poniedziałek, 8 czerwca 2015

Teodor - Czyli jak zdobyć kumpla i niekoniecznie musi być to człowiek.





„Powiadasz, że lubię wyzwania.

Jasne że tak, ale tylko takie co dają później owoce.”

Ja











Witam.

Na wstępie chciałbym podziękować wszystkim za życzenia urodzinowe. Czas leci! Włosy na głowie coraz bardziej siwe, a samej głowie… No cóż…



Przyjaźni możesz szukać na ostatnio tak modnych portalach społecznościowych. 
Możesz znaleźć kumpla w człowieku przypadkowo poznanym przy barze. Często z przypadkowych spotkań rodzą wieloletnie pozytywne znajomości. 
Ja mam jednak z tym problem, a i ludzie mają problem w kontakcie ze mną i dlatego znajomości szukam zupełnie gdzie indziej. Tu w schronisku, wśród „czterołapów”. 
I proszę nie odczytywać tego jako odchylenie od normy, ale ja jakoś bardziej wierzę w takie znajomości. W przeciwieństwie do ludzi jeszcze żaden pies, z którym miałem szczęście poznać się bliżej, nigdy mnie nie zawiódł. 
Stąd też moja prywatna maksyma: „ON – ZAWSZE WIERNY!” 
Trochę inaczej jest z dwunożnymi. Tu jednak wolę trzymać na dystans, żeby nie dostać po głowie i nie rozczarować się.


Powiadają, że takie podejście to mój błąd. Trudno, już jestem za „stary” na to, żeby zmienić mój światopogląd akurat w tej sprawie, chociaż czasem, nie powiem, bywa trudno.



Do tej pory jakoś nie mogłem się do niego przekonać, kiedy razem z Lady wyskakiwał na mój, i chyba nie tylko, widok z wrzaskiem. 
Z mordki biło wyraźne: „Spadaj gościu! Wara ci do mnie! Bo jak za kostkę złapię, to popamiętasz.” 

I tak mijaliśmy się od sierpnia zeszłego roku. Nie kłaniając się sobie i odwracając głowy w różnych kierunkach, niczym zwaśnieni sąsiedzi. On sobie żył w swoim wyizolowanym światku, a ja miałem inne sprawy do załatwienia i notorycznie odsuwałem od siebie pomysł nawiązania bliższego kontaktu. 

Zresztą co by mogło wyniknąć z faktu spotkania się dwóch wariatów. Tak sobie myślałem.


Aż do początku czerwca tego roku... 
Ja nie wiem dlaczego tak robię. Coś mnie w tyłek ukuło. 

Wziąłem smycz i podczas kolejnej sesji zamiast podążyć po wybranego psa, swoje kroki skierowałem do niego. Jakby jakaś niewidzialna siła pchała mnie w plecy, każąc iść do niego. 

Oczywiście powitanie było tradycyjnie „serdeczne” i „wylewne”. Już na zaś masowałem miejsca na ciele, które ewentualnie padną ofiarą jego zębów. 
Jednak po raz kolejny okazało się, że pomimo upływających lat refleks mam niezły i po krótkiej wymianie jakże różnych poglądów na wzajemne stosunki Teodor już dreptał obok mnie. 

Użyłem magicznego zaklęcia, które mam na takie okazje, ale Wam go nie zdradzę. To mój sekret.


A tak na serio, to szybko spostrzegłem, że on nie jest zły. 
On się tylko bał. 

Przez miesiące facecik żył w permanentnym strachu, a to zachowanie miało mu zapewnić odpowiedni dystans do otaczającej go rzeczywistości. 
Oczywiście początkowo zupełnie nie był zadowolony z tego, że został zaproszony na spacer. Wtedy można było ocenić, że ma całkiem ładne zęby. Obyło się jednak bez obrażeń. 

Oczywiście pytali mnie czy jestem pewny, żeby mu zrobić sesję. A ja tak, owszem byłem pewny. W przeciwieństwie do ludzi, kiedy spojrzę w psie ślepia, to z reguły szybko wiem z kim mam zacz i rzadko się mylę. 
Już podczas robienia zdjęć widać było jak chłopak powoli się odpręża. Oczywiście miałem dystans do tej przemiany, bo wystarczy chwila nieuwagi i można mieć „przystemplowaną” rękę. Nic takiego nie nastąpiło, a on zaczął coraz śmielej komunikować i nawet łaskawie skusił się na ofiarowywane przysmaki. 
Oczywiście już nie wrócił do Lady. Ona mając na niego duży wpływ mogłaby szybko go nakierować znowu na niewłaściwą ścieżkę i czar by prysł jak bańka mydlana.


Potem jeszcze parę razy okazał niezadowolenie, a raczej strach, żeby w końcu jednak zrobić to co kocham najbardziej. Czyli przydreptał sam i najpierw wepchnął nochal pod dłoń do głaskania, a potem wdrapał się na kolana i uważnie wpatrywał mi się w moje oczęta uważnie sprawdzając, czy warty jestem jego zaufania. 
To najtrudniejszy moment, bo gdyby wyczuł jakąś nutkę fałszu to dostałbym w „beret” i byłoby po zabawie. 
Ale tak się nie stało i jestem dumny z siebie i z niego. 


Kolejnego dnia pozbyliśmy się z jego karku tej mało sympatycznej łańcuszkowej obroży i dopasowaliśmy mu szeleczki. 

Podczas tych przymiarek wywalił się „kołami” do góry i z lubością przyjmował pieszczoty po brzuchu dopominając się ich nachalnie. 
Masz! 
A co ci będę żałował. 

Zobacz, że dotyk człowieka może przynosić pozytywne doznania. Że nie każda ludzka dłoń, noga służy do bezrozumnego karcenia innego stworzenia. I to było fajne, miłe i przyniosło wiele pozytywnej energii i oczywiście też niebagatelnie wydłużyło czas ubierania szelek, w których teraz koleś dumnie paraduje na spacerach.


Nie mam pojęcia dlaczego pozostawiono go przywiązanego do barierki na parkingu fundując mu takie emocjonalne piekło. Co w nim było tak odstręczającego, żeby go w ten sposób upodlić i sprawić, że odstawił na bok wiarę w człowieka, że przestał mu ufać, że zamknął się na normalny kontakt z ludźmi.


Dla mnie jest ok. I chociaż to krótki czas naszej znajomości, to nie sądzę, żeby coś mu się zmieniło. W końcu to nie człowiek. 

No, a teraz będziemy czekali, aż przyjdzie ktoś, kto da mu dobry dom, bo nie mogę patrzeć wyjeżdżając stąd jak stoi z nochalem wciśniętym między pręty kojca i patrzy z tym oczekiwaniem i jeszcze niespełnioną nadzieją. 

Teodor, a dla bliskich znajomych Teo ma Wam coś do zaoferowania, więc wstańcie od komputerów, wylogujcie się i poznajcie go w „realu”, który choć często przynosi ból, to jednak kusi nieznanym i wciąż nieodkrytym.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz