Kiedy został znaleziony, patrzył w kierunku skąd prawdopodobnie go przywieziono
i żałośnie skowyczał.
W kojcu, do którego trafił, stał w rogu jak zaczarowany i przez kilka dni nie dał do siebie podejść, dając jasno do zrozumienia, żeby nie przeszkadzano mu w samotnym przeżywaniu swojej tragedii. Na każdą próbę podejścia reagował ostrzegawczymi warknięciami, jakby to nas wszystkich oskarżał o to, co mu się przytrafiło.
Z upływem czasu jakby zaczęło do niego docierać, że to co się stało jest nieodwracalne, że został porzucony i że jego właściciel już nigdy nie pojawi się by zawołać go po imieniu i, że nigdy go już nie ujrzy.
Po pewnym czasie zaczął się przełamywać i otwierać na ludzi, których miał okazję widywać codziennie. Wydawał się rozumieć, że jedyne co mu pozostało to czekać i mieć nadzieję, że przyjdzie dzień, który znowu odmieni jego psi żywot.
Wtedy okazało się, że jest bardzo sympatycznym i przemiłym psiakiem. Codziennie stał przy siatce boksu i machając swoim puszystym ogonem czekając na każdy przyjazny, ciepły gest, na choćby jedno delikatne pogłaskanie po nosie.
Nigdy nie szczekał, tylko w milczeniu śledził każdego przechodzącego, tymi swoimi wielkimi ślepiami, jakby zdawał się mówić: „No podejdź i pogłaszcz mnie! Widzisz, jak czekam na Ciebie. No chodź!”.
No i nie sposób było go minąć obojętnie.
Skąd imię Dantek?
Takie imię nadała mu jedna z koleżanek tego samego dnia, kiedy właśnie przełamał się, podszedł do niej i położył głowę na jej kolanach nadstawiając się do głaskania.
- Będzie nazywał się Dantek. - Oznajmiła, wyciągając jego kartotekę i kaligrafując jego nowe imię.
Spojrzeliśmy po sobie lekko skonsternowani.
- No nie patrzcie na mnie tak dziwnie. Przecież trafił na dno piekła, a teraz wrócił
z niego. - I wzruszając ramionami wyszła.
Pomimo, że był niepospolitej urody, jakoś szczęście nie chciało się do niego uśmiechnąć
i nie wzbudzał większego zainteresowania wśród odwiedzających schronisko.
Naturalna konsekwencją takiego stanu rzeczy było to, że został zaproszony na sesję zdjęciową. Oczywiście poszedł bardzo chętnie.
Radośnie powitał panią Mariolę czekającą z aparatem. Zrobił to w swoim niepowtarzalnym stylu, żadne tam skakanie i tym podobne wybryki. Po prostu usiadł przed nią i zamiatając radośnie swoją kitą podłogę podał jej łapę, bez żadnego uprzedniego proszenia.
- Śliczny z ciebie gość i bardzo miły. - Skomentowała pani Mariola.
A on tylko bacznie zlustrował ją swoimi ślepiami, przechylił łeb na bok, jakby chciał dobrze słyszeć, co do niego mówi.
- Teraz pójdziesz tam na plan. Zrobimy ci ładne zdjęcia i na pewno znajdzie się ktoś, kto będzie chciał mieć takiego przyjaciela. - Przemawiała do niego.
Kiedy skończyła, pies odwrócił się i faktycznie zasiadł na białym „miśku”, czekając na dalsze dyspozycje.
Jego sesja nie trwała długo, bo był tak wdzięcznym i chętnie współpracującym modelem, że po upływie kilku minut pani fotograf stwierdziła:
- Mam go już w tylu ujęciach, że na pewno wybiorę kilka dobrych fotek. Może już wracać do siebie, a poprosimy następnego psiaka.
I tu historia powinna się skończyć, ale tak się nie stało.
Kiedy ubierałem mu smycz spojrzał na mnie proszącym wzrokiem: „Pozwól mi tu zostać z wami obiecuję, że będę grzeczny”. Zdawał się mówić.
Szczerze mówiąc, rozbroił mnie tym spojrzeniem. Jeszcze chwila namysłu i odpiąłem mu smycz.
- Idź tam. - wskazałem mu dłonią kąt sali. - I pamiętaj, żebyś nie przeszkadzał.
Pani Mariola spojrzała na mnie wyraźnie zdziwiona.
- No co? Chce posiedzieć i popatrzeć, to co mu będę bronił. - Odparłem uprzedzając jej pytanie.
Dantek zaś szybciutko podbiegł do rzędu krzeseł, wskoczył na jedno z nich i wygodnie się na nim sadowiąc, potoczył po nas wyraźnie szczęśliwym spojrzeniem.
- Zostawiam panią teraz w dobrych łapach! - Uśmiechnąłem się do fotografki
i pobiegłem po kolejnego psiaka.
Kiedy wróciłem zastałem tę dwójkę pogrążoną w rozmowie. To znaczy pani Mariola mówiła, a psiak patrzył na nią życzliwie od czasu do czasu strzygąc uszami i merdając ogonem.
- O widzę, że państwo się nie nudzili .- Rzuciłem od progu. - Czyżby trzeci pies w domu?
Pani fotograf pokręciła przeczącą głową.
- To naprawdę mądry i piękny psiak, ale nie mogę mieć schroniska w domu.
- Ok. rozumiem. Przekonywała go pani, że nie wszyscy ludzie są źli.
- Może .- Odparła tajemniczo pani fotograf. - A teraz do roboty.
I tu ujawnił się skrywany dotąd talent Dantka.
Jak już wiecie z poprzednich historii, nie każdy psiak ma ochotę współpracować podczas robienia zdjęć.
Widząc, że nie mogę sobie dać rady z kolejnym, zeskoczył z krzesła i podbiegł. ”O rany! Zaraz będzie bójka. To nie był najlepszy pomysł z zostawieniem go tutaj”. Pomyślałem pełen obaw.
- Dantek wróć na miejsce! - Krzyknąłem, żeby zapobiec ewentualnej awanturze, ale on mnie nie posłuchał tylko podszedł do psiaka i merdając ogonem trącił go nosem, zmuszając do wejścia na plan.
Tamten zaskoczony takim zachowaniem, posłusznie wszedł na „miśka” i już bez większych problemów dał się obfotografować. A Dantek zadowolony ze swojej interwencji wrócił z powrotem na krzesło i już spokojnie obserwował przebieg sesji.
A już kompletną rewelacją była jego pomoc przy szczeniaku, któremu robiliśmy zdjęcia. Widząc, że malec ma w nosie wszystkie nasze wspólne zabiegi mające utrzymać go na planie, znowu poderwał się z krzesła i niczym ojciec, łagodnie bez żadnej przemocy, cierpliwie starał się nam pomóc w okiełznaniu temperamentu szczeniaka.
A to trącając go nosem w zadek zapędzał z powrotem na kocyk, a to zatrzymując łapą nie pozwalał mu oddalić się z planu. Tak, to dzięki jego pomocy i niewątpliwemu talentowi organizacyjnemu dociągnęliśmy do końca sesji.
W końcu przyszedł czas na powrót naszego szefa do kojca.
- Dzięki Dantek! Jesteś super psem. - Uścisnąłem mu łapę, a on merdając ogonem zdawał się mówić: „Wiem, wiem! Mnie też było bardzo miło, że mogłem się na coś przydać”.
Kiedy byliśmy już w drzwiach, pani Mariola krzyknęła:
- Pamiętaj co ci powiedziałam i trzymaj się!
Pies odwrócił się na moment i przysiągłbym, choć to na pewno było złudzenie, że puścił do niej oko.
Kiedy już wróciłem i zwijaliśmy sprzęt, nie wytrzymałem i spytałem:
- Co też pani mu takiego powiedziała? Jeśli oczywiście mogę wiedzieć?
- Nie, panie kolego, to nasza słodka tajemnica. - Odparła.
- A swoją drogą to niesamowity pies. - Podsumowałem, kiedy już się żegnaliśmy
- Potwierdzam w całej rozciągłości. - Powiedziała pani Mariola wsiadając do samochodu. - Do widzenia i niech pan zapamięta liczbę trzy.
Drzwi auta się zatrzasnęły, samochód odjechał, a ja zostałem na parkingu z niezbyt mądrą miną zastanawiając się, co oznacza ta trójka.
Tajemnica wyjaśniła się szybciej niż mogłem sobie wyobrazić.
Otóż Dantek, na trzeci dzień od ukazania się jego zdjęć w galerii na stronie internetowej, znalazł nowy dom. Później potwierdziło się także to, że jest wyjątkowym psem.
Uratował życie swojemu nowemu właścicielowi, ale to już zupełnie inna historia.
![]() |
Nic się nie martw mały! Ja ci pomogę! |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz