piątek, 21 sierpnia 2015

„GoodByeTedi!”

Nie było czułego pożegnania.

Nie było ostatniego uścisku łapy.



Wiadomość o tym, że i Tobie udało się znaleźć swoje nowe miejsce na ziemi zastała mnie, kiedy byłem daleko stąd. Czy żałuję, że tak się stało? Jasne, że tak.

Ale niestety pomimo najszczerszych chęci, nie da się przeżyć karmiąc się tylko pasją do tego, co się robi i trzeba było wykorzystać nadarzającą się okazję, żeby choć na chwilę poprawić swoją sytuację materialną.

To bardzo gorzkie doświadczenie.

Żeby mieć coś, trzeba poświęcić chwile, które nie zdarzą się już powtórnie.



Jestem facetem i nie mówię, że musiałbym Cię wycałować, czy ronić łzy z powodu Twojego odejścia. A jednak to smutne, że życie odbiera nam takie chwile, kiedy odchodzi ktoś, komu pewnego dnia podałeś rękę, żeby pomóc  w odzyskaniu wiary w siebie. Trochę przemawia przeze mnie gorycz, ale jednocześnie jestem ogromnie szczęśliwy i dumny, że po prawie roku mieszkania tutaj znalazła się osoba, która dała Ci poniekąd nowe życie.

Pozostały tylko wspomnienia. Dobre wspomnienia.



Obraz Twojego przełomu, nabrania zaufania do człowieka. Twój pokaz wierności i przywiązania, kiedy już przekonałeś się, że nie wszyscy osobnicy człekokształtni są źli. Nie wszyscy porzucają swoje psy, przywiązując  je na przykład do barierki.

Nie jestem wylewny w okazywaniu uczuć, ale Ty każdego ranka, kiedy się spotykaliśmy nadrabiałeś to za naszą dwójkę. Nie powiem, żeby mnie to nie rozczulało. To było takie piękne. I aż dziw zawsze bierze, że potrafimy w tak podły sposób zachować się w stosunku do istot, które z gruntu traktujemy jako niższego rzędu, a które mają w sobie tyle cierpliwości i ufności. Gdyby ludzie potrafili tak postępować wobec siebie, jak Ty wobec mnie, to może ten świat nie stałby na krawędzi przepaści.



Jak czasem niewiele trzeba, żeby psiak do głębi wstrząśnięty, zagubiony, zamknięty na świat zewnętrzny powrócił. Trzeba tylko spróbować wczuć się w jego sytuację. To niewiele, ale jednak czasem bardzo dużo.

I potem tacy jak Ty siedzą za prętami klatek bezskutecznie i rozpaczliwie wyczekują pomocy. A ile potem jest radości i dumy, kiedy tacy wychodzą w świat.

Czas wspólnych spacerów, odkrywania przez Ciebie świata poza ogrodzeniem schroniska, krótka  przyjaźń z Princessą, to chwile, których żadna zła siła nam nie odbierze.



Nie byłeś pierwszym moim ”dzieciakiem” i nie wiem czy ostatnim. Bo im mocniej się zapieram, tym bardziej los, chyba na przekór, podstawia mi takich psychicznych „połamańców”. Jakby zmuszał mnie do robienia czegoś, co gdzieś tam jest mi pisane. Jakby nie pozwalał mi zgnuśnieć, poddać się marazmowi i zniechęceniu, nadając cel istnieniu.

Kremik, Kama, Piter, Watson, Gustaw, czy wreszcie Ty wyłaniacie się nagle i to wtedy, kiedy
Princessa :-)
zaczynam czuć, że mam to wszystko gdzieś.



To nie Wy mi powinniście być wdzięczne. To ja Wam mogę podziękować za to, że nie do końca jestem egoistą i potrafię dostrzec takich, ja Wy. I powiem szczerze, choć niektórzy mogą się oburzyć, że wolę zrobić coś dla Was niż dla ludzi.

Przyczyna?

Zbyt często zawodzą, zaś Wy nigdy. Owszem, rozchodzicie się po świecie, zaczynacie żyć swoim nowym, lepszym życiem, ale zawsze do mnie wracacie. Choćby we wspomnieniach, dzięki, którym lżej się żyje.

I tak nie pozostaje mi nic innego, jak tylko życzyć Ci powodzenia. 
No to: GoodBye Tedi!



***

W tym miejscu muszę, no muszę podziękować moim bliskim, oraz Pani Marioli za nieustanny doping do pisania. Za przysłowiowe „kopanie w tyłek”, gdyż inaczej prawdopodobnie żadna z tych historii nigdy nie ujrzałaby światła dziennego.

Czy świat coś by na tym stracił? Tego nie wiem.

I jeszcze jedna sprawa:
Moi drodzy czytelnicy. Jeśli dotarliście do tego miejsca, to zwracam się do Was z prośbą:
Nie każdy psiak, czy kot ma tyle szczęścia (póki co), ze już mieszka w swoim domu i dlatego każde wsparcie z Waszej strony jest dla nich wielką pomocą. Każdy kilogram karmy, a już szczególnie tej specjalistycznej (dla seniorów, hypoalergicznej) jest cennym podarunkiem. Każda podarowana przez Was smycz, obroża, czy zabawka jest symbolem, że nie są pozostawione same sobie. Jest znakiem, że gdzieś tam są ludzie, dobrzy ludzie, którzy o nich pamiętają i starają się im pomóc. Każdy przekazany grosik się liczy. Prosić, to żaden wstyd i stąd ten mój apel o pamięć i pomoc również za pośrednictwem mojego bloga. Dziękuję.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz