wtorek, 7 sierpnia 2012

Przygoda XXIII Czyli: Prawy do lewego i ile rąk ma fotograf.

Cała nasza ekipa za najbardziej udane uważa te sesje, podczas których udaje nam się utrzymać na planie zdjęciowym psiego modela bez użycia smyczy. 
Nie jest to jednak łatwe zważywszy, że większość zwierzaków miast myśleć o pozowaniu do zdjęć woli w tym momencie, korzystając z chwilowej swobody, pobawić się z ekipą, czy też wręcz wejść któremuś z nas na kolana i tam usilnie domagać się pieszczot tak brakujących im w schroniskowej codzienności.
   Inne z kolei psiaki podchodzą z duża rezerwą do nieznanych im zupełnie sprzętów fotograficznych, rozstawionych na czas robienia zdjęć i wcale nie wyrażają chęci do owocnej współpracy, usilnie szukając wyjścia awaryjnego, które pozwoliłoby im szybciutko „zmyć” się z planu.


  I tutaj, klasycznym przykładem takich zachowań może być sesja z udziałem Kryzka.
Piękny psiak, średniej wielkości, którego jedyną wadą, jak się okazało na planie, jest wielka nieśmiałość.
Kryzka w przeszłości dotknęła tragedia, bo utracił jedno ślepie, co chyba w znacznym stopniu utrudnia mu znalezienie domu. A wielka szkoda, bo psisko to jest do ludzi serdeczne i ogromnie przyjacielskie.

   Tego dnia, kiedy przyszliśmy na salę, by zrobić mu sesję, zaraz na wejściu strasznie się chłopina speszył, właśnie na widok tych wszystkich rozstawionych klamotów potrzebnych do robienia zdjęć. 

Zaparł się w progu drzwi i dalej nie chciał wejść, ani rusz. Trochę czasu zajęło „słodzenie” mu, jaki to piękny, mądry i w ogóle zanim niechętnie dał się przekonać do wejścia na plan.
     - No i co śliczny, zrobimy ci zdjęcia i może ktoś dostrzeże twoją urodę i zabierze cię do domu. - Zagaiła pani Mariola, widząc dużą rezerwę u Kryzka.
A on tylko tym swoim zdrowym okiem rzucił jej badawcze spojrzenie, jakby chciał powiedzieć: „Nie znam cię i nie wiem co masz zamiar mi zrobić tym diabelskim urządzeniem, które trzymasz w dłoni”.


  Gwoli wyjaśnienia dodam tylko, że tym co trzymała pani fotograf, a co niekoniecznie przypadło psu do gustu, był oczywiście aparat fotograficzny.
     - Kolego, a może spróbujemy mu zrobić zdjęcia bez smyczy. Jest tak ładny, że trzymanie go na niej trochę będzie nam psuło cały obraz. - Zaproponowała fotografka.
     - Sądząc po jego pierwsze reakcji, może się to okazać raczej trudne, ale dlaczego nie mamy spróbować. - I odpiąłem smycz Kryzkowi.

   Zgodnie z moim przewidywaniem pies natychmiast oddalił się z białego kocyka i ukrył się za tłem, łypiąc tylko na panią Mariolę swoim zdrowym okiem. Nie pomagały żadne jej najsłodsze namowy. Nie miał zamiaru wyjść stamtąd i tyle.
     - No cóż, niestety musi go kolega wziąć z powrotem na smycz i wprowadzić na tło, bo inaczej nigdy go nie namówimy do powrotu. - Postanowiła fotografka widząc, że jej próby dogadania się z psem spełzły na niczym.
     - A nie mówiłem. - Mruknąłem pod nosem. - Ale jak ktoś się uprze, to nie ma mocnych. - Kontynuowałem wyciągając psa zza tła, już oczywiście przypiętego do smyczy.
     - Słyszałam i uważam, że zawsze warto spróbować, a ta nieudana próba to jeszcze nie powód żeby się frustrować. - Rzuciła pani Mariola takim tonem, że zrobiło mi się trochę głupio i skruszonym tonem rzuciłem:
     - Przepraszam.
     - Przeprosiny przyjęte, teraz ustawcie się porządnie na tle i zaczynamy zdjęcia na poważnie .- Ucięła dalszą dyskusję pani fotograf.

   No i stanąłem z Kryzkiem w żądanym miejscu, ale w momencie kiedy pani Mariola przyłożyła aparat do oka, do tej pory stojący spokojnie po mojej lewej stronie pies, zaszedł za moje plecy i przeniósł się w odwrotne miejsce niż celował obiektyw. 

Obiektyw podążył natychmiast za nim, ale śledzący uważnie jego ruch pies, natychmiast przeniósł się w odwrotnym kierunku. I tak kilkanaście razy od lewej do prawej i na odwrót, aż fotografka już lekko zniecierpliwiona opuściła sprzęt:
     - Nie wiem o co chodzi, ale mam nadzieję, że obaj nie robicie mi na złość. Bo on nie, ale kolega wie, że aparacik trochę waży i już zaczynają mi siadać nadgarstki, a żadnej fotki ani widu ani słychu.
     - No wie pani! Jak może pani podejrzewać nas o złośliwość. - Odparłem z lekka oburzony. - Nasz model jest po prostu ogromnie nieśmiały i dlatego ucieka przed obiektywem. - Dokończyłem wskazując na Kryzka, który w tym momencie siedział centralnie za mną i w dodatku tyłem tak, że tylko końcówka ogona wystawała mi spomiędzy butów.
     - No dobra, to spróbujemy jeszcze raz. Tylko niech go pan trzyma jakoś na tej smyczy, żebym zdążyła przymierzyć.
     - Nie mogę też przesadzać, bo będzie wyglądał na tych zdjęciach, jak zdechły dorsz na sznurku. - Usprawiedliwiałem się, jak mogłem.
     - Dobra, dobra. - Usłyszałem w odpowiedzi głos dochodzący zza aparatu.

   Niestety kolejne podejście okazało się taką samą porażką, jak pierwsze czyli prawa, lewa - mi tam zdjęć nie potrzeba - i na nic przechodzenie fotografki z jednego końca planu na drugi, celem znalezienia odpowiedniego kąta do zrobienia zdjęcia. 

Psa nigdy już tam nie było,  ewentualnie pozostawał jeszcze tylko jego tyłek. 
Jakby tej atrakcji było za mało, Kryzek znalazł sposób na uatrakcyjnienie tego widowiska 
i zaczął próbować odpełznąć z planu, pociągając mnie za sobą i o mało przy tym nie przewracając.
     - Uff! - Westchnęła lekko zasapana fotografka. - Ciężki orzech do zgryzienia. - I odłożyła aparat. - Muszę chwilkę odsapnąć.
     - Ale po takim treningu, eliminacje do programu Tylko Taniec wygrywa pani w cuglach. -Wyszczerzyłem się w uśmiechu, który natychmiast znikł, kiedy zobaczyłem minę pani Marioli. 

Ona jednak i chyba na moje szczęście, nie powiedziała nic tylko rozmasowywała nadgarstki. Ja natomiast spoważniałem i zacząłem intensywnie wpatrywać się w jej dłonie.
     - I co kolega tak się przypatruje moim rękom? Przecież nie są brudne. - Wyrwał mnie z zamyślenia jej głos.
     - Nie, nic. Tylko mam pytanie.
     - No….- Rzuciła zachęcająco.
     - Ile rąk ma fotograf?
     - Znamy się już trochę czasu i dlatego odpowiem koledze pytaniem na pytanie. Czy panu padło na mózg?
Pokręciłem głową przecząco, nie czując przy tym żadnej urazy i zacząłem wyjaśniać:
     - Już wiem, jak zrobimy mu zdjęcia i to bez smyczy. - Zacząłem- Widzi pani ten kawałek folii z opakowania po psich smakołykach?
     - Widzę. No i co? - Przerwała mi fotografka.
     - A no to! - Wykrzyknąłem, triumfalnie gniotąc go w dłoni.


  Na ten dźwięk, Kryzek niespodziewanie skupił całą swoją uwagę na mojej dłoni, zapominając o całym bożym świecie.
     - Musi pani robić zdjęcia, jednocześnie szeleszcząc tym opakowaniem, a ja postaram się blokować go tak, żeby nie zdążył nawiewać z tła. - Dokończyłem relacjonować mój pomysł.- I stąd moje pytanie, ile rąk ma fotograf, bo pani w tym momencie będzie musiała mieć trzy, co oczywiście zaprzecza prawom anatomii człowieka, ale nam pozwoli nadzieję na zrobienie mu tych zdjęć. I co, wchodzi pani w ten plan?
     - No myślę, że możemy spróbować. - Odpowiedziała pani Mariola, chociaż w jej głosie dało się wyczuć, że nie pozbyła się wszystkich wątpliwości.

   Przystąpiliśmy do realizacji naszego planu. 

I choć wymagał on zarówno ode mnie, jak i od pani Marioli iście ekwilibrystycznych umiejętności, to udało nam się na tyle długo utrzymać Kryzka, że wyszły mu całkiem fajne fotki. Kiedy fotografka dała znak, że ma już dość sporą ilość udanych ujęć i odłożyła aparat na podłodze, to Kryzek korzystając z tego, że nie jest na uwięzi podleciał do niej i…

Pewnie chcielibyście przeczytać, że polizał ją z wdzięcznością po twarzy, lub coś równie wzruszającego. 

Otóż nie!
Okrążywszy ją, zaszedł od tyłu i po porostu siknął jej na plecy.
Cóż! Taka szczególna forma podziękowania. 

Ale pani fotograf nie obraziła się, była chyba zbyt szczęśliwa, że szczególnie trudna sesja zakończyła się sukcesem.

Niestety nasz bardzo nieśmiały bohater wciąż czeka na dzień, w którym opuści schroniskowy kojec na zawsze. Ja nie mogę, póki co, dopisać pełnego szczęśliwego końca, ale może ktoś z Was to czytających mi w tym pomoże? 

A jak to zrobić, to już chyba nie muszę podpowiadać!

Jestem piękny, choć nieśmiały.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz