poniedziałek, 1 czerwca 2015

Nie mów! Zrób to!



Zwariowałem? Oszalałem?
A może biorąc Cię na ręce coś znowu odnalazłem?
Ja
Intryguje mnie od zawsze jedno pytanie: Czemu istoty z gruntu dobre i niewinne są tak okrutnie doświadczane przez los, Boga, czy w kto tam co wierzy? Czyżby specjalnie były wystawiane na próbę? Czyżby to miałby być sprawdzian szczerości ich charakteru? Jeśli tak, to okrutne to są działania. Tchną niesprawiedliwością skończoną i budzą mój głęboki, acz mało skuteczny protest. A jednak pomimo tej świadomości, gdzieś w głębi siebie nie potrafię się pogodzić z tak pokrzywionym, pokręconym porządkiem świata. Często mam wrażenie, że jestem Alicją z krainy czarów, która znalazła się po niewłaściwej stronie lustra. Przez niefortunny zbieg okoliczności znalazłem się w krainie, gdzie dobro jest tłamszone, ranione, butem zła do ziemi przyginane. I chociaż taka jest codzienność, że tak trudno jest mu wznieść się na taką wysokość, by dostrzec je z poziomu ludzkiego wzroku, to jednak czasem się udaje. Udaje się je znaleźć, pomóc mu, nieczęsto ratować wręcz od całkowitej zagłady!

Kiedy pokazano mi ją po raz pierwszy, to i owszem wzbudziła litość mą i gniew słuszny, acz bezcelowy, że do takiego stanu można psa doprowadzić (aczkolwiek mówili mi, że wcześniej wyglądała jeszcze gorzej). Chude to stworzenie, pokryte ranami i strupami na cały wynędzniałym ciele wiło się w radosnym tańcu powitania za wszelką cenę usiłując polizać, wylizać całego człowieka mając w sobie tą niesamowitą siłę życia i radości pomimo, że tak ją los i ludzie poturbowali, odebrali wszystko poza właśnie tym nieocenionym optymizmem i spojrzeniem pełnym nadziei, oczekiwania i gotowości do dawania miłości. Tak! Te ślepia, to one mówiły wszystko.
Nie, nie powiem, że od razu urzekła i uwiodła mnie. Byłoby to kłamstwo, a co najmniej nadużycie. Najpierw sam musiałem uwolnić się z okowów własnego egoizmu. Musiałem przełamać w sobie te wszystkie bariery, którymi odgrodziłem się od tej przykrej rzeczywistości, żeby potem…
Tak minęło kolejne kilka dni, aż pewnego dnia zamieszkała w kojcu blisko mnie. Okazało się, że jest ogromnie towarzyska, a czując bliskość ludzi głośno dawała znać o tym, że tu jest, tu czeka i nie chce być sama.
Po Gustawie powziąłem chyba iracjonalną decyzję, że dość, że koniec tego! Przyjdzie ktoś inny i da jej to czego tak bardzo jej brakuje w tym momencie. I oczywiście okłamywałem samego siebie, bo słysząc jej głos dochodzący z kojca, gdzieś tam w głębi duszy coś się kruszyło i pękało jakby poczucie, że sztuczna obojętność pęknie niczym tama pod naporem nadmiaru zebranej wody. Broniłem się! A jakże! Broniłem się dzielnie starając się nie zwracać na nią uwagi i wygłaszając hasła zupełnie sprzeczne z tym co działo się w głowie.

I ta chwila przychodzi! I przestaje działać racjonalne myślenie! Na ręce i do auta! Bo tak trzeba! Bo coś nie pozwala pozostać obojętnym. I nie ma tu znaczenia, że, no powiedzmy jest rasowa, że w typie tych psów, które lubię i darzę ogromną estymą.  W tej chwili jest cieniem samej siebie. Jest „brzydkim”,  bardzo chorym psem, który w przeciwieństwie do wielu ludzi nie użala się nad sobą, tylko żyje! Nie drze się, że jest nieszczęśliwa i należy jej się pomoc. I może dlatego jest to tym bardziej wymowne i tym bardziej wstrząsa w posadach sumieniem i wyobraźnią. I zmusza, zmusza do zrobienia czegoś. Teraz! Nie później! Nie jutro, ale właśnie w tej chwili, jakby coś, ktoś dał znak, że koniec próby dla niej.
Teraz zacznie się próba dla nas, czy damy radę, czy znajdziemy w sobie tyle siły i determinacji, żeby się nie załamać i nie poddać. Nie ma znaczenia, że mieszkanie małe, a w nim już mieszkający jeden pies, kot i dorastający syn. Ten zresztą wychowywany od małego w szacunku do zwierząt jest najmniejszym problemem. Kolejny czworonożny gość, to nie „robi”, to już normalka dla nas.

A ona? Biedna dziewczynka, co to ściągnięta na ten świat została, aby chyba poprawić ego swoim byłym właścicielom. Lecz coś nie wyszło! Coś nie poszło, bo genetycznie niepoprawna jest. I kiedy jeszcze o tym nie wiedzieli, to uszy jej skopiowali, żeby chyba „groźniej” wyglądała (i jeszcze źle to uczyniono). A tfu! Ta ludzka, bezmyślna, pozbawiona racjonalności i empatii chęć imponowania innym przedstawicielom naszego ułomnego gatunku kosztem uzależnionych od nich istot! Esencja głupoty!

 A ona? Na przekór swojemu wyglądowi uosobieniem łagodności, cierpliwości i tej psiej miłości jest. Nużyca, grzybica, alergia pokarmowa i wiele innych przypadłości dotknęło ją w zadanym na ślepo ciosie. A ona? Cierpliwie znosząca swój ciężki los, bez cienia protestu poddająca się wszystkim zabiegom, które mają jej pomóc w powrocie do normalnego życia. Szczerze? Kiedy zabierałem ją na rękach do domu nie zdawałem sobie do końca sprawy jak trudny to będzie okres. Jak ciężko będzie patrzeć na jej cierpienia związane z chorobą. Kiedy człowiek chciałby pomóc, ale nie jest w stanie nic zrobić, oprócz cierpliwego czekania na efekty kuracji. Ta bezsilność rodząca frustrację, później zastępowana znowu przez nadzieję. Huśtawka nastrojów. Dziś lepiej, jutro gorzej. Chciałoby się samemu na siebie przyjąć chociaż część jej przypadłości, żeby jej ulżyć, ale przecież to niemożliwe. Ale przez cały ten okres ani razu kiedy kąpaliśmy ją w różnych roztworach, smarowaliśmy najprzeróżniejszymi maściami, przemywaliśmy okropne ropiejące rany, kiedy zabieraliśmy ją do swojego łóżka na noc (żeby się nie drapała i nie raniła) nie przyszło nam do głowy, żeby w końcu powiedzieć: Dość! Zrobiliśmy co było w naszej mocy i poddajemy się!
Bo kiedy spojrzałeś w jej ufne, pełne tajemniczej mądrości ślepia od razu takie myśli wywiewało z głowy.

 I jeszcze to wsparcie, które dostaliśmy od naszych schroniskowych lekarzy. Bezcenna sprawa. Nie machnęli ręką, nie powiedzieli, że już nie mają pomysłu i dzielnie znosili i znoszą wszelkie nasze marudzenie. I to zaowocowało, bo odpukać jest ogromny progres w leczeniu. Nie chcę o tym wiele gadać, bo a nuż zapeszę, ale wygląda na to, że zaczynamy wygrywać. Właściwie to ona wygrywa, chociaż droga jeszcze daleka do pełni szczęścia, a efekt nie do końca przewidywalny. 

I tak oto życie udowadnia, że pełne jest niespodziewanych zwrotów akcji. Kiedy wydaje się, że nic już nie ma sensu, nagle stawia przed nami nowe zadanie zmuszając nas do działania. Do działania, które ma udowodnić, że bycie człowiekiem nie musi być tylko przykrą przypadłością. Działania, które sprawić ma, że stajemy się w sposób niezauważalny lepsi, obdarzeni głębszą wyobraźnią. Działania, które sprawia, że widzimy więcej, dalej i bardziej przenikliwie. Działania, które jeśli tylko podejmiemy i mu podołamy wbrew wszelkim naszym ułomnościom wzniesie nas na wyższy poziom świadomości.
I dlatego… A może z innych powodów podałem, podaliśmy „łapę” MYSZY kiedy tego najbardziej potrzebowała. Bo zamiast mówić, użalać się nad jej losem lepiej było coś uczynić nie pytając jaki tego będzie koszt. Tak trzeba było. Ot po prostu!





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz