Podczas
kolejnej sesji fotograficznej, gdzieś pod koniec listopada zeszłego
roku, przyszedł nam do głowy, ni z tego ni z owego, pomysł.
- Słuchajcie ludzie, idą Mikołajki zróbmy coś, żeby przyciągnąć ludzi do schroniska.
Niech chociaż trochę czworonogów spędzi te święta we własnym domu.
- To jasne, musi być pies Mikołaj! - rzucił ktoś z kąta.
- No dobra, ale musimy znaleźć psa, który będzie pozował za Mikołaja!
Pani Mariola zapaliła się do pomysłu i rzuciła:
- Jasne, super pomysł! Mam w domu mikołajową czapkę i rogi renifera. Przywiozę następnym razem i spróbujemy.
Czas przyjazdu fotografa zbliżał się nieubłaganie, a my zupełnie nie mieliśmy pomysłu, którego czworonoga ubierzemy w te akcesoria i który w ogóle to zniesie.
I jak zwykle improwizacja.
Przechodzę koło wybiegu, patrzę siedzi takie cudo łaciate, biało-brązowe. Siedzi i patrzy na mnie. Podszedłem bliżej, wstał, pomerdał radośnie ogonem. Westchnąłem:
- Dobra „ryzyk fizyk”, idziemy.
Złapałem go pod pachę, co przyjął bez protestu i zataszczyłem na plan zdjęciowy, sam będąc pełen niepokoju, czy dobrze wybrałem.
Posadziłem niebożę na pluszowym dywaniku, a on siadł, rozejrzał się po wszystkich tymi swoimi rozmarzonymi ślepiami i tak zastygł, jak porcelanowa figurka.
Wszyscy zamarli!
Jest dobrze, bo ofiara nie rusza się i nie próbuje zwiewać, a to już pół sukcesu.
To była jednak tylko część zadania i to ta zdecydowanie łatwiejsza. Teraz trzeba założyć czerwoną czapkę z pomponem. Wszyscy patrzyli na siebie i nikt nie miał odwagi podejść do Pinto, żeby założyć mu to na głowę. Nikt nie chciał zburzyć czaru tej chwili, kiedy ów siedział, jakby nikogo innego nie było na świecie.
- No dobra moi kochani - odezwała się w końcu koleżanka - Przecież nie będziemy tu tak siedzieć do Nowego Roku.
I zdecydowanym krokiem podeszła do psa, zakładając mu czapkę.
I co?... I nic!
Pinto dalej siedział jak siedział, a w pomieszczeniu dało się słyszeć, jak wszyscy odetchnęli
z ulgą. Zaczęła się sesja.
Lampa błyska, migawka strzela, a chłopak spełnia wszystkie życzenia pani Marioli, jakby w życiu nic innego nie robił, tylko pozował do zdjęć.
Dodam, że rogi renifera też nie zrobiły na nim większego wrażenia i przyjął je z godnością.
Tego dnia Pinto nie tylko został twarzą kampanii „My też wierzymy w Świętego Mikołaja”, ale także poszedł do domu.
Jeśli kogoś to interesuje, to zamieszkał u naszej pani fotograf.
Jest tam oczywiście bardzo szczęśliwy. Z usług Pinta postaramy się jeszcze skorzystać. Mamy nadzieję, że nam nie odmówi.
- Słuchajcie ludzie, idą Mikołajki zróbmy coś, żeby przyciągnąć ludzi do schroniska.
Niech chociaż trochę czworonogów spędzi te święta we własnym domu.
- To jasne, musi być pies Mikołaj! - rzucił ktoś z kąta.
- No dobra, ale musimy znaleźć psa, który będzie pozował za Mikołaja!
Pani Mariola zapaliła się do pomysłu i rzuciła:
- Jasne, super pomysł! Mam w domu mikołajową czapkę i rogi renifera. Przywiozę następnym razem i spróbujemy.
Czas przyjazdu fotografa zbliżał się nieubłaganie, a my zupełnie nie mieliśmy pomysłu, którego czworonoga ubierzemy w te akcesoria i który w ogóle to zniesie.
I jak zwykle improwizacja.
Przechodzę koło wybiegu, patrzę siedzi takie cudo łaciate, biało-brązowe. Siedzi i patrzy na mnie. Podszedłem bliżej, wstał, pomerdał radośnie ogonem. Westchnąłem:
- Dobra „ryzyk fizyk”, idziemy.
Złapałem go pod pachę, co przyjął bez protestu i zataszczyłem na plan zdjęciowy, sam będąc pełen niepokoju, czy dobrze wybrałem.
Posadziłem niebożę na pluszowym dywaniku, a on siadł, rozejrzał się po wszystkich tymi swoimi rozmarzonymi ślepiami i tak zastygł, jak porcelanowa figurka.
Wszyscy zamarli!
Jest dobrze, bo ofiara nie rusza się i nie próbuje zwiewać, a to już pół sukcesu.
To była jednak tylko część zadania i to ta zdecydowanie łatwiejsza. Teraz trzeba założyć czerwoną czapkę z pomponem. Wszyscy patrzyli na siebie i nikt nie miał odwagi podejść do Pinto, żeby założyć mu to na głowę. Nikt nie chciał zburzyć czaru tej chwili, kiedy ów siedział, jakby nikogo innego nie było na świecie.
- No dobra moi kochani - odezwała się w końcu koleżanka - Przecież nie będziemy tu tak siedzieć do Nowego Roku.
I zdecydowanym krokiem podeszła do psa, zakładając mu czapkę.
I co?... I nic!
Pinto dalej siedział jak siedział, a w pomieszczeniu dało się słyszeć, jak wszyscy odetchnęli
z ulgą. Zaczęła się sesja.
Lampa błyska, migawka strzela, a chłopak spełnia wszystkie życzenia pani Marioli, jakby w życiu nic innego nie robił, tylko pozował do zdjęć.
Dodam, że rogi renifera też nie zrobiły na nim większego wrażenia i przyjął je z godnością.
Tego dnia Pinto nie tylko został twarzą kampanii „My też wierzymy w Świętego Mikołaja”, ale także poszedł do domu.
Jeśli kogoś to interesuje, to zamieszkał u naszej pani fotograf.
Jest tam oczywiście bardzo szczęśliwy. Z usług Pinta postaramy się jeszcze skorzystać. Mamy nadzieję, że nam nie odmówi.
hehe no to teraz pani fotograf ma osobistego psiego modela :P
OdpowiedzUsuń