piątek, 19 czerwca 2015

„Bo anioły są po to, żeby je krzywdzić?!”

Bo tutaj jest jak jest po prostu.
I Ty dobrze o tym wiesz.
Bo tutaj jest jak jest po prostu.
I Ty dobrze o tym wiesz. 
Paweł Kukiz 


Piszę ten tekst na „gorąco” i dlatego może być momentami niespójny, niepoukładany i pełen skrajnych emocji, które trzeba z siebie wypluć, wyrzucić i wykrzyczeć.

Mam świadomość, że piszę do tych nielicznych, którzy to czytają, ale mimo wszystko piszę, bo to jedyna moja broń przeciwko pogrążeniu się w depresji, kompletnej niechęci i nienawiści do pewnej części naszego społeczeństwa. Tej części, która uważa, że jest, gdyby ją zapytać: porządnymi ludźmi. Oczywiście w swoim mniemaniu.
Ale to wcale jej nie przeszkadza w krzywdzeniu aniołów w postaci bezradnych małych czworonogów.
Głupota, obojętność, przedmiotowe traktowanie innych, oraz niczym nieusprawiedliwiona nieświadomość prowadząca do nieszczęść.
Pomimo iż uznaję braki w swoim pisaniu zawsze marzyłem, żeby te jakże często nieporadnie tworzone zdania wybrzmiewały szerokim echem i docierały do wielu.

Niestety z czasem przekonałem się, że nie mam takiej siły i mieć jej nie będę.

I toczę ten swój spór z rzeczywistością i brakiem odbioru pomimo, że nie spełniam obecnych warunków rynkowych. Nie piszę o przepisach kulinarnych, o modzie, o celebrytach (nie znam), polityce i politykach (nie znam). I chociaż często ulegam zniechęceniu i zarzucam to czując, że szkoda czasu mojego i wysiłku, to jednak wracam, bo nie można stłumić tych emocji, które gromadzą się w duszy i umyśle na wskutek wydarzeń zachodzących w moim miejscu pracy.
W schronisku dla bezdomnych zwierząt.

Czasem tylko nachodzi mnie refleksja: A kogo to obchodzi? I wtedy umysł zatruwa czarna myśl: Co robię źle, że mnie nie słychać? Przecież te wpisy dyktuje samo życie, w którego nurcie przecież płyniemy wszyscy.

Skąd te anioły w tytule?

Ano przeczytałem ostatnio na moim profilu na portalu społecznościowym taką piękną myśl:
Psy są ostatnimi aniołami które zostały przy człowieku wierząc w jego wewnętrzne dobro.”
Noooo! To jeśli tak, to część z nas robi wszystko, żeby i one nas opuściły na dowidzenia kopiąc w tyłek.

Bo jak można wyrzucić dziesięć skrajnie zaniedbanych aniołów na ulicę i mieć to gdzieś?!
Bo jak można nie zauważyć, że gdzieś u kogoś pojawiło się na świecie dziesięć maleńkich aniołów i milczeć, kiedy one pewnego dnia znikają.
I co?
I nic!
Tak miało być!

Kopiemy z rozmachem w dzieło natury, czy jak tam ktoś woli Boga i nic  z tego nie wynika. I tak raz za razem. Cywilizowani ludzie o niekwestionowanej wrażliwości, porządni obywatele kraju w środku Europy o wyśrubowanych aspiracjach. A przecież to nie jest pierwszy i ostatni taki przypadek, że anioły są sponiewierane.

I potwierdza się to, co nie tak dawno powiedziałem: Pies najlepszym przyjacielem człowieka? A może człowiek największym wrogiem swojego przyjaciela?
Tak, tak wiem, że w tej chwili generalizuję, i że wielu ludzi jest dobrych, ale tak naprawdę to nam wszystkim czasem należy się pałką przez głowę, żebyśmy otrzeźwieli.
Bo kiedy czasem słucham, że i tak jest lepiej niż kiedyś, to robię duże oczy i patrzę z niedowierzaniem. Lepiej?!
To chyba tylko pobożne życzenia mówiących.
Bo ja siedząc w środku tego wszystkiego widzę to zupełnie inaczej. Bo te kolejne porzucone anioły też nie powiedzą, że jest lepiej.

Nie będę dawał recept, bo nie jestem z tego szeregu, którzy wiedzą jak zrobić, żeby było lepiej. A może wiem, ale nikt i tak mnie nie posłucha, bom nie jest postacią znaną i z autorytetem, której głos byłby brany pod uwagę.
Cierpię z tego powodu, ale nie dlatego, że nie mam okazji przedstawić szerokiemu gronu swoich doświadczeń ugruntowanych doświadczeniem w blasku kamer, fleszy itd.
I również nie dlatego, że mam jakieś prymitywne „parcie” na podest.

Tylko dlatego, że nikogo raczej nie interesuje co miałbym do przekazania. Po dwudziestu kilku latach transformacji ustrojowej i niby zmiany mentalności części społeczeństwa, sprawa krzywdzonych aniołów wygląda też niby lepiej, ale tylko na papierze.
Tak mówię, bo tak czuję widząc ich sytuację na co dzień.

Nie ubywa skrzywdzonych, sponiewieranych, odepchniętych aniołów.
Nie znikają schroniska, a wręcz budują się nowe.

I co z tego, że coraz nowocześniejsze? Przyzwoity standard aresztu dla niewinnych.
To jest dobra droga i kierunek?
No tak! Niech anioły mają swoje luksusowe „piekło”!

I używam tego określenia „piekło” nie żeby zdeprecjonować działalność schronisk i ludzi w nich pracujących, jak czyni to wielu „waląc” w klawiaturę i tworząc słowa, co jak kamienie uderzają w nich. Tych wielu, którzy nie zważają na ich wrażliwość sprowadzając często do miana „godności” strażników więziennych, lub jeszcze gorzej.
Nie dopuszczając do świadomości tego o czym pisałem powyżej, że to my wszyscy ponosimy odpowiedzialność za taki stan rzeczy!
I nie zrzucajmy jej na ludzi z pierwszej linii. Ludzi, którzy jako pierwsi widzą i ratują te skrzywdzone anioły. To nie jest fair, a się dzieje. Co również smutkiem i goryczą mnie napawa.

Tak samo jak to, że ktoś tam bezkarnie krzywdzi te nasze ostatnie przyjazne anioły. Pochlipiemy, popłaczemy na portalach jakie to biedne one są i już. Ulży nam, bo poruszone nasze sumienia dadzą nam złudne poczucie, że lepszymi ludźmi przez to jesteśmy.
A co im z tego?!
One nie rozumieją tego.
Nie wiem nawet, czy właśnie to chlipanie jest im najbardziej potrzebne w tej chwili.

Jestem brutalny w tym momencie?
Źle oceniam wyrażanie empatii?

No tak, bo ja wolę miast wylewać łzy zrobić coś. W tej chwili zaciskając zęby choćby napisać do Was o tym. A na co dzień… Kto mnie zna ten wie.
I zawsze będę patrzył na każdego surowym wzrokiem, bo wiem, że w każdym drzemie coś dobrego i złego.
I ja nie jestem też od tego wolny.
Bo każdy człowiek budzi we mnie niepokój, czy biorąc jakiegoś psa, czy kota nie okaże się w czasie później „porażką”. I dlatego też widząc co się dzieje i będąc tym dotknięty nigdy nie będę na dzień dobry miłym, słodkim „misiem”.

Bo na widok skrzywdzonych aniołów za każdym razem kiedy trafiają do nas pogłębia się w mej duszy i sercu  ta bruzda niechęci do ludzi. Przepraszam, ale to nie jest tak jak niektórzy uważają i mówią, że trzeba mieć twarde serce, żeby pracować w schronisku. Do szewskiej pasji doprowadzają mnie takie teksty.
Nie!
Dla każdego, kto ma choć odrobinę wrażliwości, to stykanie się z brakiem zrozumienia, okrucieństwem ludzkim i nieszczęściem tych bezradnych aniołów ma fatalny wpływ na psychikę. Przynajmniej tak jest w moim przypadku.

Te dziesięć aniołów pewnie prędzej czy później znajdą nowe domy. Bo małe, bo szczeniaki, bo skrzywdzone.

A mnie taka refleksja nachodzi: Mieszkam w zacnym mieście, w którym żyje kilkaset tysięcy ludzi, a w schronisku latami na swoją szansę czeka w tej chwili dwieście psów i parędziesiąt kotów. To w przełożeniu na ilość rodzin nikła liczba. A jednak odmawiamy im tego, czego sami nie chcielibyśmy nigdy utracić: Swojego miejsca na ziemi i przyjaznego otoczenia.
Trochę to dziwne i smutne.
Dobra!
Napisałem, co napisałem.
Pewnie nie jest to wszystko, co chciałbym powiedzieć. Pewne sprawy mi uciekły, a ja w tej chwili nie mogę sobie o nich przypomnieć, uporządkować i tu zawrzeć.
Jest mi lepiej?
Nie!

Ale pójdę pogłaszczę Teodora, wezmę na kolana Myszu i może minie mi ten stan wewnętrznego wzburzenia i złości. A jak i to nie pomoże, to łyknę pastylkę i będę patrzył na świat przez niewidzialną szybę, żeby mniej bolała ta smutna rzeczywistość, w której anioły wrzuca się w błoto.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz