wtorek, 7 sierpnia 2012

Przygoda XVI Czyli: Ja też jestem fotografką!

Wszyscy znamy psy, które pełnią rolę policyjnych detektywów, które są ratownikami i tak dalej. 
Ale pies fotograf? 
Otóż, jak okazało się pewnego dnia, że i w tej roli doskonale się znajdują, a przynajmniej ja znam jednego. Ten talent objawiła suczka o imieniu Czika i jak to najczęściej bywa, zupełnie przypadkiem.

  Cudny, urodziwy „rudasek” już był ustawiany do pozowania, kiedy rozdzwonił się telefon pani Marioli.
     - Musimy sobie zrobić krótka przerwę. - Orzekła fotografka, przerywając na chwile rozmowę. - To ważna sprawa i na chwilę was zostawię. Poczekajcie na mnie. - Dorzuciła 

i wyszła z sali, kładąc aparat fotograficzny na podłodze.


  No i zostaliśmy z Cziką sami. 
Ona zajęta „rozpracowywaniem” smakołyku, żeby się nie nudziła, a ja jak to czasem w życiu bywa, poczułem nagle ogromny przymus pójścia do toalety. Po pewnym czasie fizjologia zaczęła mnie przypierać coraz bardziej do muru, a pani fotograf ani widu, ani słychu. „Jeszcze minuta, no góra jeszcze dwie wytrzymam, ale potem nie ma mocnych, będę musiał wyjść. Gdzie ona jest?!”. Ta jedna myśl drążyła mi mózg.

     - No nie! Nie wytrzymam! - Wykrzyknąłem już na głos.
Czika spojrzała na mnie z „miśka” z zainteresowaniem. Merdnęła ogonem i wróciła do konsumowania stwierdzając, że to nie do niej ten dialog.
„E tam! Idę! Pies grzeczny, a mnie nie będzie tylko chwilę. Co się może stać?”. Biłem się w myślach, starając się zagłuszyć wszelkie wątpliwości. W końcu patrząc na psiaka powiedziałem na głos:
     - Słuchaj Czika muszę na sekundę wyjść. Będziesz grzeczna prawda? - Spojrzałem na nią 

z uwagą.
Ona oddała mi spojrzeniem, które zinterpretowałem jako pełna aprobatę dla mojego pytania.
„Przecież wiesz, że jestem grzeczna wiec po co pytasz? Musisz wyjść to idź, a ja tu grzecznie poczekam”. 


  Jeszcze chwilę się wahałem, ale parcie było już tak wielkie, że w końcu podszedłem do drzwi, złapałem za klamkę i rzucając ostatnie spojrzenie na Czikę dodałem:
     - No! Pamiętaj, co ci mówiłem. Bądź grzeczna. - Zamknąłem drzwi od sali i pognałem do toalety. 

Po drodze powtarzałem sobie półgłosem jak mantrę:
    - To tylko minuta, no góra dwie. Nic się nie stanie.
Kiedy już otwierałem drzwi od toalety zrelaksowany i z ulgą na twarzy usłyszałem taki krzyk, że nie mogłem uwierzyć, że tak drobna osoba jak pani Mariola ma tyle siły w płucach.
     - Nieeeeeeeee! Mój sprzęt! Ja zwariuję!

  Na sekundę mnie sparaliżowało, ale za chwilę „wyrwałem” z powrotem w takim tempie, 

że sam nie wiem jak to się stało, a już musiałem gwałtownie hamować przed wejściem do sali, w której robiliśmy zdjęcia. 
I tam zamarłem tak samo, jak pani fotograf z tą jednak różnicą, że mnie zamurowało 
z przerażenia, aż na chwilę zapomniałem oddychać. 
Zresztą widok jaki ujrzałem, a przede mną pani Mariola, niejednego zwaliłby z nóg przyprawiając o apopleksję. 

Oto Czika stała jedną łapką na aparacie idealnie w miejscu gdzie znajduje się spust. 
Trzask! 
Dźwięk ładowanej lampy i znowu trzask! 
Po pierwszy okrzyku sunia nawet się nie spłoszyła, tylko patrzyła radośnie, jakby zdawała się mówić: „Widzicie jaka jestem zdolna. Ja też potrafię obsługiwać to śmieszne pudełko. No co, nie pochwalicie mnie?”. 

Pochwalicie! Też mi coś! Pani fotograf widząc, że pierwszy alarm nie odniósł żadnego skutku, nabrała powietrza w płuca i jak nie krzyknie:
     - Zostaw ten aparat!
W tym momencie do Cziki w końcu dotarło, że to co robi raczej nie spotkało się z aprobatą. Odskoczyła więc od aparatu, przewróciła się na grzbiet pokazując podbrzusze i merdając pojednawczo ogonem.
”Ej! Co się tak denerwujesz? Przecież nie stało się nic strasznego! Chciałam tylko spróbować, jak to działa”. 

A ja? Ja miałem ochotę zrobić to samo, co pies.

  Natomiast pani Mariola podbiegła do aparatu, podniosła go z ziemi i zaczęła uważnie oglądać, szukając ewentualnych uszkodzeń. W miarę oględzin, niezdrowa purpura zaczęła jej schodzić z twarzy. ”Nie jest źle”. Pomyślałem, a na głos przez jeszcze ściśnięte gardło zapytałem:
     - No i co, wszystko gra?
Fotografka powoli podniosła głowę znad aparatu. Sądziłem, że to będzie spojrzenie zabójcze, więc spuściłem głowę w oczekiwaniu na wyrok.
     - Wygląda na to, że wszystko jest w porządku. Mała „cholera” zostawiła tylko ślad swojej łapy na soczewce. Może chciała poprawić ostrość, tylko nie wiedziała gdzie to się robi. Na szczęście nawet jej nie porysowała. - Usłyszałem ku swojemu zaskoczeniu łagodny 

i spokojny głos pani Marioli.
     - Ja naprawdę musiałem wyjść, a pani nie wracała. Bardzo przepraszam. - Zacząłem się usprawiedliwiać.
     - Tak, tak nie ma sprawy, ja to rozumiem. - Odparła fotografka i w tym samym momencie zaczęła się śmiać.
„No tak. to wstrząs postresowy.” Pomyślałem sobie w duchu.

Po kilku minutach uspokoiła się i usiadła na podłodze głęboko westchnąwszy.
     - Wie pan czemu się śmiałam?
Pokręciłem przecząco głową, bo skąd miałem wiedzieć.
    - Po prostu wyobraziłam sobie, jak pan musiał wypadać z toalety, kiedy usłyszał mój krzyk.
     - Dla mnie to wcale nie było śmieszne. Ja miałem prawie zawał.
     - Dobra! W związku z tym, że mamy czym nadal robić zdjęcia, zapraszam cię młoda damo na plan. - Tym razem, pani Mariola zwróciła się do siedzącej niczym przysłowiowa mysz pod miotłą Cziki. - A po zdjęciach zostaniesz z nami i będziesz patrzeć, jak robi się zdjęcia. Może jeszcze się czegoś nauczysz. - Dokończyła z uśmiechem.


Jak pani fotograf zarządziła, tak się stało i do końca tej sesji Czika spędziła czas u jej boku, uważnie obserwując, co robi pani fotograf.


Sunia już dawno nie mieszka w schronisku. Teraz na spacerach ze swoim panem pewnie robią fajne zdjęcia. Nie może być inaczej, skoro brała lekcje u jednego z najlepszych fotografów!

Prawda, że fajne zdjęcia robię?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz