sobota, 4 sierpnia 2012

PROLOG 2012-02-21


Siedzę przed komputerem, wpatruję się w zdjęcia psów w galerii na naszej stronie internetowej i wracam myślami do początku historii ich powstania. 

Wydawało mi się, że robię niezłe zdjęcia psiaków do adopcji, ale jak potem życie pokazało, rzeczywiście tylko tak mi się wydawało.

Pewnego dnia przekazano mi słuchawkę telefoniczną i usłyszałem:   
- Dzień Dobry! Z tej strony Mariola. Wiecie Państwo, zajmuję się fotografią i chciałabym pomóc schronisku, poprzez fotografowanie psów w trochę inny sposób. 
W pierwszej chwili pomyślałem „No tak! Kolejny ekspert, który wie lepiej”. 

Szybko jednak się zmitygowałem i w myślach zadałem sobie pytanie: „Dlaczego nie?”, a do słuchawki rzuciłem: 
   - Wie pani co, spróbujmy, w końcu co to nas kosztuje? A może będzie fajnie.

   Umówiliśmy się, że pani Mariola wpadnie do nas z aparatem i porobimy zdjęcia kilku psom. Skłamałbym mówiąc, że nie oczekiwaliśmy tej wizyty z pewnym niepokojem. 

Kto zacz?! 
To pytanie dręczyło nas do momentu, aż z dużego auta wysiadła filigranowa blondynka 
z aparatem fotograficznym przewieszonym przez ramię. Powitanie, kilka zamienionych zdań i wszystko było jasne. To „swój” człowiek. Delikatna, ciepła, skromna osoba, z której każdego wypowiedzianego zdania przebijała ogromna wrażliwość.

  Tego dnia w sesji wzięło udział kilkanaście psów, w tym np. Dodo, Nora i jeszcze cała plejada psich modeli. Do momentu, kiedy pierwsze dopracowane zdjęcia nie zaczęły napływać do skrzynki e-mailowej nie wiedzieliśmy, co nas czeka.
  Dzisiaj jestem przekonany, że wyznaczyliśmy zupełnie nowy kierunek dla wszystkich schronisk, w jaki sposób należy pokazywać potencjalnym, nowym właścicielom zwierzęta. Oczywistą rzeczą jest, że ilość adopcji zaczęła w sposób znaczący wrastać.

 Tego, co nastąpiło potem, kiedy zacząłem wyświetlać schroniskowej publice kolejne fotografie, nie da się do końca określić słowami. 
Zdumienie, zachwyt graniczący z euforią: To było to! 
Zwierzaki, których ani los, ani ludzie nie oszczędzali, na tych zdjęciach wypadły rewelacyjnie! Co to znaczy rewelacyjnie? Wyprowadzone przed schronisko, w scenerii zieleni, tchnęły optymizmem, a wrażliwe i wprawne oko pani Marioli wydobyło w fotografiach wszystko to, co najlepszego sobą prezentowały. 

Stały się zaprzeczeniem powszechnego obrazu zwierząt zamkniętych w schronisku. Tchnęły optymizmem, urodą i życiem. Już wtedy moje podejrzenie przerodziło się w pewność, że udało nam się osiągnąć Everest, jeśli chodzi o prezentowanie schroniskowych zwierzaków do adopcji. 

  Kolejnym krokiem były sesje organizowane z tłem i profesjonalną lampą błyskową. 
Ta metoda sprawdziła się w stu procentach, kiedy przestała dopisywać pogoda na dworze. Jest ona bardziej wymagająca i kosztuje mnóstwo pracy całego zespołu, ale efekt rzuca na kolana. Najbrzydsze kaczątka nabierają magicznego blasku i stają się pięknymi łabędziami. W tym miejscu należy wspomnieć o tym, że za tymi fotografiami kryją się krew, pot, łzy, ale i całe mnóstwo śmiesznych sytuacji. 
Nic nie przychodzi łatwo i przyjemnie, a fotografowanie zwierząt jest sztuką specyficzną 
i jak się okazało, szalenie trudną i wymagającą ogromnej determinacji.
To nie ludzkie modele, którym każe się przyjąć odpowiednią pozę i „strzela” się zdjęcia. Trudno wyliczyć, jakich sposobów trzeba się imać, żeby utrzymać psa czy kota w obrębie tła. 
Przypuszczam, że gdyby ktoś robił zdjęcia nam, kiedy usiłujemy sfotografować zwierzaka, to uśmialibyśmy się z siebie do łez. 
To wszystko jest jednak nieważne, liczy się efekt końcowy. Nawet kiedy pani Mariola kręci nosem, że ze zdjęć robionych jakiemuś delikwentowi nic nie wyszło to potem okazuje się, że coś tam jednak udało się wyczarować. 

Bywają jednak psy i koty, które szczególnie zapadły mi w pamięć podczas sesji i o nich będą te historyjki.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz