wtorek, 7 sierpnia 2012

Przygoda XV Czyli hipnoza.

Okazuje się, że z wysokim poziomem inteligencji i wrażliwości u psów, to wcale nie jest przesadzona teoria. 
Przekonałem się o tym pewnego razu, kiedy przyprowadziłem na plan zdjęciowy psa 
o imieniu Lark. Wszystko zaczęło się od tego, że w moim mniemaniu, dla rozładowania stresu u niego zacząłem parodiować sytuacje z tak ostatnio modnych telewizyjnych show. 
Stanęliśmy razem na białym kocyku i zacząłem mój, jak się później okazało, niefortunny wygłup:
     - Dzień Dobry, Mam na imię Lark i niewiele mogę państwu zaprezentować, bo mało co potrafię, ale...


Nie zdążyłem dokończyć zdania, gdy poczułem ciepło rozchodzące się po nogawce. 
Rzuciłem okiem w dół i co widzę? 
Lark z podniesioną tylną łapą po prostu mnie obsikuje. 
Kiedy skończył, spojrzał na mnie. Na jego mordzie malowała się pogarda, a ślepia zdawały się mówić: „Koleś, mów za siebie. Może ty nic nie potrafisz, ale ode mnie się odczep!”.

  Pani Mariola, która do tej chwili starała się zachować kamienną twarz, wybuchnęła śmiechem.     - Ale kolegę załatwił. Na drugi raz proszę się zastanowić co pan mówi, bo dojdzie do tego, że jakiś psiak przełoży pana przez kolano i sprzeda parę klapsów. No, a teraz jeśli nie przeszkadza koledze mokra nogawka, zacznijmy zdjęcia.     - No co przyjacielu, popracujesz ze mną chwilę? - Zagaiłem pojednawczo do psa, chociaż gdzieś w głębi serca czułem, że jego urażone ego nie pozwoli nam na współpracę. 
No i niestety nie pomyliłem się! 
Totalna ignorancja mojej osoby. 
Żadne tam siad, żadne tam leżeć. 

Kiedy tylko próbowałem ustawić go do zdjęcia natychmiast zmieniał pozycję, która uniemożliwiała zrobienie przyzwoitej fotki. W pewnym momencie zeźlił się na mnie do tego stopnia, że odwrócił się do mnie i do pani Marioli tyłem dając do zrozumienia, że jest na mnie tak obrażony, że jeśli nie dam mu spokoju, to otrzymam „zębowe” ostrzeżenie.
     -No i co, trafiła kosa na kamień? Jesteście strasznie podobni do siebie. Kolega też, jak 
z niego zażartować strzela takiego „focha”. - Powiedziała pani Mariola.     - No tak, może faktycznie trochę „przegiąłem”, ale skąd mogłem wiedzieć, że z niego taki wrażliwy gość. I co ja mam teraz zrobić? - Rozłożyłem bezradnie ręce.

  Tymczasem Lark ani na moment nie zmienił swojej pozycji i wyglądał bardziej, jak gipsowa figura, niż żywe stworzenie.     - Może niech pan poprosi o pomoc koleżankę, która często asystuje nam przy zdjęciach, 
a która jak sam pan niejednokrotnie się przekonał, ma całkiem świetne pomysły ratujące nam życie. - Zaproponowała pani fotograf.    - Tak, tak to jest naprawdę bardzo dobry pomysł. - Przytaknąłem skwapliwie. - Mam nadzieję, że jest dzisiaj w pracy, bo inaczej klops.


Na szczęście koleżanka była obecna tego dnia.
     - Chodź ze mną na górę. Musisz mi pomóc z jednym psem, bo za żadne skarby nie można go przekonać do pozowania. Spojrzała na mnie podejrzliwie.     - Musiałeś coś narozrabiać? Przyznaj się.     - Oj tam! Niechcący uraziłem jego dumę. Chodźmy, szkoda czasu na wyjaśnienia. - Ponaglałem.     - Ech ty! - Westchnęła i podążyła za mną.


  Kiedy weszliśmy do sali Lark siedział w tej samej pozycji, w której zostawiłem go wychodząc. Nie zmienił jej na milimetr. Pani Mariola, która odwróciła się od okna przez, które podziwiała krajobraz, wykrzyknęła uradowana:     - O jest już pani! To super! Może koleżance uda się naprawić to, co kolega zepsuł. - 
I wskazała brodą na psa.     - Spróbujemy. Chociaż różnie może być. - Odparła koleżanka i podeszła do Larka.

  Kucnęła koło niego tak, że jej głowa znalazła się na wysokości jego ucha i zaczęła coś szeptać. Początkowo pies dalej tkwił w bezruchu. Po pewnym czasie jednak zaczęło się coś dziać, bo najpierw zaczęło drgać jego ucho, a potem stopniowo zaczął odwracać głowę, aż wreszcie odwrócił się cały. Cały czas nie spuszczał jednak wzroku z koleżanki, patrząc jej prosto w oczy. 
Ona nadal coś do niego mówiła półgłosem tak, że nie mogliśmy nic wyłowić z tej przemowy. W końcu Lark obrócił się przodem, a koleżanka dała znak, że pani Mariola może zacząć robić zdjęcia.

  Po zakończonej sesji chciałem podejść i odprowadzić psa z powrotem, ale stanowczy gest ręki zatrzymał mnie wpół kroku i usłyszałem:     - Ty na razie trzymaj się z daleka, bo on jeszcze ci nie wybaczył. - I wyszli.

Kiedy koleżanka już wróciła, postanowiłem zaspokoić ciekawość i zapytałem:     - Coś ty mu tam nagadała i czemu tak patrzył ci w oczy?     - Mój drogi kolego, wprowadziłam go w hipnotyczny trans powtarzając mu jak bardzo jest mądry i jakie ma piękne ślepia. Po czym obie panie wyszły z sali śmiejąc się serdecznie i zostawiając mnie samego na jej środku.     - Phi! Też mi coś! Hipnoza! - Prychnąłem pod nosem.

Oczywiście moje stosunki z Larkiem uległy znacznej poprawie. Trochę to trwało, ale ile można obrażać się na gościa, który codziennie dostarcza wam smaczne kąski. 

Lark niestety jeszcze nie znalazł domu, ale jeśli staniecie przed kojcem, w który mieszka, to może on was dla odmiany zahipnotyzuje i weźmiecie go do domu.


Już, podaję łapę!


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz