W ten pamiętny poniedziałek kusząco świeciło słońce, choć w zimnym powietrzu czuć było jeszcze resztki odchodzącej na dobre zimy.
- No i co, spróbujemy dzisiaj zrobić zdjęcia na dworze? - Spytała pani Mariola wysiadając z auta.
Wzruszyłem tylko ramionami i odpowiedziałem:
- Jak pani sobie życzy. Ja się dostosuję.
- Pan jak zwykle wykazuje organiczny brak zdecydowania.
Na to wypadła koleżanka z biura, wydzierając się już od progu:
- Tak, tak! Idźmy dzisiaj w plener! Słonko tak fajnie świeci, będą świetne zdjęcia. Pani fotograf obrzuciła mnie znaczącym spojrzeniem.
- Widzi kolega, to jest zdecydowanie. Tak więc postanowione, idziemy przed schronisko.
- To nie brak zdecydowania, tylko w moim, subiektywnym odczuciu, zdjęcia studyjne znacznie bardziej mi się podobają i tyle. - Próbowałem się bronić.
- Dobrze, dobrze, a teraz niech pan idzie po psiaka. - Usłyszałem w odpowiedzi.
- Jak panie sobie życzą. - Odparłem i udałem się na schronisko po pierwszego psiego modela.
Już wcześniej postanowiłem, że w pierwszej kolejności tego dnia zabiorę na sesję Gordyego.
Do schroniska trafił z interwencji. Zanim został do nas przywieziony, przez kilka dni błąkał się po osiedlu. W końcu ktoś z mieszkańców postanowił, że dłużej tak być nie może
i zadzwonił do nas.
Gordy to przemiły, łagodny psisk, którego raczej niewiele dobrego spotkało
w dotychczasowym życiu.
- Chodź kolego, mam nadzieję, że będziesz się doskonale prezentował w plenerze.
Psa oczywiście zupełnie nie interesowało, jak będzie się prezentował, natomiast zaczął radośnie merdać ogonem wyczuwając, że idziemy na spacer. I poszliśmy, dostojnym krokiem nie spiesząc się.
- No wreszcie jesteście. - Usłyszałem już z oddali.
- Już myślałyśmy, że zgubiliście się w schronisku. - Dworowała koleżanka.
- Nie, to kolega nie mógł się zdecydować, którego psiaka wybrać. - Wtórowała jej pani fotograf.
Spojrzałem na Gordyego, a on na mnie i jednocześnie westchnęliśmy.
- No dobrze, stańcie tutaj. - Zakomenderowała pani Mariola, wskazując na łąkę. Stanęliśmy, a właściwie tylko ja stanąłem, bo psiak po prostu usiadł w oczekiwaniu na dalszy rozwój wypadków. Pani fotograf podniosła aparat i usłyszeliśmy.
- Na razie spokojnie, robię tylko próbne zdjęcie.
Trzask migawki i aparat powędrował w dół.
- Nie, to nie jest dobre miejsce. Trawa jeszcze się nie zdążyła się zazielenić. Jest tak szaro, a to nie będzie dobrze wyglądało na zdjęciach. Musimy poszukać innego miejsca.
Chodźmy!
No i poszliśmy.
Oczywiście Gordy był zachwycony przedłużającym się spacerem. Co jakiś czas przystawaliśmy, pani Mariola robiła przymiarkę i z wyrazem niezadowolenia na twarzy zarządzała:
- Nie tu też nie jest za ciekawie.
I tak już poszło, a to trawa była za mało soczyście zielona, a to niebo nie tak niebieskie, jak trzeba. No dobra, ale czego się nie robi dla dobrych zdjęć. W pewnym momencie koleżanka wskazała na stojące przy drodze drzewo.
- A może spróbujemy zrobić zdjęcia na jego tle.
- Co nam szkodzi możemy spróbować. - Odparła pani fotograf.
- No chłopcy ustawiajcie się. Po chwili ta sama reakcja co w poprzednich wariantach
- Nie, to nie jest to. - Zaopiniowała stanowczo pani Mariola
Natomiast już troszeczkę znudzony pies po prostu podniósł tylną łapę i obsikał drzewo.
- On też stwierdził, że to nie jest to. - Rzuciłem kąśliwie wskazując na Gordyego.
- A on wie, co jest dobre.
- No już , już idziemy dalej! - Dopingowały nas panie.
Pokrążyliśmy sobie jeszcze jakiś czas, aż w końcu z powrotem przekroczyliśmy bramę schroniska.
- O, tu jest kawałek już takiej ładnej zieleni. Tu możemy spróbować zrobić zdjęcia. - Wykrzyknęła pani fotograf wskazując na trawnik przed biurem.
- Widzisz stary trzeba przejść pół świata, żeby znaleźć to, co ma się przed nosem. - Wyszeptałem do psa.
- Kolega chciał coś powiedzieć? - Zwróciła się do mnie pani Mariola.
- Ależ skądże. Pochwalam tylko wybór miejsca. - I spojrzeliśmy na siebie z Gordym porozumiewawczo.
W czasie poszukiwań odpowiedniego pleneru przestaliśmy zwracać uwagę na to, co się dzieje nad nami.
Tymczasem niebo zaciągnęło się chmurami i w momencie, kiedy zaczęliśmy ustawiać się
z psem do zdjęć, zaczął padać deszcz ze śniegiem. I choć to nie była burza, w panią fotograf jakby piorun trafił. Ścisnęła aparat, aż zatrzeszczała w proteście jego obudowa.
- No i dopiął kolega swego. Musimy rozłożyć tło, bo przy takiej pogodzie nie ma sensu robić zdjęć.
- Ja! Ja nie jestem szamanem i nie zaklinałem pogody. - Postanowiłem zaprotestować.
- A może to ty! - Zwróciłem się do psa, ale on tylko w odpowiedzi pomachał ogonem.
Szybko schroniliśmy się przed nasilająca się ulewą. Rozpięliśmy niebieskie tło, rzuciliśmy „miśka” i zdjęcia poszły, jak z płatka. Chociaż cały czas miałem wrażenie, że pani fotograf nie opuszcza podejrzenie, że to ja maczałem palce w tej zmianie pogody.
A Gordy?
Poszedł do domu i przed wyjściem na każdy spacer zaklina pogodę tak, żeby świeciło słońce.
To co, pójdziemy na spacer? |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz