wtorek, 7 sierpnia 2012

Przygoda IX Czyli: O rany, niebo spadło mi na głowę!

Kiedy sesje odbywają się na zewnątrz, niejednokrotnie pani Mariola siadała lub klęczała bezpośrednio na betonowej powierzchni drogi. 
W trosce o jej zdrowie, któregoś dnia koleżanka współpracująca przy zdjęciach uroczyście wręczyła jej piękne, miękkie posłanie dla psa.
     - Jest czyste i na pewno będzie pani wygodniej, niż tak bez podkładki na gołej ziemi. - Powiedziała.
     - O, jestem autentycznie wzruszona i teraz już wiem, że mam tutaj swoje stałe miejsce. - Odparła pani fotograf uśmiechając się.     - Tak i to również oznacza, że przestała pani być tylko gościem i stała się pełnoprawnym członkiem naszej schroniskowej grupy. - Musiałem oczywiście wtrącić swoje pięć groszy.     - Pozwolicie jednak, że będę to posłanie tu zostawiała, bo nie umiem zwijać się w taki kłębek i wolę jednak własne łóżko. - Odparła pani Mariola.    - Oj tam! Czyli jednak nie będzie pani pełnoprawnym członkiem naszej grupy. Bo to warunkuje tylko przespanie jednej nocy właśnie na takim posłaniu. - Zażartowałem.    - Oczywiście, że tak i zawsze kiedy będzie pani przyjeżdżać robić fotki, będzie ono na panią czekało. - Zapewniła ją koleżanka.- A ty puknij się w czoło! - Zwróciła się do mnie z dezaprobatą.


  I od tego dnia posłanie znakomicie spełniało swoją rolę. Było jak kwatera główna wodza. Zapełniała je sobą pani fotograf, wraz z całym osprzętem fotograficznym. Służyło dzielnie do dnia, w którym na plan wkroczyła Baśka.

  Trzeba zacząć od tego, kto to w ogóle jest Baśka. 
Otóż suczka w typie amstaffa, która trafiła do nas pewnego zimnego, lutowego dnia. 

Zaniedbane, wychudzone chuchro w biało-brązowe, pręgowane łaty. I coraz bardziej nam Baśka znikała w oczach, że w końcu została z niej tylko głowa z wielkimi brązowymi, smutnymi ślepiami, osadzona na wychudłym korpusie. 
Wszystkie przeprowadzone badania nie wykazywały żadnej dolegliwości, która mogłaby wskazywać na takie podupadanie na zdrowiu. 

   Tajemnica wyjaśniła się, kiedy Baśka trafiła do biura! Problem był w jej głowie, ona po prostu potrzebowała kontaktu z ludźmi, tak samo jak powietrza. 
Od momentu, kiedy zamieszkała w budynku biurowca, narodziła się po raz wtóry. 
Zaczęła przybierać na wadze, a z oczu zniknął ten melancholijny wyraz tęsknoty. Został zastąpiony radosnym, łobuzerskim wyrazem. Kochane psisko, uwielbiające wszystkich, nawet kociaki.
  
  Zrozumiałe staje się, że mając wiedzę o jej postrzeganiu świata, należało zrobić jej sesję 
i szukać pilnie domu, gdzie raz miałaby stały kontakt z ludźmi, dwa fizycznie doszłaby do siebie znacznie szybciej, niż w schronisku.


No więc Baśka na plan!

Urodzona modelka, umiejętnie pokazująca swoje walory. Tyle da się powiedzieć o jej nastawieniu do robienia zdjęć. Nie mieliśmy z nią większych problemów, żeby dobrze pozowała. Grzeczna ułożona, jak miała siedzieć to siedziała, jak miała leżeć to się położyła, czyli pełna współpraca. Trzask, trzask i po sesji. 
  W tym miejscu należy dodać, że nasza panna była już na tyle z nami zżyta, że zarówno po biurze jak i przed nim poruszała się swobodnie, nie próbując nawet oddalić się bez pozwolenia, więc mogła kręcić się po planie zdjęciowym co czasami było kłopotliwe, bo choć z natury łagodna to wkręcała się do zdjęć z każdym nowo przybyłym psiakiem. 
W końcu znudzona tym ciągłym przeganianiem w pewnym momencie zdematerializowała się, co nie da się ukryć sprawiło nam wielką ulgę. I tak to kontynuowaliśmy sesję zdjęciową bez przeszkód.

W pewnym momencie pani Mariola wstała ze swojego dyżurnego legowiska, gdyż tego wymagała chwila (po prostu wymyśliła sobie ciekawe, czy też jak kto woli, bardziej nietypowe ujęcie), pozostawiając je na ten moment puste. 

Zdjęcia zrobione, pani fotograf chce wrócić na posłanko, a tu niespodzianka! 
Na jej miejscu siedzi nie kto inny, jak tylko Baśka. 
 Siedzi wygodnie niczym królowa i patrzy na nas tym swoim maślanym wzrokiem.     - O wróciłaś! - Ucieszyła się pani fotograf. - A teraz, jak już sobie wygodnie posiedziałaś, to może mnie wpuścisz z powrotem na moje miejsce?

A Baśka nic, tylko obrzuciła spojrzeniem pełnym wyrzutu fotografkę, jakby chciała powiedzieć: „Ledwo wygodnie usiadłam, a ty już mnie wyrzucasz? Nie ma mowy!”.     - No już Basieńka wstawaj, bo chcę dalej robić zdjęcia, a nie mam ochoty siedzieć na betonie. Wystarczy, że to cholerstwo jest strasznie ciężkie! - I tu podsunęła pod nos psa swój aparat. - Więc nie muszę jeszcze dodatkowo katować swoich czterech liter. - Dokończyła już bardziej stanowczym tonem.


  Ta przemowa nie zrobiła na Baśce większego wrażenia. 
Energicznie pokręciła tą swoją wielką głową, aż uniosły jej się fafle, okręciła demonstracyjnie w kółko na posłaniu i położyła, a przednie łapy założyła jedna na drugą i w takiej pozycji zastygła, jakby zadając prowokacyjne pytanie: ”No i co mi zrobisz, jak nie zejdę?”. Pani Mariola zrozumiała to czające się w psich ślepiach wyzwanie, pobladła delikatnie na opalonej twarzy, tupnęła nogą i zwróciła się do mnie:     - No niech pan jej coś powie! Popatrzyłem na nią, a że stałem akurat na planie z innym psem w typie owczarka niemieckiego o imieniu Joe, to zwróciłem się do niego z zapytaniem:     - Jak myślisz, co możemy zrobić Joe? Ale on nie okazał się zbyt pomocny, bo akurat w tej chwili korzystając z niespodziewanej przerwy był bardzo zajęty obsikiwaniem klombu z kwiatkami.     - No dobra Basia zejdź z tego posłania, bo czas nam leci. Obiecuję, że dostaniesz podobne. - Zwróciłem się w końcu do suni. Ale ona nie zwróciła na mnie najmniejszej uwagi. To była rozgrywka między nią, a panią fotograf.     - Ale mi pan pomógł. Nie ma co! - Rzuciła z wyrzutem pod moim adresem pani Mariola.     - No niestety moje drogie panie, ale tym razem to chyba sprawa między wami. Ja zrobiłem, co mogłem. - Odparłem zarzut.     - No to niewiele pan może. - Odgryzła się fotografka.

Skoro tak! To demonstracyjnie wraz z Joe odwróciliśmy się do dwójki adwersarzy tyłem, ale tak, żebym mógł kątem oka obserwować dalszy rozwój wypadków, a te nabierały tempa.     - No złaź, ty uparciuchu! - Pani Mariola podniosła głos i tupnęła nogą. 
 Efekt? 
Baśka odwróciła się do niej również tyłem dając do zrozumienia, że w prowadzone w takiej tonacji dalsze negocjacje uważa za bezsensowne. W tym momencie w panią Mariolę jakby piorun trafił. Stanęła z na wpół otwartymi ustami i z wyrazem świętego oburzenia na twarzy.     - Czy jak podejdę wyprosić ją z mojego miejsca, to mnie ugryzie? - Wycedziła pytanie przez zaciśnięte zęby.     - Nie ma takiej opcji. Rzuciłem niby od niechcenia, a gdzieś w środku zwijałem się ze śmiechu, który starannie maskowałem, żeby nie doprowadzić do jeszcze większego wrzenia. 

Zaś Joemu szepnąłem na ucho:      - Ach, te kobiety. On tylko spojrzał na mnie i zamerdał zamaszyście ogonem jakby dając do zrozumienia, że choć do końca nie rozumie sytuacji, to on też jest rozbawiony. Pani fotograf zrobiła jeden ostrożny krok, potem następny i następny, ale kiedy tylko znalazła się już na wyciągnięcie ręki koło posłania, to Baśka jak się nie zerwie! 
Fotografka odskoczyła gwałtownie myśląc zresztą całkiem niesłusznie, że pies zamierza już teraz konkretnie bronić swojej nowej własności. 
Ale gdzie tam! 
Bacha miała zupełnie inny zamiar. 
Kiedy tylko zmiarkowała co się święci wstała, złapała za końcówkę posłania i szarpnęła. Po betonie posypały się tylko wszystkie klamoty pani Marioli, które sobie tam wcześniej pieczołowicie poukładała, a pies dumnie dzierżył posłanie w zębach stając w bezpiecznej odległości od fotografki. 
Merdając leniwie ogonem Baśka zdawała się mówić: „No chodź, pobaw się ze mną w berka! Zobaczymy, która z nas szybciej biega!”. 
Pani fotograf jednak wcale nie zamierzała dać się wciągnąć do zabawy, tylko zaczęła zbierać swoje skarby z ziemi. Widząc to Baśka podeszła do niej na odległość wyciągniętej ręki z majtającym w zębach posłaniem. 
Po prostu prowokowała panią Mariolę. Ale nie doczekała się reakcji na którą liczyła, bo fotografka podniosła głowę i zrezygnowana powiedziała:     - A niech cię tam! Zabierz sobie to spanie i zejdź mi z oczu!


  Baśka widząc, że to koniec zmagań, z których to ona wyszła zwycięsko, postała jeszcze chwilę, po czym odwróciła się cała dumna i podreptała w kierunku biurowca. 
Tam przed drzwiami do pokoju delikatnie położyła przedmiot całej awantury i z widoczną lubością umościła się w nim wygodnie. Reszta sesji przebiegła raczej w minorowych nastrojach, głównie za przyczyną złego samopoczucia pani fotograf.     - Cóż, czasem trzeba przełknąć porażkę. - Stwierdziłem filozoficznie.     - Taaaaak! To następnym razem kolega posiedzi sobie na betonie, a ja potrzymam pieski do zdjęć. - Odparła fotografka, miażdżąc mnie spojrzeniem.     - Ojej, o co tyle krzyku! O kawałek gąbki obszytej materiałem.- Próbowałem odeprzeć atak.     - Nie, o dumę. - Usłyszałem w odpowiedzi.

  Kiedy przechodziliśmy koło leżącej na posłaniu Baśki, pani Mariola oczywiście nie wytrzymała i prychnęła w jej kierunku:     - Phi! No i co, dobrze ci się wyleguje? Na co pies odburknął i mlasnął z lubością, jakby mówiąc: „Nieźle, nieźle”.


Kiedy pani fotograf już miała odjeżdżać, z budynku wybiegła koleżanka dzierżąc w dłoni inne posłanie i krzycząc:     - Pani Mariolu niech się pani już nie denerwuje, bo mam dla pani jeszcze lepsze posłanie i Baśka obiecała, że tego już pani nie zabierze. Na twarzy pani Marioli wykwitł uśmiech zadowolenia i machając przez otwartą szybę auta zdążyła jeszcze rzucić w moim kierunku:     - W przyszłym tygodniu, tak jak obiecałam, czeka pana dwie godziny siedzenia na twardym, bo ja mojego siedziska koledze nie pożyczę. - I uśmiechnęła się szelmowsko.

A Baśka? 
Kiedy piszę tę historyjkę jeszcze mieszka w schronisku, ale jest gotowa do wymarszu w każdej chwili. Ma już swoje prywatne posłanie, a do kompletu brakuje jej jeszcze tylko domu.



No co? To moje miejsce!
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz