Niestety do schroniska trafia
mnóstwo szczeniąt.
Ciężki jest los takich „niechcianych” maluchów. Pół biedy, jeśli zostaną podrzucone pod bramę schroniska bo wtedy szybko można im pomóc. Nakarmić, napoić i umieścić w ciepłym miejscu. Gorzej, że zjawisko porzucania psiaków przenosi się na osiedlowe śmietniki, klatki schodowe, przystanki autobusowe itp. miejsca, gdzie czas zwłaszcza zimą, działa bardzo na niekorzyść szczeniąt.
Nie inaczej było w przypadku naszej czwórki. Pozostawione pod bramą, na szczęście nie musiały długo czekać na pomoc.
Musicie przyznać, że na zdjęciach psiaki prezentują się cudownie i rozkosznie. Zresztą taki był cel: przedstawić w taki sposób, żeby nie musiały długo czekać na nowe domy.
To były pierwsze szczenięta, które zostały zaproszone na zdjęcia z tłem.
Z tymi dotychczas robionymi w plenerze, nie było większych problemów technicznych.
Już na początku popełniliśmy zasadniczy błąd, bo postanowiliśmy sfotografować wszystkie cztery naraz. - No dobrze, rozkładamy czerwone tło, a potem idziecie po psiaki. - Zadysponowała pani Mariola. Ok. kiwnęliśmy zgodnie głowami i w trzyosobowym zespole ruszyliśmy do szczeniakarni po młodzież. Po chwili w sali stanęły trzy klatki transporterowe, a w nich nasza wspaniała czwórka.
Psiaki nie wiedząc co teraz nastąpi, całe przestraszone siedziały cichutko, jak mysz pod miotłą. - O jakie grzeczne. - Stwierdziła pani fotograf - Jak tak będzie dalej, to szybciutko się z nimi uwiniemy.
Oj, gdyby wiedziała, jak bardzo się myli, to ugryzłaby się w język i nie wywołała wilka
z lasu!
Tło rozciągnięte, kocyk rozłożony, lampa gotowa, aparat w dłoni. - No dobrze wypuszczajcie je na tło. Jestem gotowa! - Rzuciła pani Mariola. Szczęk otwieranych drzwiczek od transporterków… i cała czwórka rozbiegła się w różne strony, tylko nie na tło. Dalejże gonić za nimi!
Demon natychmiast schował się za szafą, a za nim dziarsko podążyła Tetka.
Dragon szybciutko wpełzł pod rzędy krzeseł i usadowił się w kącie, gdzie nie można było sięgnąć go żadną miarą, a Strzałka nie wyraziła w ogóle chęci opuszczenia kontenera, głośnym piskiem protestując na próbę wyciągnięcia.
Dobra!
Po kilku chwilach udało się zebrać je do kupy i postawić na białym „pluszaku”.
Ale na ile?
Na dziesięć sekund, góra piętnaście.
Dwójka z nich chyłkiem opuściła plan zdjęciowy i szybciutko udała się na tył tła, gdzie łapiąc jego brzegi usiłowała je zdjąć, szarpiąc każde w swoją stronę i mając przy tym nie ukrywaną radochę. W międzyczasie korzystając z powstałego zamieszania, Demon ponownie wcisnął się za szafę dokonując cudów ekwilibrystyki. Natomiast Tetka uznała, że jest to najlepszy moment na załatwienie swoich potrzeb fizjologicznych i po chwili po sali poniósł się niepokojąco przykry zapach.
Kolega opanował dwójkę, która demolowała tło, a ja wyciągnąłem Demona, który zaklinował się między ścianą, a szafą i zaczął rozpaczliwie piszczeć. Ostatnia zaś Tetka zachowując stoicki spokój dokończyła to, co miała i już sama radośnie dołączyła do reszty. -Słuchajcie! Tak nie dam rady zrobić żadnego zdjęcia! - Zakrzyknęła z lekką rozpaczą w głosie pani Mariola. - Wiecie, mam pomysł! Zwabimy je jedzeniem! Zajmą się nim i nie będą uciekać z tła.- Oznajmiła koleżanka, która dzielnie pomagała nam w opanowaniu tego poczwórnego ADHD. Jak powiedziała tak zrobiliśmy. I wyobraźcie sobie, że to poskutkowało! Ale w tym momencie narodził się kolejny problem. - Jak one jedzą, to w ogóle nie mogę złapać ich pyszczków! - Jęknęła pani fotograf.
I tak rzeczywiście było, bo na moment konsumpcji psiaki straciły zainteresowanie dla całego otoczenia, ale jednocześnie przybierały takie pozy, które żadną miarą nie pozwalały na zrobienie przyzwoitych fotek. Kolega widząc na mojej twarzy wyraz najwyższej desperacji rzucił: - Dobra! Żarełko wrzucimy do miski i będziemy wodzić nią nad ich głowami, wtedy będzie można spróbować złapać je w obiektywie.
Na chwilę poskutkowało, ale w końcu banda znudziła się i stwierdziła, że skoro nie mogą dorwać się do jedzenia to czas znowu ruszyć w teren.
Dragon wypuścił się w kierunku lampy usiłując dopaść kabel doprowadzający do niej prąd. Demon oczywiście udał się w swoim ulubionym kierunku, czyli… za szafę. Tetka stwierdziła, że pasek od aparatu jest godną jej zainteresowania zabawką i to z nią toczyła rozpaczliwy bój pani Mariola, a Strzałka dała dyla pod krzesła. Za tą ostatnią podążyła koleżanka. Niestety nurkując szczupakiem w rzędy krzeseł zrobiła to tak nieszczęśliwie, że trafiła głową w nogę od jednego z nich i nabiła sobie potężnego guza, ale uciekinierkę złapała jak rasowy amerykański futbolista. Ja podążyłem w kierunku Dragona, bo on miał szczery zamiar i chęć usmażyć się na tym kablu. Jednocześnie manipulując przy nim sprawił, że lampa zaczęła się niebezpiecznie chwiać na stojaku, grożąc upadkiem. Kolega, który udał się w pogoń za Demonem wdepnął w to, co wcześniej zrobiła Tetka, klapnął na siedzenie i tak dojechał do szafy zatrzymując się na ścianie.
Pani fotograf dzielnie walczyła z „łobuziarą”, która zainteresowanie paskiem od aparatu przeniosła na sznurówki jej butów i końcówki nogawek. Po chwili udało się zapanować nad niesforną grupą i ta w całości wróciła na tło.
I co myślicie, że już poszło gładko? Otóż nie!
Stanęliśmy przy brzegach tła i co chwilę przechwytywaliśmy jakiegoś uciekiniera, kierując go tam z powrotem. Nie obywało się oczywiście bez głośnych protestów wyrażanych przez uciekinierów szczekaniem, piszczeniem, a nawet brzmiącym nieco zabawnie szczenięcym warczeniem.
Tak dotrwaliśmy do momentu kiedy padły słowa niosące wybawienie: - Koniec! Koniec! Mam już kilka dobrych ujęć! - Wykrzyknęła Pani Mariola
z nieukrywaną ulgą. - Hurrrrra! - Zakrzyknęliśmy wszyscy. Jeszcze tylko Strzałka w geście dezaprobaty, zanim trafiła do transporterka, demonstracyjnie nasikała na pluszowy kocyk. Niebawem wszystkie szczeniaki trafiły do siebie.
Strzałka, Tetka, Dragon, Demon są już w swoich domach, ale doszły mnie słuchy, że mają zamiar zorganizować zjazd rodzinny. Ekipy remontowe zacierają ręce. To będzie na pewno duże zlecenie!
Ciężki jest los takich „niechcianych” maluchów. Pół biedy, jeśli zostaną podrzucone pod bramę schroniska bo wtedy szybko można im pomóc. Nakarmić, napoić i umieścić w ciepłym miejscu. Gorzej, że zjawisko porzucania psiaków przenosi się na osiedlowe śmietniki, klatki schodowe, przystanki autobusowe itp. miejsca, gdzie czas zwłaszcza zimą, działa bardzo na niekorzyść szczeniąt.
Nie inaczej było w przypadku naszej czwórki. Pozostawione pod bramą, na szczęście nie musiały długo czekać na pomoc.
Musicie przyznać, że na zdjęciach psiaki prezentują się cudownie i rozkosznie. Zresztą taki był cel: przedstawić w taki sposób, żeby nie musiały długo czekać na nowe domy.
To były pierwsze szczenięta, które zostały zaproszone na zdjęcia z tłem.
Z tymi dotychczas robionymi w plenerze, nie było większych problemów technicznych.
Już na początku popełniliśmy zasadniczy błąd, bo postanowiliśmy sfotografować wszystkie cztery naraz. - No dobrze, rozkładamy czerwone tło, a potem idziecie po psiaki. - Zadysponowała pani Mariola. Ok. kiwnęliśmy zgodnie głowami i w trzyosobowym zespole ruszyliśmy do szczeniakarni po młodzież. Po chwili w sali stanęły trzy klatki transporterowe, a w nich nasza wspaniała czwórka.
Psiaki nie wiedząc co teraz nastąpi, całe przestraszone siedziały cichutko, jak mysz pod miotłą. - O jakie grzeczne. - Stwierdziła pani fotograf - Jak tak będzie dalej, to szybciutko się z nimi uwiniemy.
Oj, gdyby wiedziała, jak bardzo się myli, to ugryzłaby się w język i nie wywołała wilka
z lasu!
Tło rozciągnięte, kocyk rozłożony, lampa gotowa, aparat w dłoni. - No dobrze wypuszczajcie je na tło. Jestem gotowa! - Rzuciła pani Mariola. Szczęk otwieranych drzwiczek od transporterków… i cała czwórka rozbiegła się w różne strony, tylko nie na tło. Dalejże gonić za nimi!
Demon natychmiast schował się za szafą, a za nim dziarsko podążyła Tetka.
Dragon szybciutko wpełzł pod rzędy krzeseł i usadowił się w kącie, gdzie nie można było sięgnąć go żadną miarą, a Strzałka nie wyraziła w ogóle chęci opuszczenia kontenera, głośnym piskiem protestując na próbę wyciągnięcia.
Dobra!
Po kilku chwilach udało się zebrać je do kupy i postawić na białym „pluszaku”.
Ale na ile?
Na dziesięć sekund, góra piętnaście.
Dwójka z nich chyłkiem opuściła plan zdjęciowy i szybciutko udała się na tył tła, gdzie łapiąc jego brzegi usiłowała je zdjąć, szarpiąc każde w swoją stronę i mając przy tym nie ukrywaną radochę. W międzyczasie korzystając z powstałego zamieszania, Demon ponownie wcisnął się za szafę dokonując cudów ekwilibrystyki. Natomiast Tetka uznała, że jest to najlepszy moment na załatwienie swoich potrzeb fizjologicznych i po chwili po sali poniósł się niepokojąco przykry zapach.
Kolega opanował dwójkę, która demolowała tło, a ja wyciągnąłem Demona, który zaklinował się między ścianą, a szafą i zaczął rozpaczliwie piszczeć. Ostatnia zaś Tetka zachowując stoicki spokój dokończyła to, co miała i już sama radośnie dołączyła do reszty. -Słuchajcie! Tak nie dam rady zrobić żadnego zdjęcia! - Zakrzyknęła z lekką rozpaczą w głosie pani Mariola. - Wiecie, mam pomysł! Zwabimy je jedzeniem! Zajmą się nim i nie będą uciekać z tła.- Oznajmiła koleżanka, która dzielnie pomagała nam w opanowaniu tego poczwórnego ADHD. Jak powiedziała tak zrobiliśmy. I wyobraźcie sobie, że to poskutkowało! Ale w tym momencie narodził się kolejny problem. - Jak one jedzą, to w ogóle nie mogę złapać ich pyszczków! - Jęknęła pani fotograf.
I tak rzeczywiście było, bo na moment konsumpcji psiaki straciły zainteresowanie dla całego otoczenia, ale jednocześnie przybierały takie pozy, które żadną miarą nie pozwalały na zrobienie przyzwoitych fotek. Kolega widząc na mojej twarzy wyraz najwyższej desperacji rzucił: - Dobra! Żarełko wrzucimy do miski i będziemy wodzić nią nad ich głowami, wtedy będzie można spróbować złapać je w obiektywie.
Na chwilę poskutkowało, ale w końcu banda znudziła się i stwierdziła, że skoro nie mogą dorwać się do jedzenia to czas znowu ruszyć w teren.
Dragon wypuścił się w kierunku lampy usiłując dopaść kabel doprowadzający do niej prąd. Demon oczywiście udał się w swoim ulubionym kierunku, czyli… za szafę. Tetka stwierdziła, że pasek od aparatu jest godną jej zainteresowania zabawką i to z nią toczyła rozpaczliwy bój pani Mariola, a Strzałka dała dyla pod krzesła. Za tą ostatnią podążyła koleżanka. Niestety nurkując szczupakiem w rzędy krzeseł zrobiła to tak nieszczęśliwie, że trafiła głową w nogę od jednego z nich i nabiła sobie potężnego guza, ale uciekinierkę złapała jak rasowy amerykański futbolista. Ja podążyłem w kierunku Dragona, bo on miał szczery zamiar i chęć usmażyć się na tym kablu. Jednocześnie manipulując przy nim sprawił, że lampa zaczęła się niebezpiecznie chwiać na stojaku, grożąc upadkiem. Kolega, który udał się w pogoń za Demonem wdepnął w to, co wcześniej zrobiła Tetka, klapnął na siedzenie i tak dojechał do szafy zatrzymując się na ścianie.
Pani fotograf dzielnie walczyła z „łobuziarą”, która zainteresowanie paskiem od aparatu przeniosła na sznurówki jej butów i końcówki nogawek. Po chwili udało się zapanować nad niesforną grupą i ta w całości wróciła na tło.
I co myślicie, że już poszło gładko? Otóż nie!
Stanęliśmy przy brzegach tła i co chwilę przechwytywaliśmy jakiegoś uciekiniera, kierując go tam z powrotem. Nie obywało się oczywiście bez głośnych protestów wyrażanych przez uciekinierów szczekaniem, piszczeniem, a nawet brzmiącym nieco zabawnie szczenięcym warczeniem.
Tak dotrwaliśmy do momentu kiedy padły słowa niosące wybawienie: - Koniec! Koniec! Mam już kilka dobrych ujęć! - Wykrzyknęła Pani Mariola
z nieukrywaną ulgą. - Hurrrrra! - Zakrzyknęliśmy wszyscy. Jeszcze tylko Strzałka w geście dezaprobaty, zanim trafiła do transporterka, demonstracyjnie nasikała na pluszowy kocyk. Niebawem wszystkie szczeniaki trafiły do siebie.
Strzałka, Tetka, Dragon, Demon są już w swoich domach, ale doszły mnie słuchy, że mają zamiar zorganizować zjazd rodzinny. Ekipy remontowe zacierają ręce. To będzie na pewno duże zlecenie!
Jest co pojeść, jest imprezka! |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz