wtorek, 7 sierpnia 2012

Przygoda XIV Czyli wychodzimy w pierwszy wiosenny plener i ...

Wreszcie nadeszła tak długo wyczekiwana i wytęskniona: Wiosna. 
W ten pamiętny poniedziałek kusząco świeciło słońce, choć w zimnym powietrzu czuć było jeszcze resztki odchodzącej na dobre zimy.
     - No i co, spróbujemy dzisiaj zrobić zdjęcia na dworze? - Spytała pani Mariola wysiadając z auta. 
Wzruszyłem tylko ramionami i odpowiedziałem:     
     - Jak pani sobie życzy. Ja się dostosuję.
     - Pan jak zwykle wykazuje organiczny brak zdecydowania. 
Na to wypadła koleżanka z biura, wydzierając się już od progu:
     - Tak, tak! Idźmy dzisiaj w plener! Słonko tak fajnie świeci, będą świetne zdjęcia. Pani fotograf obrzuciła mnie znaczącym spojrzeniem.
     - Widzi kolega, to jest zdecydowanie. Tak więc postanowione, idziemy przed schronisko.                   
    - To nie brak zdecydowania, tylko w moim, subiektywnym odczuciu, zdjęcia studyjne  znacznie bardziej mi się podobają i tyle. - Próbowałem się bronić.
     - Dobrze, dobrze, a teraz niech pan idzie po psiaka. - Usłyszałem w odpowiedzi.
     - Jak panie sobie życzą. - Odparłem i udałem się na schronisko po pierwszego psiego modela.


  Już wcześniej postanowiłem, że w pierwszej kolejności tego dnia zabiorę na sesję Gordyego. 
Do schroniska trafił z interwencji. Zanim został do nas przywieziony, przez kilka dni błąkał się po osiedlu. W końcu ktoś z mieszkańców postanowił, że dłużej tak być nie może 
i zadzwonił do nas. 
Gordy to przemiły, łagodny psisk, którego raczej niewiele dobrego spotkało 
w dotychczasowym życiu.

     - Chodź kolego, mam nadzieję, że będziesz się doskonale prezentował w plenerze. 

Psa oczywiście zupełnie nie interesowało, jak będzie się prezentował, natomiast zaczął radośnie merdać ogonem wyczuwając, że idziemy na spacer. I poszliśmy, dostojnym krokiem nie spiesząc się. 
     - No wreszcie jesteście. - Usłyszałem już z oddali.
     - Już myślałyśmy, że zgubiliście się w schronisku. - Dworowała koleżanka.
     - Nie, to kolega nie mógł się zdecydować, którego psiaka wybrać. - Wtórowała jej pani fotograf.

Spojrzałem na Gordyego, a on na mnie i jednocześnie westchnęliśmy.
     - No dobrze, stańcie tutaj. - Zakomenderowała pani Mariola, wskazując na łąkę. Stanęliśmy, a właściwie tylko ja stanąłem, bo psiak po prostu usiadł w oczekiwaniu na dalszy rozwój wypadków. Pani fotograf podniosła aparat i usłyszeliśmy.
     - Na razie spokojnie, robię tylko próbne zdjęcie.

Trzask migawki i aparat powędrował w dół.
     - Nie, to nie jest dobre miejsce. Trawa jeszcze się nie zdążyła się zazielenić. Jest tak szaro, a to nie będzie dobrze wyglądało na zdjęciach. Musimy poszukać innego miejsca. 
Chodźmy! 
No i poszliśmy. 
Oczywiście Gordy był zachwycony przedłużającym się spacerem. Co jakiś czas przystawaliśmy, pani Mariola robiła przymiarkę i z wyrazem niezadowolenia na twarzy zarządzała:
     - Nie tu też nie jest za ciekawie.

  I tak już poszło, a to trawa była za mało soczyście zielona, a to niebo nie tak niebieskie, jak trzeba. No dobra, ale czego się nie robi dla dobrych zdjęć. W pewnym momencie koleżanka wskazała na stojące przy drodze drzewo.
     - A może spróbujemy zrobić zdjęcia na jego tle.
     - Co nam szkodzi możemy spróbować. - Odparła pani fotograf. 
     - No chłopcy ustawiajcie się. Po chwili ta sama reakcja co w poprzednich wariantach
     - Nie, to nie jest to. - Zaopiniowała stanowczo pani Mariola


Natomiast już troszeczkę znudzony pies po prostu podniósł tylną łapę i obsikał drzewo.
     - On też stwierdził, że to nie jest to. - Rzuciłem kąśliwie wskazując na Gordyego.
     - A on wie, co jest dobre.
     - No już , już idziemy dalej! - Dopingowały nas panie.


Pokrążyliśmy sobie jeszcze jakiś czas, aż w końcu z powrotem przekroczyliśmy bramę schroniska.
     - O, tu jest kawałek już takiej ładnej zieleni. Tu możemy spróbować zrobić zdjęcia. - Wykrzyknęła pani fotograf wskazując na trawnik przed biurem.
     - Widzisz stary trzeba przejść pół świata, żeby znaleźć to, co ma się przed nosem. - Wyszeptałem do psa.
     - Kolega chciał coś powiedzieć? - Zwróciła się do mnie pani Mariola.
     - Ależ skądże. Pochwalam tylko wybór miejsca. - I spojrzeliśmy na siebie z Gordym porozumiewawczo.


  W czasie poszukiwań odpowiedniego pleneru przestaliśmy zwracać uwagę na to, co się dzieje nad nami. 
Tymczasem niebo zaciągnęło się chmurami i w momencie, kiedy zaczęliśmy ustawiać się 
z psem do zdjęć, zaczął padać deszcz ze śniegiem. I choć to nie była burza, w panią fotograf jakby piorun trafił. Ścisnęła aparat, aż zatrzeszczała w proteście jego obudowa.
     - No i dopiął kolega swego. Musimy rozłożyć tło, bo przy takiej pogodzie nie ma sensu robić zdjęć.
     - Ja! Ja nie jestem szamanem i nie zaklinałem pogody. - Postanowiłem zaprotestować.
     - A może to ty! - Zwróciłem się do psa, ale on tylko w odpowiedzi pomachał ogonem.


Szybko schroniliśmy się przed nasilająca się ulewą. Rozpięliśmy niebieskie tło, rzuciliśmy „miśka” i zdjęcia poszły, jak z płatka. Chociaż cały czas miałem wrażenie, że pani fotograf nie opuszcza podejrzenie, że to ja maczałem palce w tej zmianie pogody. 
A Gordy? 
Poszedł do domu i przed wyjściem na każdy spacer zaklina pogodę tak, żeby świeciło słońce. 



To co, pójdziemy na spacer?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz