wtorek, 7 sierpnia 2012

Przygoda XVII Czyli mamy nowego szefa na planie zdjęciowym.

Historia Dantka zaczęła się od tego, że pozostawiono go przywiązanego do ogrodzenia schroniska. 
Kiedy został znaleziony, patrzył w kierunku skąd prawdopodobnie go przywieziono 
i żałośnie skowyczał. 
W kojcu, do którego trafił, stał w rogu jak zaczarowany i przez kilka dni nie dał do siebie podejść, dając jasno do zrozumienia, żeby nie przeszkadzano mu w samotnym przeżywaniu swojej tragedii. Na każdą próbę podejścia reagował ostrzegawczymi warknięciami, jakby to nas wszystkich oskarżał o to, co mu się przytrafiło.

   Z upływem czasu jakby zaczęło do niego docierać, że to co się stało jest nieodwracalne, że został porzucony i że jego właściciel już nigdy nie pojawi się by zawołać go po imieniu i, że nigdy go już nie ujrzy. 

   Po pewnym czasie zaczął się przełamywać i otwierać na ludzi, których miał okazję widywać codziennie. Wydawał się rozumieć, że jedyne co mu pozostało to czekać i mieć nadzieję, że przyjdzie dzień, który znowu odmieni jego psi żywot. 
Wtedy okazało się, że jest bardzo sympatycznym i przemiłym psiakiem. Codziennie stał przy siatce boksu i machając swoim puszystym ogonem czekając na każdy przyjazny, ciepły gest, na choćby jedno delikatne pogłaskanie po nosie. 

Nigdy nie szczekał, tylko w milczeniu śledził każdego przechodzącego, tymi swoimi wielkimi ślepiami,  jakby zdawał się mówić: „No podejdź i pogłaszcz mnie! Widzisz, jak czekam na Ciebie. No chodź!”. 
No i nie sposób było go minąć obojętnie.

   Skąd imię Dantek? 

Takie imię nadała mu jedna z koleżanek tego samego dnia, kiedy właśnie przełamał się, podszedł do niej i położył głowę na jej kolanach nadstawiając się do głaskania.
     - Będzie nazywał się Dantek. - Oznajmiła, wyciągając jego kartotekę i kaligrafując jego nowe imię.
Spojrzeliśmy po sobie lekko skonsternowani.
     - No nie patrzcie na mnie tak dziwnie. Przecież trafił na dno piekła, a teraz wrócił 

z niego. - I wzruszając ramionami wyszła.

   Pomimo, że był niepospolitej urody, jakoś szczęście nie chciało się do niego uśmiechnąć 

i nie wzbudzał większego zainteresowania wśród odwiedzających schronisko. 
Naturalna konsekwencją takiego stanu rzeczy było to, że został zaproszony na sesję zdjęciową. Oczywiście poszedł bardzo chętnie. 
Radośnie powitał panią Mariolę czekającą z aparatem. Zrobił to w swoim niepowtarzalnym stylu, żadne tam skakanie i tym podobne wybryki. Po prostu usiadł przed nią i zamiatając radośnie swoją kitą podłogę podał jej łapę, bez żadnego uprzedniego proszenia.
     - Śliczny z ciebie gość i bardzo miły. - Skomentowała pani Mariola.
A on tylko bacznie zlustrował ją swoimi ślepiami, przechylił łeb na bok, jakby chciał dobrze słyszeć, co do niego mówi.
     - Teraz pójdziesz tam na plan. Zrobimy ci ładne zdjęcia i na pewno znajdzie się ktoś, kto będzie chciał mieć takiego przyjaciela. - Przemawiała do niego.
Kiedy skończyła, pies odwrócił się i faktycznie zasiadł na białym „miśku”, czekając na dalsze dyspozycje.


  Jego sesja nie trwała długo, bo był tak wdzięcznym i chętnie współpracującym modelem, że po upływie kilku minut pani fotograf stwierdziła:
     - Mam go już w tylu ujęciach, że na pewno wybiorę kilka dobrych fotek. Może już wracać do siebie, a poprosimy następnego psiaka.

   I tu historia powinna się skończyć, ale tak się nie stało. 

Kiedy ubierałem mu smycz spojrzał na mnie proszącym wzrokiem: „Pozwól mi tu zostać z wami obiecuję, że będę grzeczny”. Zdawał się mówić. 
Szczerze mówiąc, rozbroił mnie tym spojrzeniem. Jeszcze chwila namysłu i odpiąłem mu smycz.
     - Idź tam. - wskazałem mu dłonią kąt sali. - I pamiętaj, żebyś nie przeszkadzał.
Pani Mariola spojrzała na mnie wyraźnie zdziwiona.
     - No co? Chce posiedzieć i popatrzeć, to co mu będę bronił. - Odparłem uprzedzając jej pytanie.
Dantek zaś szybciutko podbiegł do rzędu krzeseł, wskoczył na jedno z nich i wygodnie się na nim sadowiąc, potoczył po nas wyraźnie szczęśliwym spojrzeniem.
     - Zostawiam panią teraz w dobrych łapach! - Uśmiechnąłem się do fotografki 

i pobiegłem po kolejnego psiaka.

   Kiedy wróciłem zastałem tę dwójkę pogrążoną w rozmowie. To znaczy pani Mariola mówiła, a psiak patrzył na nią życzliwie od czasu do czasu strzygąc uszami i merdając ogonem.
     - O widzę, że państwo się nie nudzili .- Rzuciłem od progu. - Czyżby trzeci pies w domu?
Pani fotograf pokręciła przeczącą głową.
     - To naprawdę mądry i piękny psiak, ale nie mogę mieć schroniska w domu.
     - Ok. rozumiem. Przekonywała go pani, że nie wszyscy ludzie są źli.
     - Może .- Odparła tajemniczo pani fotograf. - A teraz do roboty.


  I tu ujawnił się skrywany dotąd talent Dantka. 
Jak już wiecie z poprzednich historii, nie każdy psiak ma ochotę współpracować podczas robienia zdjęć. 
Widząc, że nie mogę sobie dać rady z kolejnym, zeskoczył z krzesła i podbiegł. ”O rany! Zaraz będzie bójka. To nie był najlepszy pomysł z zostawieniem go tutaj”. Pomyślałem pełen obaw.
     - Dantek wróć na miejsce! - Krzyknąłem, żeby zapobiec ewentualnej awanturze, ale on mnie nie posłuchał tylko podszedł do psiaka i merdając ogonem trącił go nosem, zmuszając do wejścia na plan. 

Tamten zaskoczony takim zachowaniem, posłusznie wszedł na „miśka” i już bez większych problemów dał się obfotografować. A Dantek zadowolony ze swojej interwencji wrócił z powrotem na krzesło i już spokojnie obserwował przebieg sesji.

   A już kompletną rewelacją była jego pomoc przy szczeniaku, któremu robiliśmy zdjęcia. Widząc, że malec ma w nosie wszystkie nasze wspólne zabiegi mające utrzymać go na planie, znowu poderwał się z krzesła i niczym ojciec, łagodnie bez żadnej przemocy, cierpliwie starał się nam pomóc w okiełznaniu temperamentu szczeniaka. 

A to trącając go nosem w zadek zapędzał z powrotem na kocyk, a to zatrzymując łapą nie pozwalał mu oddalić się z planu. Tak, to dzięki jego pomocy i niewątpliwemu talentowi organizacyjnemu dociągnęliśmy do końca sesji. 

W końcu przyszedł czas na powrót naszego szefa do kojca.
     - Dzięki Dantek! Jesteś super psem. - Uścisnąłem mu łapę, a on merdając ogonem zdawał się mówić: „Wiem, wiem! Mnie też było bardzo miło, że mogłem się na coś przydać”.

Kiedy byliśmy już w drzwiach, pani Mariola krzyknęła:
     - Pamiętaj co ci powiedziałam i trzymaj się!
Pies odwrócił się na moment i przysiągłbym, choć to na pewno było złudzenie, że puścił do niej oko.


Kiedy już wróciłem i zwijaliśmy sprzęt, nie wytrzymałem i spytałem:
     - Co też pani mu takiego powiedziała? Jeśli oczywiście mogę wiedzieć?
     - Nie, panie kolego, to nasza słodka tajemnica. - Odparła.
     - A swoją drogą to niesamowity pies. - Podsumowałem, kiedy już się żegnaliśmy
     - Potwierdzam w całej rozciągłości. - Powiedziała pani Mariola wsiadając do samochodu. - Do widzenia i niech pan zapamięta liczbę trzy.


Drzwi auta się zatrzasnęły, samochód odjechał, a ja zostałem na parkingu z niezbyt mądrą miną zastanawiając się, co oznacza ta trójka. 
Tajemnica wyjaśniła się szybciej niż mogłem sobie wyobrazić. 

Otóż Dantek, na trzeci dzień od ukazania się jego zdjęć w galerii na stronie internetowej, znalazł nowy dom. Później potwierdziło się także to, że jest wyjątkowym psem. 
Uratował życie swojemu nowemu właścicielowi, ale to już zupełnie inna historia.

Nic się nie martw mały! Ja ci pomogę!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz