowywane przysmaki. 
Oczywiście już nie wrócił do Lady. Ona mając na niego duży wpływ mogłaby szybko go nakierować znowu na niewłaściwą ścieżkę i czar by prysł jak bańka mydlana.


Potem jeszcze parę razy okazał niezadowolenie, a raczej strach, żeby w końcu jednak zrobić to co kocham najbardziej. Czyli przydreptał sam i najpierw wepchnął nochal pod dłoń do głaskania, a potem wdrapał się na kolana i uważnie wpatrywał mi się w moje oczęta uważnie sprawdzając, czy warty jestem jego zaufania. 
To najtrudniejszy moment, bo gdyby wyczuł jakąś nutkę fałszu to dostałbym w „beret” i byłoby po zabawie. 
Ale tak się nie stało i jestem dumny z siebie i z niego. 


Kolejnego dnia pozbyliśmy się z jego karku tej mało sympatycznej łańcuszkowej obroży i dopasowaliśmy mu szeleczki. 

Podczas tych przymiarek wywalił się „kołami” do góry i z lubością przyjmował pieszczoty po brzuchu dopominając się ich nachalnie. 
Masz! 
A co ci będę żałował. 

Zobacz, że dotyk człowieka może przynosić pozytywne doznania. Że nie każda ludzka dłoń, noga służy do bezrozumnego karcenia innego stworzenia. I to było fajne, miłe i przyniosło wiele pozytywnej energii i oczywiście też niebagatelnie wydłużyło czas ubierania szelek, w których teraz koleś dumnie paraduje na spacerach.


Nie mam pojęcia dlaczego pozostawiono go przywiązanego do barierki na parkingu fundując mu takie emocjonalne piekło. Co w nim było tak odstręczającego, żeby go w ten sposób upodlić i sprawić, że odstawił na bok wiarę w człowieka, że przestał mu ufać, że zamknął się na normalny kontakt z ludźmi.


Dla mnie jest ok. I chociaż to krótki czas naszej znajomości, to nie sądzę, żeby coś mu się zmieniło. W końcu to nie człowiek. 

No, a teraz będziemy czekali, aż przyjdzie ktoś, kto da mu dobry dom, bo nie mogę patrzeć wyjeżdżając stąd jak stoi z nochalem wciśniętym między pręty kojca i patrzy z tym oczekiwaniem i jeszcze niespełnioną nadzieją. 

Teodor, a dla bliskich znajomych Teo ma Wam coś do zaoferowania, więc wstańcie od komputerów, wylogujcie się i poznajcie go w „realu”, który choć często przynosi ból, to jednak kusi nieznanym i wciąż nieodkrytym.