wtorek, 7 sierpnia 2012

Przygoda XIII Czyli jak kot Tiger pokochał zielono-żółtą mysz.

     - Nie, nie w ten sposób nie zrobimy mu żadnej fajnej fotki. - Westchnęła pani fotograf, zdejmując sobie po raz enty małego „buraska” z pleców.

Sprawcą frustracji pani Marioli był mały, bury, pręgowany kociak, który tego dnia był pierwszym modelem. Przyniosłem go w kontenerku, gdzie grzecznie czekał na przyjazd fotografki. Kiedy wszystko było już gotowe do robienia zdjęć, wyjąłem go i zaniosłem na białego „miśka” w skrytości ducha licząc, że uda się szybko „pyknąć” te parę fotek pomimo, że zdobyte doświadczenie podpowiadało mi, że na taki wariant nie ma co liczyć.

  I rzeczywiście, kiedy ochrzczony później imieniem Tiger kociak stanął na kocyku, postanowił natychmiast zacząć poznawać nowy, interesujący świat. Zupełnie zignorował nasze chęci do zrobienia mu zdjęć. Bardzo sprawnie umykał z planu, zręcznie unikając rąk, które starały się go tam zatrzymać. Po kilku próbach i przymiarkach, lekko zniecierpliwiona pani fotograf zaproponowała:     - Może niech pan zajmie go jakąś zabawką dla kotów. Spróbowałem, ale gdzie tam! 
Co mu tam jakaś piłeczka, skoro znacznie zabawniejsze było wspinanie się po statywie lampy błyskowej, albo sprawdzanie, czy za tłem nie ma przypadkiem drugiego takiego, jak on.

  Wszystkie próby mojej ingerencji w to zwiedzanie, wyrażał głośnym miauczeniem 
i pomrukami, jakby chciał mi powiedzieć: „Człowieku na głowę upadłeś! Każesz mi siedzieć w jednym miejscu, kiedy tu jest tyle fajnych rzeczy do zobaczenia!”.

Im dłużej trwało to przechwytywanie uciekiniera, tym on chyba czerpał coraz większą przyjemność z tego, że może mi zwiać. A to podbiegł do pani Marioli i wsadził nos w obiektyw, oczywiście szybko umykając, nim ta zdążyła go pochwycić, a to znowu wlazł do torby na sprzęt fotograficzny i fukał z oburzeniem, kiedy próbowałem go stamtąd wyciągnąć, a to wreszcie wpełznął pod krzesła w najdalszym kącie i wierzcie lub nie, ale 
z błyskiem złośliwej satysfakcji obserwował, jak czołgam się pod nimi, po czym w ostatniej chwili uskakiwał tak, żeby być poza zasięgiem moich rąk.

Kiedy lekko okurzony wyczołgałem się spod krzeseł usłyszałem:     - Panowie ja wiem, że sport to zdrowie, ale czas leci a my nie mamy nic. Wzruszyłem tylko ramionami zupełnie nie mając pomysłu, jak zająć naszego łobuza, żeby choć przez kilka minut posiedział na planie zdjęciowym.     - Liczę na kolegi kreatywność i pomysłowość. - Pocieszała mnie pani fotograf, widząc wyraz zniechęcenia na mojej twarzy. - Przecież nie takich delikwentów tu mieliśmy, a jakoś się udawało.


  W momencie, kiedy kończyła to zdanie Tiger, który korzystając z naszej nieuwagi wyszedł spod krzeseł i zaczął wspinać się po jej plecach, zupełnie nie mając dla niej respektu.     - Spróbujemy na karmę. - Powiedziałem ściągając go już prawie z karku pani Marioli, gdzie dotarł cierpliwie się wspinając. A gdzie tam na karmę! 
Żadne najlepsze smakołyki nie robiły na nim najmniejszego wrażenia, ani nie budziły zainteresowania. Dalej konsekwentnie umykał, klucząc i robiąc najbardziej fantastyczne uniki. Teraz już konkretnie za cel swoich wycieczek obrał sobie panią fotograf, a konkretnie czubek jej głowy, co oczywiście nie spotkało się z aprobatą tej ostatniej.     - Pani Mariolu niech pani wytrzyma jeszcze chwilę! - Wykrzyknąłem i pobiegłem na parter budynku. Przypomniało mi się, że kiedyś dzieci z jakiejś szkoły przywiozły dla zwierzaków cały worek maskotek do zabawy.     - Może któraś z nich zajmie cię, ty mały rozbójniku. - Powiedziałem sam do siebie.
Patrzę jest stoi! Podbiegłem i zacząłem je wyrzucać szukając tej jedynej, która mogłaby zafrapować kociaka.
     - Co, dziecinniejemy na stare lata? - Spytała z przekąsem przechodząca korytarzem koleżanka.     - A tam, nie znasz się! - Odparłem, nie przerywając gorączkowych poszukiwań. Nagle jest! 
Duża pluszowa mysz, a że z zasady jestem przekorną duszą, od razu spodobało mi się zestawienie kot-mysz.     - Rany co za kicz! - Surowo oceniłem zestawienie kolorów maskotki. - Ale co tam! Ważne, żeby zaintrygowała małego.

  Wróciłem biegiem na górę. Tam zastałem panią Mariolę wyginającą się niczym jogin 
i usiłującą sięgnąć kociaka siedzącego na jej plecach, skutecznie wczepionego pazurkami 
w jej bluzę.     - No w końcu pan jest! Niech mi pan pomoże! W tym samym momencie zamilkła i przeniosła wzrok na trzymaną przeze mnie maskotkę, zupełnie zapominając o siedzącym na jej plecach zwierzaku.     - I to jest kolegi sposób na uspokojenie tego rozbójnika? Ma dostać zawału i wtedy już nie będzie się ruszał?    - Dobra, dobra zobaczymy! - Odparłem i położyłem mysz na kocyku, a następnie delikatnie zdjąłem Tigera z jej pleców.     - Zobacz mały, kto tu na ciebie czeka. - Rzekłem do niego, stawiając obok maskotki.


  Reakcja kota była zgodnie z moim oczekiwaniem, jak najbardziej pozytywna. Wbrew obawom pani fotograf nie dostał zawału, tylko wydawał się być zachwycony myszą. Tulił się do niej, ocierał, przewracał łapą i wydawał pomruki zadowolenia. Zupełnie zapomniał o całym bożym świecie. Nie przeszkadzało mu światło lampy, ani trzask migawki. Już nie próbował uciekać z planu. Pani Mariola mogła spokojnie robić mu zdjęcia i to całkiem udane.

  Tiger pojechał już dawno do swojego domu. Zapomniał zabrać swoją ukochaną mysz. Teraz już wyrósł i pewnie interesują go zupełnie inne rzeczy. Jeśli jednak pozostał mu taki sentyment do myszy, to pewnie śpią razem z nim na jednym posłaniu. No i dobrze! 

Moja mysz!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz