sobota, 4 sierpnia 2012

Przygoda I Mikołaj Poszukiwany! Czyli jak Pinto, który wtedy jeszcze nie był Pinto, stał się twarzą kampanii adopcyjnej!

Podczas kolejnej sesji fotograficznej, gdzieś pod koniec listopada zeszłego roku, przyszedł nam do głowy, ni z tego ni z owego, pomysł.
  - Słuchajcie ludzie, idą Mikołajki zróbmy coś, żeby przyciągnąć ludzi do schroniska. 

Niech chociaż trochę czworonogów spędzi te święta we własnym domu.
   - To jasne, musi być pies Mikołaj! - rzucił ktoś z kąta.
   - No dobra, ale musimy znaleźć psa, który będzie pozował za Mikołaja!
Pani Mariola zapaliła się do pomysłu i rzuciła:
   - Jasne, super pomysł! Mam w domu mikołajową czapkę i rogi renifera. Przywiozę następnym razem i spróbujemy.


Czas przyjazdu fotografa zbliżał się nieubłaganie, a my zupełnie nie mieliśmy pomysłu, którego czworonoga ubierzemy w te akcesoria i który w ogóle to zniesie. 
I jak zwykle improwizacja. 
Przechodzę koło wybiegu, patrzę siedzi takie cudo łaciate, biało-brązowe. Siedzi i patrzy na mnie. Podszedłem bliżej, wstał, pomerdał radośnie ogonem. Westchnąłem: 
   - Dobra „ryzyk fizyk”, idziemy. 
Złapałem go pod pachę, co przyjął bez protestu i zataszczyłem na plan zdjęciowy, sam będąc pełen niepokoju, czy dobrze wybrałem. 

Posadziłem niebożę na pluszowym dywaniku, a on siadł, rozejrzał się po wszystkich tymi swoimi rozmarzonymi ślepiami i tak zastygł, jak porcelanowa figurka. 
Wszyscy zamarli! 
Jest dobrze, bo ofiara nie rusza się i nie próbuje zwiewać, a to już pół sukcesu. 

To była jednak tylko część zadania i to ta zdecydowanie łatwiejsza. Teraz trzeba założyć czerwoną czapkę z pomponem. Wszyscy patrzyli na siebie i nikt nie miał odwagi podejść do Pinto, żeby założyć mu to na głowę. Nikt nie chciał zburzyć czaru tej chwili, kiedy ów siedział, jakby nikogo innego nie było na świecie.
   - No dobra moi kochani - odezwała się w końcu koleżanka - Przecież nie będziemy tu tak siedzieć do Nowego Roku. 

I zdecydowanym krokiem podeszła do psa, zakładając mu czapkę. 

I co?... I nic! 

Pinto dalej siedział jak siedział, a w pomieszczeniu dało się słyszeć, jak wszyscy odetchnęli 
z ulgą. Zaczęła się sesja. 
Lampa błyska, migawka strzela, a chłopak spełnia wszystkie życzenia pani Marioli, jakby w życiu nic innego nie robił, tylko pozował do zdjęć. 
Dodam, że rogi renifera też nie zrobiły na nim większego wrażenia i przyjął je z godnością. 

Tego dnia Pinto nie tylko został twarzą kampanii „My też wierzymy w Świętego Mikołaja”, ale także poszedł do domu. 
Jeśli kogoś to interesuje, to zamieszkał u naszej pani fotograf. 
Jest tam oczywiście bardzo szczęśliwy. Z usług Pinta postaramy się jeszcze skorzystać. Mamy nadzieję, że nam nie odmówi.


1 komentarz:

  1. hehe no to teraz pani fotograf ma osobistego psiego modela :P

    OdpowiedzUsuń